Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogród. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogród. Pokaż wszystkie posty

21 maja 2014

Maj - to pora roku.

Ja zawsze mam jakieś dziwne poglądy, no, ale cóż, już tak mam. Zawsze pod prąd i zawsze inaczej. Nawet podział pór roku mam swój własny. Bo prócz tych podstawowych: zima, wiosna, lato, jesień i tych nazywanych przedwiośniem czy późnym latem, wyróżniam jeszcze dwie pory roku. To maj i wrzesień. Nie pytajcie dlaczego, ja już tak mam, że sobie tak wymyślam. Bo maj to ani wiosna, ani lato, pachnie bzami, rzepakiem i całym mnóstwem innych pachnących krzewów i drzew. I to jest właśnie maj. A na dodatek to u mnie już się zaczynają "nocne jasności" - fantastycznie jest wyjść na ogród o godzinie 22 i cieszyć się pełnią dnia :) Gorzej z wytłumaczeniem dzieciom, że mama się przejęzyczyła i zamiast powiedzieć że już jest późno, powiedziała że jest już ciemno i czas spać... Bo przecież jasno! To jak iść spać?!
A ja dziś mam dzień leniwy. Mam co prawda jakieś 3-4 pralki do wstawienia i wysuszenia, bułki jakieś machnąć, obiad zrobiony to ja będę odpoczywać :) Nie wiem jeszcze czy robótkowo, bo chwilowo utknęłam z odwiecznym problemem: "brak włóczki" - tym razem to gapa ze mnie jak nie wiem, bo spojrzałam, że mam jeszcze jedną czerwona włóczkę, a to się okazało być... owszem... czerwoną ale bawełną, a nie akrylem... Coś tam wczoraj zaczęłam dłubać z nudów, ale i z potrzeby zbliżających się urodzin koleżanki córki. 
I tak jakoś mnie dziś naszła ochota na napisanie dziś o czymś. Ino nie miałam o czym... To skoczyłam do ogrodu i zrobiłam kilka zdjęć. Ciężko się je robiło, bo wszystko co sfotografowałam rośnie na wschodniej stronie czyli ze słońcem w twarz.
Tak więc, w moim ogrodzie chwilowo jest tak:
W oczku są już papirusy - jeszcze słabe i wiotkie, ale wkrótce się wzmocnią i znów urosną potwory :) Oczywiście jak oczko - to musza być statki i łódki :)

 Rododendron nr 1 :)
 Rododendron nr 2 i 3 - jeszcze nie kwitnie :)
 I rododendron nr 4.
I różne inne kwiatki i krzewy... i oczywiście tony chwastów...



I tak to dziś wyszło. Taki post ogrodowy się wykluł :) 
Uciekam na ogród :) I po drodze do prania :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny :)

31 marca 2014

Kolorowa wiosna.

A taki dzisiaj... nie zobowiązujący post... Bo wiecie, poniedziałek po pięknym weekendzie, zmiana czasu i to że to poniedziałek... czyli u mnie sprzątania mnóstwo... To tak żeby mózgów nie męczyć, prosty obrazkowy przekaz, z kolorami, z wiosną :) Może się komuś "zachce" po tych obrazkach ruszyć, potworzyć coś, a może właśnie legnąć i pomarzyć :) Nie ważne. Mi się udało w piątek z rana wyskoczyć na ogród i korzystając z przecudnej pogody zrobić kilka zdjęć. Oczywiście zdjęcia już mocno nieaktualne, bo kwiaty sporo podrosły przez weekend. Krzewy pokryły się pięknymi zieloniutkimi listeczkami, forsycje kwitną, tylko jakoś w tym roku magnolie późno zakwitły, a może inaczej - wszystko zakwitło wcześniej, a magnolie...  nie zdążyły być pierwsze :) A zdjęcia mam o takie:
Ten hiacynt już przekwita
 Tulipany :)
 Róże  :)
 Jakaś śliwka, czy wiśnia, a może nawet mirabelka, nie pamiętam, bo to u sąsiada :) a ja na nią patrze tylko wiosną :)
 I kwiatki moje ulubione... co ich nazwę zapominałam... Szafirki oczywiście!!! W chwili obecnej są już dużo większe i kilka kulek sie otworzyło :)
 I jeszcze jeden hiacynt - dużo ich mam, i bardzo mnie to cieszy, że są w różnych stadiach kwitnienia - będa cieszyć oko jeszcze bardzo długo :)
 I jakieś takie wieloletnie fioletowe kwiatki.
 I krzaczek na który ja mówie, że to porzeczka ozdobna. Ma owoce jak porzeczka czarna tylko niejadalne :)
I to wszystko. Im szybciej zabiorę się za sprzątanie, tym szybciej skończę:)
Życzę wszystkim udanego tygodnia i pozdrawiam!!!

