Translate

30 lipca 2012

Zazdrostka.

Kilka miesięc temu, chciałam zrobić zazdrostkę do kuchni z wzorem lawendy. I wpadł mi w oko wzór z winogronami. To zrobiłam zazdrostkę, na wymiar okna kuchennego i po przymierzeniu stwierdziłam, że nie zawiśnie w kuchni, bo bedzie za ciemno. Ale już wtedy wiedziałam, że potrzebuję zazdrostki na okno w korytarzu na górze w takim zagłębieniu nad schodami, gdzie mam suszarkę i tak jakoś przy wieszaniu prania denerwowało mnie to puste okno.  To zawiesiłam sobie zazdrostkę, ciut przy mała jest i troche krzywo wisi, ale zawiesiłam ją na żyłce, bo nie miałam już haczyków do tych linek do zazdrostek. Ale już tyle czasu czekala na zawieszenie, że jak mnie naszło, to ją zawiesiłam w pięć minut :)
Pozdrawiam i uciekam dziergać, a czeka mnie prucie całego, bardzo męczącego rzędu... Aż nie powtórzę co wysyczałam jak się pokapowałam...

29 lipca 2012

Decu szaleństwo w kuchni.

Kilka razy w postach wspominałam, że mam w głowie duży projekt. I udało mi się go wykonać - w części, bo jeszcze dużo przede mną... dużo drobiazgów do wykonania :)

W kuchni mam płytki na ścianie, które były pomalowane na biało (pierwotnie były brązowe, co odkryłam przy szorowaniu przed malowaniem) - zresztą często się z tym spotykam, ze w duńskich domach płytki są malowane, nie tylko na biało - a to jest całkiem nie głupie, bo tańsze, niż zrywanie płytek i na pewno tańsze! A wiadomo, że kobiety lubią zmiany :) Do malowania płytek użyłam duńskiej farby w tłumaczeniu "gruntowna", która pokrywa tłuste plamy i np plamy nikotynowe. Zachowuje się jak farba akrylowa, a na puszce opis, że do klinkietów i paneli. To "se malnęłam", a że farby zostało, to coś jeszcze "malnęłam". Malowałam wałkiem i dzieki temu wyszło idealnie :)
Ale to nie wszystko, no ba! Przeciez nie była bym sobą jakbym czegos nie odwaliła :) Zrobiłam decu na płytkach :) Z serwetek od Anstahe :) 
Najpierw wyglądało to tak:
I zaczęłam rozmyslać... Wymyśliłam, żeby zrobić tak:
I to jeszcze nie koniec, bo chce zrobić cieniowaną ramkę fioletową na każdym kafelku z decu. I na koniec musze je jeszcze zalakierować, bo na razie zamalowałam je lakiero-klejem, który swoją drogą jest bardzo odporny na wodę, bo już nie raz przecierałam płytki i nic się nie zmazało :)
A teraz pokażę Wam całość:
 jeszcze tylko dreniany wieszak stoi na pochłaniaczu, a powinien wisieć, musze nowe rękawice uszyć i brakuje mi kilku słoiczków do przypraw - bo wykupiłam wszystkie jakie były, a ostatnio zapomniałam sprawdzic czy już są...

 zobaczcie ile ja pierdołków mam na górze na meblach... całą masę...
Na ostatnim zdjeciu mój cudny wieszaczek i jak się przyjżycie to zobaczycie moje cudne ściany... Byłam zachwycona tymi wypukleniami, które okazały się moją zmorą, bo kurz się na nich osiada i muszę je czyścić szczoteczką do zębów... Kuchnia nie jest idealna, bo jest ciemna, mam w niej drzwi na korytarz, do salonu i do "mojego tajemniczego" pokoju, gdzie mam min zamrażarkę i trzymam swoje skarby - włóczki, pierdołki, przydasie itp... a jak ktoś przyjedzie to jest tam też kanapa dla gości :)
Zrobiłam jeszcze kilka drobiazgów do kuchni. Doniczkę - która powstała z koszyczka - wszyłam w niego grubą folię i sadzę w nim cebulki, które mi kiełkują i mam szczypiorek :)

Doniczki nie widać gdy stoi na parapecie, bo parapet mam niżej niż blat, ale z ogrodu ja juz widać.
Stojak na noże:
A do tego puszka na drewniane łyżki. 


