Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty

20 sierpnia 2013

Muszelkowy post - czyli jakie muszle skrywa nasz Bałtyk i co można zrobić z muszelek.

Kolejny powakacyjny post (choć pogoda i nastroje nadal całkiem wakacyjne). Pokażę Wam dziś muszelki, takie zwykłe z Bałtyku, dokładniej z cieśniny Kattegat, skąd blisko do Morza Północnego. Jak już jesteśmy przy Morzu Północnym, to mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się wybrać do miejscowości Skagen, jest to najbardziej wysunięty na północ  cypelek Danii, gdzie można ujżeć niesamowite zjawisko połączenia ciepłych wód Bałtyku z zimnymi wodami Morza Północnego. Dla ciekawych tego zjawiska polecam wpisać sobie w Google Grafika "Skagen" i zobaczycie jak fascynujące to miejsce.

A wracając do muszelek. Najpierw pokażę moją nawiększą dumę i największe zdobycze, które znalazłam pierwszego roku jak przyjechalam do Danii - trzeba trafić na czas pomiędzy dobrym przypływem, a odpływem. Najlepiej się szuka podczas odpływu, plaża powoli się powiększa, morze odchodzi i odkrywa kolejne miejsca z muszelkami - miejsca, czyli sterty, kupy, ogrom! muszelek. Nie raz byłam nad polską częścią Bałtyku, ale nie wiedziałam, że w Bałtyku może być tyle i to takich muszelek!
Przy muszelkach dla porównania świeczka, w rozmiarze zwykłym, małym.
 I takie tez można znaleźć
 Zbiory dokonane, przygotowana jestem na kolejny przypływ weny muszelkowej:)

 I tegoroczne zbiory większych muszelek - ta czarna jest porośnięta jakimiś porostami i znalazła ją Julia.
Jak jesteśmy nad morzem, to wcale nie trzeba się nachodzić, żeby pozbierać trochę muszelek. Siadasz tyłeczkiem na piasku i wystarczy tylko zbierać muszelki wokół siebie. Ja większość muszzelek zbierałam w wodzie, bo tak przyjemnie jest chodzić po wodzie. 
A co robię z muszelkami? A co mi do głowy przyjdzie, naszyjnik muszelkowy pokazywałam już wczoraj, można zrobić wiszące sznury muszelek, wrzucić do szklanego naczynia, rozsypać wokół świeczki... a ja zrobiłam o tak:
wianek wisi na tarasie, chyba potrzebuje większej ilości muszelek i czegoś do towarzystwa, bo wygląda trochę łyso:
 proste sznurki muszelek, na końcach małe dzwoneczki, wiszą pod pawilonem w ogrodzie i przy wietrze ślicznie dzwonią



 I świeczki. Ta jest mojej produkcji, najpierw świeczkę obsmarowałam klejem pcv i całą świeczkę wyturlałam w drobnym piasku również z plaży. Muszelki przyklejałam klejem na gorąco i póki co jakoś się trzyma.
 I z ozdóbkami również morskimi, drewienka, wyschnięte rośliny
 I tu widac drugą świeczkę...
 Ta podoba mi się bardziej - a zrobiła j ą  Julia. 
To wszystko na dziś.
Życzę miłego dnia!
Pa!

19 sierpnia 2013

Kilka słów (i zdjęć) o tzw. pamiątkach z wakacji.