21 sierpnia 2013

Różności robótkowe i nie tylko robótkowe, z cukinią w tle.

Piękny poranek, słoneczko się wychyla (dziś ma być pochmurnie, ale akurat kiedy się upajałam pieknem poranka promyczki przebijały się nieśmiało przez chmury), przyjemnie... Rano wyszłam z Julią na autobus i zauważyłam kosz z cukinią u sąsiadów. W drodze powrotnej zatrzymałam się przy tabliczce by sprawdzić ile kosztują, a tam niespodzianka : Proszę! Gratis, nie zabieraj kosza :) To szybko w głowie sobie ułożyłam na co mi się przyda cukinia, wzięłam dwie, jedną małą, drugą dużą. Z małej powstanie jakieś ciasto, jeszcze nie wiem jakie, bo to zależy ile miąszu mi wyjdzie, a druga duża cukinia - te cukinie spadły mi jak z nieba! - na dzisiajeszy obiad. Wczoraj pół dnia główkowałam co by tu dziś na obiad zrobić - ja nie wymysliłam nic sensownego. Ostatnio było za dużo mięsnych potraw, mam zamiar umyć dziś okno w kuchni, więc lepienie pierogów odpada - choć jeden dzień chcę się pocieszyć niezakurzonym mąką oknem :). Dzieci chciały naleśniki - ale one zawsze chcą naleśniki, takie cieniutkie, duże, i z zębami (czyli rozlewając ciasto po patelni muszę tak zlewać ciasto na bok, by rozlało się w takie długie "zęby". A to wcale nie jest łatwe - bo ja robię rzadkie ciasto, kiedyś mi się sypło za dużo mąki to zęby wyszły i od tej pory próbuję dosypywać mąkę pod koniec smażenia, żeby te zęby wyszły:) I wracając do obiadu, to naleśniki nie leżały mi jakoś... już myślałam, że zrobię zupę jakąś, albo krem marchewkowy... A tu cukinia mnie z rana zaskoczyła. Mój tata robił cukiniowe placki z pokrojonych w plastry cukinii w cieście z mąki i jajek (zdaje się że podpatrzył to u Makłowicza). Ale jakoś nie przepadam za takimi plackami. To skoczyłam do Janeczki, bo pamietam, że kilka dni temu podawała przepis na placki z cukini. Przepis jest, obiad bedzie i tak to się pięknie zaczyna dzień :) A jeszcze kropką nad i było śniadanko: własny chlebek, solone, nie własne, masełko i pyszne malinowe pomidorki :) własne:)

A co dziś pokażę? A kilka różnych zdjęć, co mi zostały do pokazania po wakacjach:) 
Julki kolczyki nr 2 z piórkami
Jak pomalować paznokcie na safari? W zebrę! Oczywiście Julki paznokcie :)

Tak wyglądały pomidory, dziś już te największe są zjedzone :)

Moje zdobycze - skrzynki, które służą jako przenośny stolik do ogniska i skrzynka na drobne drewienka również do ogniska :)
I jeszcze wianek do budynku gospodarczego, czy jak to tam się zwie, taki na narzędzia i rowery. Wianek zrobiłam, bo chciałam wreszcie wykorzystać kilkuletnie już kłosy, które schły i schły, aż stwierdziłam, że jak czegoś z nimi nie zrobie, to je wyrzuce, bo mi tylko pajeczyny zbierają. 

I to już wszystko na dziś. Dziękuję za odwiedziny :)
Miłego dnia życzę! Pozdrawiam!!!