A przy łyżkach najlepsze jest to że, jakieś dwa miesiące temu zaczęłam wymieniać drewniane łyżki - i za jednym zamachem kupiłam prawie wszystkie... ale upchnęąłm je gdzieś, bo stwierdziłam, że wyjmę je jak już zrobie nową puszkę (starą możecie zobaczyć na pierwszym zdjęciu kuchni - stoi przy kuchence). Oczywiście jak zrobiłam już puszkę, to nie mogłam znaleźć łyżek... Na szczęście znalazłam je przy sprzataniu pokoju w którym mial spac mój brat (to właśnie ten magiczny pokój). Ale zdjęcia już są i nie będę robiła nowych z nowymi łyżkami. Chociaż widać, że je używam :)
Chcę Wam podziekować, za komentarze pod ostatnim postem (odpowiedziałam już na pytania). A zwłaszcza dziękuję, tym które szyją, a ja je podziwiam - uskrzydlacie mnie :)
I odpoczęłam. Wróciłam dziś do kuchni z wielkim zapałem, bo... dzieci dały nam pospać do 9.30! I nowe materace.... Się wyspałam! Było mi to potrzebne!
Pozdrawiam!

28 lipca 2012

Piżamki USZYŁAM!

Powoli wracam, do mojego normalnego trybu codziennego. Dziś rano odstawiliśmy moje rodzeństwo na lotnisko i w czasie powrotu wymyslilismy sobie "robotę" na deszczowy (wybitnie deszczowy) dzień, otóż stwierdzilismy, ze czas najwyższy na zmianę łóżek dla chłopców i materacy dla nas. Więc po drodze bach do sklepu po materace sztuk 4, a że mieliśmy dodatkowe fotele w samochodzie to ciężko było je upchnąć, ale jakoś domknęliśmy bagażnik :) A przed domem to już się wyturlały... I zaczęło się... wytachać ze strychu dwa łóżka, poskręcać je, a ulotka montażowa gdzieś zaginęła (choć ja sądzę, że małżonek w przypływie radości gdzieś ją schował jak kupiliśmy łóżka a teraz nie pamięta gdzie). Ale najważniejsze, że chłopcy mają już  nowe łóżeczka :) Ponieważ łóżka (a właściwie łóżko pietrowe, które mozna postawić jako osobne dwa łóżka), czekały na odpowiedni moment już od jakiegoś czasu, to ja zaczęłam przygotowania i sprawiłam chłopcom nowe piżamki :). Na razie tylko dwie, ale w planach mam kolejne :) - tylko ciekawe kiedy je zrobię?!
Zrobiłam je z mojej starej piżamy, a ponieważ, była ona w bardzo dobrym stanie, bo używałam ja tylko zimą i tylko na wyjazdy "do śpiwora", to szkoda mi było ją wyrzucac. To poprułam i dzięki Joance która pokazała na swoim blogu jak wycinać wykrój spodenek - jakoś poszło. Piżamki póki co po praniu w pralce i suszeniu w suszarce jeszcze się nie popruły, więc jestem dobrej myśli :) 
Pewnie, że krzywe są, ale i tak jestem z siebie dumna!

Teraz staram się ogarnąć, już powstała mała lista co bym chciała zrobić, czy dokończyć, ale najpierw muszę doprowadzic dom do porządku i w przyszłym tygodniu musimy dokończyć cięcie drewna... To też pokażę, bo kiedyś bo zdjęcia porobiłam :) Mam duże zaległości... mam bardzo dużo zdjęć, które musze poumieszczac na blogu, do tego niektórych zdjęć na moim blogu nie widac i muszę je na nowo wstawić, muszę jeszcze zakończyć na blogu zabawę w Robótkowe Euro 2012, ale czekam na wiadomość kiedy będę mogła wysłać ostatnią przesyłkę i też ogłoszę wkrótcę zabawę, która przejęłam od Reni. Teraz robię "coś" dla "Kogoś" i zastanawiam się jak długo wytrzymam na odwyku - niewchodzić do kuchni poza przygotowaniem obiadu. Śniadania, kolacje i wszelkie inne posiłki ma podawać Mąż, a ja mam odpoczywać, bo ostatnie dwa tygodnie to zasuwałam w kuchni jak szalona, dwa razy dziennie robiłam chleb, cos an podwieczorek i drugie sniadanie, a najlepiej spisywały sie drożdżówki - bo przy pracy łatwiej złapac drożdżówkę niz siadać z talerzykiem, do tego obiady i ja juz mam dosyć... A moje rodzeństwo choć młodsze to je tyle co cała nasza piątka! A gdzie Oni to wszystko mieszczą?! Ale chociaż przyjemnie było, bo brat mnie chwalił co chwila, a zwłaszcza za te drożdżówki :)
I wogóle było fajnie, przyjemnie, ale teraz ja muszę odpocząć.
Pozdrawiam Was serdecznie i dziekuję, że zaglądacie do mnie,  choc ja ostatnio nie bywałam u Was, a jak byłam, to nawet komentarzy nie zostawiałam, bo na to już czasu brakowało...

26 lipca 2012

Nowy design okna.