Częsty ból rodziców i zawrót małych główek, które stojąc przy kramie z "pamiątkami" piszczą, że chcą wszystko, a najbardziej chcą te tzw "pierdołki". W sklepikach z pamiątkami niestety pierdołków jest cała masa, nie tylko dzieci, ale i dorośli chcieliby zakupić sobie jakąś fajną pamiątkę.
Co można kupić w takich sklepikach z pamiatkami? Pokażę Wam kolekcje jaką uzbierały sobie moje dzieci. W każdym miejscu kupiliśmy pocztówki.
(zdjęcia z cyklu upośledzonych, bo żeby je zrobic musiałam stanąć na łóżku i trochę się trzęsłam... zrobiłam kilka zdjęć i każde wyszło straszne )
Tablica chłopców:
 Tablica Julii:
Na tablicy Julii jest też jeszcze jedna zdobycz:
Skóra pytona, Julia skorzystała z tego, że klatka została otworzona podczas karmienia i kiedy pracownik otworzył drzwi wypadła skóra. Julka poczekała na zamkniecie klatki i skórę sobie wzięła :)
Franek i Jędrek zaczęli zbierać plakaty:
 Chopcy sami wybierali plakaty i ta wielka żaba była tym wymarzonym plakatem - oni kochają żabki. Planujemy całą ścianę im wykleić takimi plakatami - zdjęcie nie jest krzywe, to skos i akurat pasują tam plakaty tak ułożone, u góry w pionie, dolny rząd w poziomie. A że plakatów w Regnskov jest sporo różnych do wyboru to ściana będzie wyglądała... egzotycznie.
Na innej ścianie plakaty z Aalborg Zoo i dwa miecze drewniane z Solca Kujawskiego (nie wiem co mają drweniane miecze do dinozaurów, ale niestey to był sklep z pamiątkami z cyklu więcej pierdołów niż treści, a coś z napisem Jura Park, czego dzieci nie rozwalą i najlepiej żeby można to było powiesić to były tylko takie miecze... )

Oczywiście w każdym miejscu dzieci dostały jakiś drobiazg, a to małe maskoteczki, a to pluszowe breloczki do plecaków, a to figurki zwierząt, czy dinozaurów - ale tym to się bawią i wiedziałam, że nie wyrzucam pieniędzy w błoto - takie same figurki można kupić w każdym praktycznie sklepie z zabawkami, ale kupując bilety roczne mam też 10% zniżki w sklepie z pamiątkami, więc kolejne z listy "takiego dinozaura teraz bym chciał" mogłam kupić - a zakup i tak byłby nieunikniony.
Z Julią już się lepiej rozmawia na tematy co jest pamiątką, a co nie. Jej zakupy były bardzo praktyczne - wybrała sobie ołówki. W duńskiej szkole dzieci nie używają długopisów, a jedynie ołówki - bo są wygodniejsze do pisania, oprócz ołówków z wyposażenia piórnika mamy na zapas 10-pak ołówków i ołówki które Julia sobie kupiła - ten z żyrafą (pamiątka z Reeparku) jest ozdobny, ale Julia stwierdziła, że jak zużyje jej się ołówek to żyrafkę przełoży na nowy. Dwa ołówki z Aalborg Zoo, są jej ulubionymi, z nich teraz korzysta i już zapowiedziała, że musiamy następnym razem takich kupić więcej - są pokryte miękkim materiałem i bardzo wygodnie jej się nimi pisze. 
Dużo pamiatek, można sobie znaleźć - jak ta skórę węża. Oto co sobie moje dzieci znalazły:
piórka strusi nandu, pawi i różne inne
 A co Julia chciała zrobić ze swoich piórek? 
 Julii najwięsze znaleziska i pałka tataraku - o którą pobiła się z małpką (pisałam o tym w poście o Ree Parku)
 A ja też sobie coś przywiozłam, jednorazową tackę papierową, która wygląda jak ze sklejki, na tacce było jedzenie, a że się tylko lekko ubrudziła, to ją przemyłam i mam na orzechy - tylko z orzechów zostało... aż dwa...


Pamiętam kiedy byłam na koloniach nad Bałtykiem starsznie podobały mi się muszelki na rzemykach i sobie wtedy wymyśliłąm, że poszukam dużej muszelki i sobie taki zrobie w domu - muszelkę, trochę mniejszą ale znalazłam, z dziurką namęczyłam się niemiłosiernie, ale wisiorek miałam. 
Julka też sobie znalazła muszelkę, ja zrobiłam dziurkę i wisiorek jest:
Kolejny post będzie o muszelkach - jakie muszle można znaleźć w naszym Bałtyku... tylko ciut z innej strony... i co prócz takiego wisiorka, co można zrobić z muszelek.
Dziekuję za odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego tygodnia.