20 sierpnia 2013

Muszelkowy post - czyli jakie muszle skrywa nasz Bałtyk i co można zrobić z muszelek.

Kolejny powakacyjny post (choć pogoda i nastroje nadal całkiem wakacyjne). Pokażę Wam dziś muszelki, takie zwykłe z Bałtyku, dokładniej z cieśniny Kattegat, skąd blisko do Morza Północnego. Jak już jesteśmy przy Morzu Północnym, to mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się wybrać do miejscowości Skagen, jest to najbardziej wysunięty na północ  cypelek Danii, gdzie można ujżeć niesamowite zjawisko połączenia ciepłych wód Bałtyku z zimnymi wodami Morza Północnego. Dla ciekawych tego zjawiska polecam wpisać sobie w Google Grafika "Skagen" i zobaczycie jak fascynujące to miejsce.

A wracając do muszelek. Najpierw pokażę moją nawiększą dumę i największe zdobycze, które znalazłam pierwszego roku jak przyjechalam do Danii - trzeba trafić na czas pomiędzy dobrym przypływem, a odpływem. Najlepiej się szuka podczas odpływu, plaża powoli się powiększa, morze odchodzi i odkrywa kolejne miejsca z muszelkami - miejsca, czyli sterty, kupy, ogrom! muszelek. Nie raz byłam nad polską częścią Bałtyku, ale nie wiedziałam, że w Bałtyku może być tyle i to takich muszelek!
Przy muszelkach dla porównania świeczka, w rozmiarze zwykłym, małym.
 I takie tez można znaleźć
 Zbiory dokonane, przygotowana jestem na kolejny przypływ weny muszelkowej:)

 I tegoroczne zbiory większych muszelek - ta czarna jest porośnięta jakimiś porostami i znalazła ją Julia.
Jak jesteśmy nad morzem, to wcale nie trzeba się nachodzić, żeby pozbierać trochę muszelek. Siadasz tyłeczkiem na piasku i wystarczy tylko zbierać muszelki wokół siebie. Ja większość muszzelek zbierałam w wodzie, bo tak przyjemnie jest chodzić po wodzie. 
A co robię z muszelkami? A co mi do głowy przyjdzie, naszyjnik muszelkowy pokazywałam już wczoraj, można zrobić wiszące sznury muszelek, wrzucić do szklanego naczynia, rozsypać wokół świeczki... a ja zrobiłam o tak:
wianek wisi na tarasie, chyba potrzebuje większej ilości muszelek i czegoś do towarzystwa, bo wygląda trochę łyso:
 proste sznurki muszelek, na końcach małe dzwoneczki, wiszą pod pawilonem w ogrodzie i przy wietrze ślicznie dzwonią



 I świeczki. Ta jest mojej produkcji, najpierw świeczkę obsmarowałam klejem pcv i całą świeczkę wyturlałam w drobnym piasku również z plaży. Muszelki przyklejałam klejem na gorąco i póki co jakoś się trzyma.
 I z ozdóbkami również morskimi, drewienka, wyschnięte rośliny
 I tu widac drugą świeczkę...
 Ta podoba mi się bardziej - a zrobiła j ą  Julia. 
To wszystko na dziś.
Życzę miłego dnia!
Pa!

24 czerwca 2013

Ogniskowe pieńki w szydełkowych ubrankach.

Z racji rozpoczętego sezonu ogniskowego - bo grillowy już dawno otwarty :), zrobiłam szydełkowe pokrowce na pieńki. Troche nieprzyjemnie siedzieć na stadzie drzazg :) Pokrowce zrobiłam z resztek włóczek, związane sznurkiem wokół pieńka, dodatkowo musimy je przybić zszywkami, bo się jednak troche zsuwa (że ja o tym wcześniej nie pomyślałam...).

Z profilu:
 Z góry:
 I zdjęcia gromadek :)

 I jeszcze ten pierwszy z mniejszym kolegą :)
Ruszam tyłeczek, bo te poniedziałki to takie wybitnie zajęte mam... 
Pozdrawiam serdecznie!!!

06 czerwca 2013

Serwetnik, ogród i wycieczka.

