Translate

30 stycznia 2013

Wazonik decu.

Julka wypatrzyła sobie kwiatka sztucznego, takiego badyla - niestety ale mój umysł nie akceptuje plastikowych kwiatów... Oczywiście pojawił się problem, a w co wsadzić tego badylka? To zrobiłam mały wazonik. Nie miał być decu, tylko pomalowany pastą strukturalną, odkładając farbę zauważyłam serwetke z aniołkami, leżała tak na wierzchu, taka samotna... I tu chyba moje przeziębienie przyćmiło mi umysł... Aniołków nie widać... Szyjkę butelki obkręciłam koronką i niech tak zostanie. 



Nie ma co tworzyć na siłę, bo nic z tego nie wychodzi. Mam troche planów na weekend, to może będę miała co pokazać w przyszłym tygodniu :)
Od ostatniego piątku mój czas zajmuje pewna księga :)
 Oczywiście jak widać, książka jest po duńsku, i jest grubaśna :)
Nigelle traktuję jak inspirację, nie jako guru kulinarne. Oglądam ją, choć nie zawsze, jak zapomnę, to nie szukam powtórek, dla mnie to taka angielska wersja naszego Makłowicza, który przez fajna historyczną i kulturalną ramę przepycha fajne dania i pomysły. Makłowicza oglądam z sympatią, lubię jak coś tam pacnie za siebie:) Nigella, no cóż, wychowywałam się w domu kucharza, więc jak widze jak ona kroi pokracznie warzywa, to aż mi się miło robi, że nie jestem sama na tym świecie. 
Na razie czytam sobie moją wielką księgę, juz wykorzystałam trzy przepisy, ale nie kropka w kropke, pozmieniałam dużo składników i przeważnie tak właśnie wykorzystuje pomysły Nigelli - jako inspirację, podstawę do dania.
Co mnie zszokowało to cena książki, bo było to tylko 70 koron, czyli jakieś 35 złotych, a ta książka w Polsce kosztuje ok 80 zł! Nie powiem, ale szczęka opadła. Coś droga jest ta "literatura" w Polsce... A jeszcze kup taką książkę, z której zainteresuje Cię kilka przepisów, to można sobie oczy ze złości wydrapać! 
Dzięki za odwiedziny! Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne i wręcz cenne, zwłaszcza, że ostatnio co mi nie idzie robótkowanie... dzieki odwiedziną i komentarzom podnoszę się na duchu :)
Pozdrawiam!!!