14 sierpnia 2013

Aqua Park Silkeborg.

Dziś pokażę Wam najmniej ciekawe miejsce, choć znalazło się tam kilka fajnych elementów, to nie zaciekawiło nas to miejsce aż tak, byśmy chcieli wrócić tam.
Aqua Park w Silkeborg (http://www.visitaqua.dk/)to miejsce gdzie można poznać przede wszystkim zwierzęta rodzime. Jest to miejsce w którym dzieci bezkarnie mogą się lać wodą i poznawać najróżniejsze formy zastosowania jej mocy - młyny wodne, siła przepływu, zabawa małymi tamami itp.

Forteca z karabinkami na wodę.
 Basen z rybami do głaskani - wiem, brzmi kosmicznie, sama czytałam kilka razy, bo już myślałam, że mój duński jest tak kiepski, że nie rozumiem.
 Najszczęsliwszy był Jędruś, bo polował na wszystkie ryby i tylko powtarzał: jeszcze ta, jeszcze tej nie głaskałem :)
 Fajne przeszklone akwaria - widok na wnętrze stawów, które mozna oglądać na zewnątrz.
 Szkoda, że kaczki i wydry nurkujące były za szybkie, bo wyglądały niesamowicie przez te wielkie szyby.
 Lekcja anatomii ryby... jak ja byłam mala, to tata złowił dużego szczupaka, głowę spreparował w solance, ładnie na deseczce ją zamontował i taka głowę mogłam poznać i wszedzie  (no prawie wszędzie, bo zabki ostre) moglam wsadzić paluszek i organoleptycznie poznać budowę ryby. A moje dzieci mogły sobie do takiej głowy wejść...
 Oczywiście sztuczna głowa, ale o wszystkie detale, kropki, grudki, otworki i tak się ciekawskie dzieciaczki pytały, np czy to ryby ucho?
 Liczenie zebów:
 Świetny pomysł na karmnik dla ptaszków i wiewiórek - poukładane na kształt paśnika  zwykłe suche drewna. A na obiadek wpadła wiewiórka :)
 I zabawa w wodzie.
 Do ryby i na rybę :)
 Jak zamknę to nie masz wody, a jak otworze to masz wodę :)

 W wielkiej głowie ryby chłopców zafascynowały skrzela.
 Naciskam jest woda, puszczam i wody nie ma, a piasek pod nogami ucieka, o to ci niespodzianka :)

Jak widać na niektórych zdjeciach to spora ilość dzieci biegała tam w strojach kąpielowych. Pod względem edukacyjnym - by poznać wodę (w budynku była również fajna wystawa o wodzie w przyrodzie - burze, para wodna, akweny itp. ) miejsce fajne, zabawy tez dużo, zwierzeta też fajne, ale porównując z miejscami o których pisałam w zeszłym tygodniu - nas nie zachwyciło to miejsce. Wróciliśmy głodni wrażeni. Choć dzieci zrozumiały jak to jest że się koło kreci jak woda leci, jak w śróbę wkręcić wodę ddo góry, i skąd się biorą wzorki w morzu na piasku - chodzi o pofalowane dno - nie raz sie pytali mnie skąd to się bierze jak byliśmy nad morzem, ale dopiero jak sami robili fale to zrozumieli.

To tyle na dziś.
Życze miłego dnia i pozdrawiam!!!

09 sierpnia 2013

Givskud ZOO - Løveparken.