Zacznę od nieudanej pracy, bo nie jestem z niej zadowolona... myślałam, że będzie wyglądało lepiej, inaczej...

Serwetnik, który miał już namalowane kwiatki, zamalowałam i przykleiłam nowe kwiatki - właściwie to to nawet głupio brzmi, ale uparłam sie na akurat te kwiatki i koniec! Do malowania użyłam farby akrylowej zmieszanej z klejem do porcelany - bo serwetnik był z jakiejś ceramiki oszkliwionej. Teraz wygląda o tak:

Właściwie to dobrze wygląda, ale kurcze... miałam inną wizję.
A w ogrodzie, eksplozja kolorów na rododendronach.
Truskaweczki :) Niektóre jeszcze kwitną, a inne mają owocki, ale w tym roku, to chyba późno będą truskawki...
I nasz pierwsza wielka wyprawa rowerowa. 
Od jakiegoś czasu się na nią szykowaliśmy, ale musieliśmy poczekać, aż Julia zacznie stabilniej jeździć. Chłopcy tez już zasuwają na swoich 4 kółkach, ale jeszcze nie czas na większe wycieczki z nimi na rowerkach, więc musieli zzadowolić się przyczepką :)
Plan był ambitny, bo chcielismy jechać nad morze, to ok 9 km w jedną stronę. Niezaryzykowaliśmy, przed zjazdem z wielkiej góry stwierdziłam, że zjechać z niej i dojechać nad morze to nie problem, ale wrócić, to już Julia może mieć problem. Więc wróciliśmy i zrobiliśmy 9,5 km. Właściwie to mało, ale jak na Julkę to dość dużo, bo wcześniej jeździła jakieś 5-6 km. Jechało się bardzo dobrze, pogoda przypasowała, a ja tak się "zmęczyłam", że aż musiałam bluze założyć :)
Dokumentacja zdjęciowa z miejsca zawrócenia.
To tyle na dziś, i czas by życzyć Wam dobrego weekendu :) Do poniedziałku! Pa, pa, pa!

08 maja 2013

Kalosze dla Izabell i kolejny kawałeczek ogródka.

Pisałam wcześniej, że dostałam zamówienie na kilka nowych ciuszków dla lalki Izabell. To było dość "dziwne" zamówienie, bo jak tu wydziergać "gummistøvle" - tłumacząc na język polski "gumowce / gumiaki". Przedstawiłam Julce propozycje, jakie kolory i jak bedą wygladały te "gummistøvle" i na całe szczęście pomysł został zaakceptowany :) Co prawda, juz wymyśliła jak można wydziergać "gummistøvle", by bardziej przypominały gumowe buty na deszcz, ale to następnym razem :)

A teraz ogródek. Udało mi się ukończyć kolejny kawałeczek ogródka, Jest lawenda, hortensja, i dużo innych kwiatków, pokażę jak zaczną kwitnąć :) 



A na ostatnim zdjęciu widać na wyższym pięterku, to z czym muszę się zmierzyć... końska trawa... pomiędzy roślinami płożącymi... Ale to jak już wrócimy.
I jeszcze moja nowa zdobycz :) Już w zeszłym roku spodobały mi się wiklinowe skrzynki, chciałam sobie kupić, ale jak się wybrałam do sklepu to już nie było, kupiłam zwykłe plastikowe i więcej nie szukałam. W tym roku skrzynka sama mnie znalazła :) A Mąż zrobił mi uchwyty :) I nawet na nie nie czekałam pół roku :) Aż się zdziwiłam! Powiedział, że to dlatego tak szybko się za to zabrał, bo lody zrobiłam :) Warto czasem wyjść z inicjatywą :) - choć nawet nie taki miałam zamiar:)
W ogrodzie pracy jeszcze mnóstwo, rabatki, taras, choć ten ostatni to co zamiotę to znów napaprze, bo to na nim sie rozkładam z ziemią i roślinkami :)
Oj uciekam, bo późno już, a ja mam dziś tyle do zrobienia... Jak ja nie lubie pakowania... 
Nie będzie mnie na blogu przez ponad tydzień.
Dziekuję za odwiedziny :)
Pozdrawiam serdecznie!!!