Zacznę od nieudanej pracy, bo nie jestem z niej zadowolona... myślałam, że będzie wyglądało lepiej, inaczej...
Serwetnik, który miał już namalowane kwiatki, zamalowałam i przykleiłam nowe kwiatki - właściwie to to nawet głupio brzmi, ale uparłam sie na akurat te kwiatki i koniec! Do malowania użyłam farby akrylowej zmieszanej z klejem do porcelany - bo serwetnik był z jakiejś ceramiki oszkliwionej. Teraz wygląda o tak:
Właściwie to dobrze wygląda, ale kurcze... miałam inną wizję.
A w ogrodzie, eksplozja kolorów na rododendronach.
Truskaweczki :) Niektóre jeszcze kwitną, a inne mają owocki, ale w tym roku, to chyba późno będą truskawki...
I nasz pierwsza wielka wyprawa rowerowa.
Od jakiegoś czasu się na nią szykowaliśmy, ale musieliśmy poczekać, aż Julia zacznie stabilniej jeździć. Chłopcy tez już zasuwają na swoich 4 kółkach, ale jeszcze nie czas na większe wycieczki z nimi na rowerkach, więc musieli zzadowolić się przyczepką :)
Plan był ambitny, bo chcielismy jechać nad morze, to ok 9 km w jedną stronę. Niezaryzykowaliśmy, przed zjazdem z wielkiej góry stwierdziłam, że zjechać z niej i dojechać nad morze to nie problem, ale wrócić, to już Julia może mieć problem. Więc wróciliśmy i zrobiliśmy 9,5 km. Właściwie to mało, ale jak na Julkę to dość dużo, bo wcześniej jeździła jakieś 5-6 km. Jechało się bardzo dobrze, pogoda przypasowała, a ja tak się "zmęczyłam", że aż musiałam bluze założyć :)
Dokumentacja zdjęciowa z miejsca zawrócenia.
To tyle na dziś, i czas by życzyć Wam dobrego weekendu :) Do poniedziałku! Pa, pa, pa!
Serwetnik, który miał już namalowane kwiatki, zamalowałam i przykleiłam nowe kwiatki - właściwie to to nawet głupio brzmi, ale uparłam sie na akurat te kwiatki i koniec! Do malowania użyłam farby akrylowej zmieszanej z klejem do porcelany - bo serwetnik był z jakiejś ceramiki oszkliwionej. Teraz wygląda o tak:
Właściwie to dobrze wygląda, ale kurcze... miałam inną wizję.
A w ogrodzie, eksplozja kolorów na rododendronach.
Truskaweczki :) Niektóre jeszcze kwitną, a inne mają owocki, ale w tym roku, to chyba późno będą truskawki...
I nasz pierwsza wielka wyprawa rowerowa.
Od jakiegoś czasu się na nią szykowaliśmy, ale musieliśmy poczekać, aż Julia zacznie stabilniej jeździć. Chłopcy tez już zasuwają na swoich 4 kółkach, ale jeszcze nie czas na większe wycieczki z nimi na rowerkach, więc musieli zzadowolić się przyczepką :)
Plan był ambitny, bo chcielismy jechać nad morze, to ok 9 km w jedną stronę. Niezaryzykowaliśmy, przed zjazdem z wielkiej góry stwierdziłam, że zjechać z niej i dojechać nad morze to nie problem, ale wrócić, to już Julia może mieć problem. Więc wróciliśmy i zrobiliśmy 9,5 km. Właściwie to mało, ale jak na Julkę to dość dużo, bo wcześniej jeździła jakieś 5-6 km. Jechało się bardzo dobrze, pogoda przypasowała, a ja tak się "zmęczyłam", że aż musiałam bluze założyć :)
Dokumentacja zdjęciowa z miejsca zawrócenia.
To tyle na dziś, i czas by życzyć Wam dobrego weekendu :) Do poniedziałku! Pa, pa, pa!
Witajcie. Cudne zdjęcie z wycieczki. Olka, ale ty chudziak jesteś. Super. Chłopacy oczywiście w najlepszym miejscu. Julcia szczęśliwa, no a tata jak zwykle przy pracy. Serwetnik świetny, nie wiem czemu się czepiasz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚlicznie razem wyglądacie. Serwenik jest super. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMi się podoba ten serwetnik
OdpowiedzUsuńMarudzisz...;-p Serwetnik wygląda prześlicznie:-)
OdpowiedzUsuń