Julka wypatrzyła sobie kwiatka sztucznego, takiego badyla - niestety ale mój umysł nie akceptuje plastikowych kwiatów... Oczywiście pojawił się problem, a w co wsadzić tego badylka? To zrobiłam mały wazonik. Nie miał być decu, tylko pomalowany pastą strukturalną, odkładając farbę zauważyłam serwetke z aniołkami, leżała tak na wierzchu, taka samotna... I tu chyba moje przeziębienie przyćmiło mi umysł... Aniołków nie widać... Szyjkę butelki obkręciłam koronką i niech tak zostanie.
Nie ma co tworzyć na siłę, bo nic z tego nie wychodzi. Mam troche planów na weekend, to może będę miała co pokazać w przyszłym tygodniu :)
Od ostatniego piątku mój czas zajmuje pewna księga :)
Oczywiście jak widać, książka jest po duńsku, i jest grubaśna :)
Nigelle traktuję jak inspirację, nie jako guru kulinarne. Oglądam ją, choć nie zawsze, jak zapomnę, to nie szukam powtórek, dla mnie to taka angielska wersja naszego Makłowicza, który przez fajna historyczną i kulturalną ramę przepycha fajne dania i pomysły. Makłowicza oglądam z sympatią, lubię jak coś tam pacnie za siebie:) Nigella, no cóż, wychowywałam się w domu kucharza, więc jak widze jak ona kroi pokracznie warzywa, to aż mi się miło robi, że nie jestem sama na tym świecie.
Na razie czytam sobie moją wielką księgę, juz wykorzystałam trzy przepisy, ale nie kropka w kropke, pozmieniałam dużo składników i przeważnie tak właśnie wykorzystuje pomysły Nigelli - jako inspirację, podstawę do dania.
Co mnie zszokowało to cena książki, bo było to tylko 70 koron, czyli jakieś 35 złotych, a ta książka w Polsce kosztuje ok 80 zł! Nie powiem, ale szczęka opadła. Coś droga jest ta "literatura" w Polsce... A jeszcze kup taką książkę, z której zainteresuje Cię kilka przepisów, to można sobie oczy ze złości wydrapać!
Dzięki za odwiedziny! Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne i wręcz cenne, zwłaszcza, że ostatnio co mi nie idzie robótkowanie... dzieki odwiedziną i komentarzom podnoszę się na duchu :)
Pozdrawiam!!!
Nie ma co tworzyć na siłę, bo nic z tego nie wychodzi. Mam troche planów na weekend, to może będę miała co pokazać w przyszłym tygodniu :)
Od ostatniego piątku mój czas zajmuje pewna księga :)
Oczywiście jak widać, książka jest po duńsku, i jest grubaśna :)
Nigelle traktuję jak inspirację, nie jako guru kulinarne. Oglądam ją, choć nie zawsze, jak zapomnę, to nie szukam powtórek, dla mnie to taka angielska wersja naszego Makłowicza, który przez fajna historyczną i kulturalną ramę przepycha fajne dania i pomysły. Makłowicza oglądam z sympatią, lubię jak coś tam pacnie za siebie:) Nigella, no cóż, wychowywałam się w domu kucharza, więc jak widze jak ona kroi pokracznie warzywa, to aż mi się miło robi, że nie jestem sama na tym świecie.
Na razie czytam sobie moją wielką księgę, juz wykorzystałam trzy przepisy, ale nie kropka w kropke, pozmieniałam dużo składników i przeważnie tak właśnie wykorzystuje pomysły Nigelli - jako inspirację, podstawę do dania.
Co mnie zszokowało to cena książki, bo było to tylko 70 koron, czyli jakieś 35 złotych, a ta książka w Polsce kosztuje ok 80 zł! Nie powiem, ale szczęka opadła. Coś droga jest ta "literatura" w Polsce... A jeszcze kup taką książkę, z której zainteresuje Cię kilka przepisów, to można sobie oczy ze złości wydrapać!
Dzięki za odwiedziny! Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne i wręcz cenne, zwłaszcza, że ostatnio co mi nie idzie robótkowanie... dzieki odwiedziną i komentarzom podnoszę się na duchu :)
Pozdrawiam!!!
Dla naszych dzieci przedziwne rzeczy potrafią być piękne.Ja też ustępuję...Zadbałaś o oprawę dla badylka...kochana Mama!
OdpowiedzUsuńNigella podoba mi się jako kobieta w kuchni,bo jest 100 procentową kobietą.I podoba mi się jak opowiada o jedzeniu.To się nazywa gotowanie z pasją :)
Strasznie podoba mi się ten wazonik!!! Te aniołki pasują tu idealnie!!!
OdpowiedzUsuńJakby wychodziły z tła, takie tajemnicze. Co do Nigelli, lubię niektóre jej przepisy, ale niestety ceny książek w Polsce to przesada, zatrzymałam się na dwóch... Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!!! :))
Nigellę oglądałam z wielką pasją, nawet miałam książkę. Nie korzystałam,więc ją sprzedałam. Ale urok tej pani nie tkwi w potrawach. Przede wszystkim jej sposobie podejścia do kuchni, w sposobie przygotowywania potraw, w uśmiechu i w luzackim podejściu. Teraz oglądam Jamiego ( książkę mam), Makłowicza uwielbiam.
OdpowiedzUsuńFajnie jest umieć cos zrobić. Nie masz wazonu, to zawsze możesz go sobie zrobić. Wasz jest fajny. Podoba mi się kolor. Pozdrawiam
Ja też czasem podglądam Nigellę i na podstawie jej potraw szykuję sobie bazę do obiadu. Masz rację co do polskich cen. Są gigantyczne, ale można trafić na jakąś fajną okazję. Wazonik bardzo efektowny. Czego się nie robi dla dzieciaków :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRadość dziecka jest najważniejsza! A gdzie sztuczny kwiatek?:)
OdpowiedzUsuńGrubaśna ta książka Nigelli, ja preferuję kuchnię polską i rodzimych kucharzy, którzy gotują po włosku :):)tak to już jest na tym świecie.
Powodzenia w twórczości.