Po relacji z Aalborg Zoo i Ree Park w Ebeltoft przyszedł czas na takie miejsce, że skarpetki spadają - nie tylko dzieciom! Givskud ZOO - Løveparken (http://www.givskudzoo.dk/) - to miejsce nas zaskoczyło, zaczarowało i choć jedzie się tam ponad godzinę (to jakieś 140 km od nas), to warto i to bardzo warto i wkrótce chcemy tam wrócić. Pomimo tego, że przejżeliśmym stronę ZOO, foldery a nawet filmiki na You Tube, to i tak byliśmy zaskoczeni - nie da się przygotować na coś takiego.
Zapraszam do oglądania. Zdjęcia nie są imponujące, a to przez to jak były robione i przez pochmurną pogodę.
Jak przystało na Safarii - jeździsz własnym samochodem pomiędzy zwierzętami.




 W samochodzie dzieci mogły się spokojnie poruszać, bo jechaliśmy 10 km/h, jedliśmy ciasteczka i oglądaliśmy.
 Można się było na drugim pasie zatrzymać na dłuższą chwilę.

 Co jakiś czas na trasie były parkingi, ja myślałam, że to zoo to będzie zakorkowane i nie będzie można znaleźć miejsca parkingowego, a jak zobaczyłam kolejke czterorzędową do wjazdu to nie wierzyłam że znajdziemy miejsce, ale jakoś tak sprytnie to idzie, parkingi są duże i nie mieliśmy żadnych problemów z poruszaniem się i parkowaniem. Z każdego parkingu można było przejść do różnych ciekawych miejsc, które zwiedza się pieszo.
Hipcio.

 I od tej wycieczki ulubione zwierzę chłopców - "gogyl Ping Pong", czyli goryl King Kong, choć ten goryl akurat ma na imię Samson.


I jego rodzina - gorylica na pierwszym planie na ręku trzyma małego gorylka.
 Nie mogło zabraknąć Julianów, ale schowały się na drzewie...
 Nosorożce.
 Trochę zabawy.
 I to co jest najważniejsze w tym miejscu, to od czego bierze się nazwa zoo - Løveparken, czyli park lwów. 
Jadąc sobie przez Safari trafiliśmy wreszcie na pewien magiczny zjazd - do lwów, znaki ostrzegawcze, że należy pozamykać okna, w razie potrzeby nie wysiadać a użyć klaksonu,  nie wolno się zatrzymywać i należy jechać tylko jednym pasem (drugim pasem poruszały się ciągniki porządkowe - pokazywali różne informacje np zamknij okno, kierowali ruchem, pomagali, ale sami nie wysiadali, ba! Nawet szyby mieli okratowane ). Już w kolejce słyszymy ryki lwów, dojeżdżamy do pierwszej bramy, wjeżdżamy w taki korytarz, zamykają nas tam, otwiera się kolejna brama i naszym oczom ukazał się wielki lew biegnacy pomiędzy samochodami, zatrzymał się już poza drogą, spojżał za siebie, bo tam szła sobie spokojnie lwica, spacerując pomiędzy samochodami. Niestety nie zdążyłam zrobic zdjęć, bo nie można sie zatrzymywać. Na trasie widzielismy jeszcze wylegujące się lwice, ale za to zaraz za wybiegiem lwów był wybieg z lwami, które można było oglądać tylko zza siatki. 
 I flamingi, a Jędruś smutny bo choć ogrodzenia nie było to nie mógł do nich podejść.
 Takie spotkanie, robi wrażenie.

 Starałam się ograniczyć ilość zdjęć. Choć naprawdę można o tym miejscu opowiadać dużo. Już na koniec naszej podróży odnalazłam lasek z wielkimi polanami piknikowymi i placem zabaw z piaskownicami i zabawkami w nich - zawsze mnie zdumiewały piskownice w różnych takich miejscach bez zabawek - bo kto jedzie do zoo, czy innej takiej atrakcji z wiaderkiem i łopatką? Polany były naprawdę wielkie, a w niektórych miejscach, pomiędzy drzewami były rozwieszone hamaki... oj można się tam zatracić...

To tyle na dziś, od poniedziałku wracam z postami robótkowymi, mam co prawda jeszcze jedno miejsce do pokazania, ale to najsłabsza atrakcja, nie ma z czym się spieszyć.
Życze udanego weekendu i pozdrawiam serdecznie!!!