Translate

07 lutego 2011

Kilka słów o moim domu - czyli krajobraz po bitwie.

Minął weekend więc czas pokazać co robiłam przez ten cały czas.
Owszem dłubałam szydełkiem, ale jeszcze nie czas by to pokazać.
Najpierw pokażę moje żonkile (żonkile pochodzą  rodziny narcyzów i mam nadzieję że moje to żonkile i nie pomyliłam ich z narcyzem trąbkowym :)). Otóż kupiłam sobie dwie doniczki, jeszcze w zeszłym tygodni, po przywiezieniu ich do domu - o dziwo chłopcy mi ich nie "zjedli" - jak to miało miejsce z prymulkami...
Już wieczorem pojawił się pierwszy kwiat. Rosły jak opętane, a pewnego dnia pojawiły się trojaczki.




Ja nie wiem czy to normalne - ale pierwszy raz takie widzę.
A tak wyglądają w szklanej misie:


A tak po wymianie za prymulkę, którą reperuję w kuchni, ale widzę, ze ta druga prymulka też wymaga reperacji, choć nie wiem czy coś jeszcze z nich będzie... Dosypałam na tackę złotych kamyczków, bo jakoś brakowało mi inspiracji na wypełnienie podłoża, a tylko to miałam pod ręką.


A co robiłam w weekend... W sobotę przez cztery godziny sprzątałam u dzieciaków w pokoju. Sprzątnęłam, poszłam zrobić pranie, zdjęłam suche, powiesiłam mokre i załadowałam pralkę i suszarkę - czas ok. pół godziny. Co zastałam jak wróciłam?


Obrazek mniej więcej taki sam: to akurat zdjęcie zrobiłam już jakiś czas temu, tutaj zrobienie bałaganu zajęło im 15 min, natomiast w sobotę nawet stoliczek był do góry nogami... Pomiędzy tym całym rozgardiaszem znalazłam mojego męża, który biegał raz a jednym, raz za drugim chłopcem po salonie próbując zabrać im kubek lub wytrzeć buzię, ściągając ich z parapetów i reperując powyrywane nóżki od lalek. Miarka się przebrała, gdy zauważyłam mój nowo zrobiony obrus pod stosem zabawek z wielką plamą po soku...
O nie! Miarka się przerwała. Upchnęłam zabawki, zamknęłam pokój i resztę dnia chłopcy oglądali Nat Geo Wild lub tańczyli, a Julia robiła faworki. W niedzielę z samego rana pojechaliśmy do miasta (na całe szczęście była to pierwsza niedziela miesiąca i sklepy były otwarte). Kupiliśmy półki takie, żeby można było wkładać w nie kosze z zabawkami - niestety koszy czarnych nie było - białych nie kupię...i dopiero w przyszłym tygodniu będą, kilka skrzynek plastikowych i dywaniki (Jysk mnie nie zawiódł i na przecenie kupiłam dwa dywaniki w cenie bardzo atrakcyjnej - na polskie złotówki tylko 50 zł za dwa!). Zrobiłam wielkie sprzątanie, nawet wyjątkowo obiad niedzielny składał się z "hamburgerów", czyli bułki, kotlety - które miały być na obiad, surówka, ogórki, ser. Dzieci nie protestowały. Ale co za sprzątania było - dwa worki czarne śmieci - co nie było kompletne szło do worka, ile ja tam skarbów znalazłam... Aż nie mogłam uwierzyć... Teraz każda grupa zabawek ma swoją skrzynkę. Czyli np. chłopców "narzędzia", "klocki" itp. Jeszcze jest tam trochę do zrobienia, np Julii lalki, akcesoria kuchenne, czy ciuszki na razie są w trzech skrzynkach wymieszane razem, a plan jest taki żeby je porozdzielać. Rozdzieliłam też pokój na pół: część dla chłopców i część dla Julii. Zlikwidowałam też puzzle piankowe z podłogi - niestety ale już na nie nadszedł czas - było to kapitalne rozwiązanie, bo miękkie, ciepłe, ale... zaczęli się chłopcy nimi interesować i dzień w dzień musiałam układać je na nowo...
Zostało jeszcze tam trochę do zrobienia - pomyć szybki w drzwiach, poukładać na parapetach i jeszcze "tatusiowe biurko" - niestety ale kable to on musi popodwieszać - bo moje kreatywne dzieci nawet kable przytwierdzone do sufitu poodrywali... I Tatuś musi wyczyścić biurko - bo to on nie zauważył, że się dorwali do farbek akrylowych... I okna umyć z zewnątrz, ale taka pogoda, że póki co trzeba na to poczekać.
A teraz jak wygląda "efekt tego naszego sprzątania" - sprzątali wszyscy nawet chłopcy - Jędrek się zmęczył i zasnął ale Franek sprzątał twardo do końca i tylko sprawdzał, czy brat jeszcze śpi - próbując go budzić: "Andy stań! Choć psiątaj!".
Część chłopców:



I część Julii + biurko - czekam cierpliwie na sprzątnięcie...



Oj ciężki weekend. Dziś mam wolne, więc sobie odpoczywam :)

                                                                       
Anka, Reni, Anioły Anielki: Dziękuję :)
Katarzyna/Kathryn: Ja na meble też nie patrzę... Wszystkie właściwie są "robocze" - krzesła np mam bardzo drogie, ale obicie wygląda jak po oblaniu żelkami... jak przestaną smarować paluszkami wszystkiego to sobie zamówię tapicera :), a ława już dwa razy się rozkraczyła, śruby od fotela "zaginęły"... Ale co tam! Kiedyś z domu pójdą :) A wtedy... Zatęsknimy :)
Lamika 88: Oj czeka, nie czeka, moja córka póki była sama to był Anioł! Tylko teraz tak z chłopcami się rozbrykała.
Edi, Beso_78, By_giraffe: Ja to nawet się pocieszam, że moje dzieci to nawet grzeczne są :) Dzieci potrafią być "kreatywne" - wiem bo też w pracy mam z tym do czynienie... Małą historyjka a'propos:  Chłopiec wraca z dworzu umorusany w błocie na twarzy, że tylko oczy widać, a cała twarz to skorupa zaschniętego błota, zdejmuje kombinezon, na którym pół podwórka jest, w kieszeniach ze trzy cegłówki, podwija rękawy, patrzy na równie "czorne" co twarz przedramiona i ze spokojem mówi: "Myślę, że dziś muszę się wykąpać."  :)
Ale muszę się pochwalić, że od niedzieli porządek w pokoju panuje!