Zmęczenie daje się we znaki, bo nawet tytułu postu nie mogłam wymyśleć... Więc, tak szybciutko, bo wymęczona jestem piachem i morzem :) Ale szczęśliwa i "wychasana". 
Pokaże Wam jakie zasłonki zrobiłam Córce do jej pokoju (to już jakiś spory kawał czasu temu...). Mamy w domu dwa stare okna - może po wymianie dachu uda się je wymienić, ale póki co planuję je odmalować- i jedno jest u Córki, i mnie męczy bo reszta okien wygląda fajnie bez firanek, czy zasłonek, a to okno mnie męczyło, do tego to właśnie te stare okna mam wprost na sąsiadów! Co prawda Oni nam w okna nie zaglądają i ich oka są niżej, więc niewiele pewnie by wypatrzyli, ale i tak irytowało mnie to. To z włóczki w takie bąble zrobilam zasłonkę, a jako klamry slużą kwiatki szydełkowe usztywnione w łodygach drutem.

Ciężko się robi zdjęcia okien :(

I jeszcze dwie doniczki, które już pokazywałam, ale teraz z kwiatkami - kwiatki pewnie wkrótce padną, nie mam przekanania do takich kwiatów w domu i muszę znaleźć dla niej coś innego drobnego i ładnie kwitnącego na zachodnie okno (macie jakiś pomysł co to za kwiatki mogły by być?). 
Na chwilę obecną powstała już kolejna doniczka, ale to już pokażę kiedy indziej...
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje, ze jesteście u mnie, choć mnie u Was nie ma...
Pa!

22 lipca 2012

Woreczki.

Uszyłam trzy proste woreczki z przeznaczeniem na sprzęty elektroniczno-bateryjne które mam w łazience. Męczyły mnie te kable, niby pozwijane, ale zawsze mnie denerwowały w szafce, bo tylko miejsce zajmowały. To uszyłam woreczki, dwa dla mnie, jeden dla męża, ale musze jeszcze jeden uszyć. I wiszą sobie teraz na ścianie w łazience takie oto woreczki:



A tak wyglądaja z zawartością
To tyle na dziś. Ide spać, jutro ciężki dzień, bo... dziś przyjechała pierwsza partia drewna na zimę, a jutro reszta i trzeba to ogarnąć. 
Mam tez do Was pytanie: czy widzicie zdjęcia w moich postach? Np. zdjęcie z postu o dywaniku z elementów - nie wiem czemu ale go nie widzę, a w albumie jest, a czasem jak je powiększe to też wyskakuje, ale na stronie bloga zdjęcia nie ma. Nie wiem czy to problem z kompem - nawet nie mam czasu sprawdzić co się tu dzieje, bo wiecznie zajęty... czy z blogerem, czy chwilowo, czy co?! 
Będę wdzięczna pomoc w okresileniu problemu :)
Pozdrawiam serdecznie!

19 lipca 2012

Sweterek ze sweterka.

Kiedyś zrobiłam sobie sweterek, ale jakoś mi nie pasował, coś nie tak bylo z rekawami, był też za długi i źle mi się go nosiło - tak ogólnie. To go przerobiłam. Po zrobieniu większości kwadratów, zaczęłam żałować, że tyle włóczki pocięłam, bo jakoś nie widziałam tego sweterka, ale brnęłam dalej i dalej i oto jest!

Wczoraj pierwszy raz go założyłam i spisał się super! Jest mięciutki, ozdobny,a le tez troszkę ociepla. Musze tylko przyszyć wstążkę do brzegów sweterka, bo mi się zciąga, ale tak to nie mam zastrzerzeń - jestem bardzo zadowolona!
A co do ostatnigo postu, napisałam, że tesknię za Wami, a teraz mam gości i dziś zdałam sobie sprawę czego mi brakuje - tego mojego systemu prac domowych, mojego ułożenia planu, wypunktowania co mam zrobic, pomiędzy tymi punktami zawsze miałam tą minutkę by zerknąć co u Was i zawsze wszytko było zrobione... A teraz... sniadanie, sprzątanie, coś upiec, zrobic chleb, zaraz obiad, sprzatanie, coś porobic - gdzieś pojechać, jeszcze trochę trzeba wyskoczyc na ogród, bo tam zawsze jest coś do zrobienia i zaraz wieczór, jeszcze jeden chleb machnąć na rano i padam... A chałupa wygląda jak pobojowisko... bałagan, że ja to już w korytarzu oczy zamykam... Brakuje mi mojego systemu i spokoju z chwilą relaksu u Was :)
Pozdrawiam i lece bo chleb "pika" - vczasomierz znaczy :)

18 lipca 2012

Różana świeczka.

Córka przytachała skądś taki wianuszek na świeczkę i oczywiście: "Mamo, a znajdziesz mi ładną świeczkę taką z kwiatkami i świecznik?" Świecznki miałam na zbyciu, ale świeczkę z kwiatkami?! Wzięłam się za klejenie :) Oczywiście przy asyście, dopingu i tonie pytań córki, które czasem były kosmiczne! Np. "dlaczego do tego nie mówisz?" - czyli, czemu nic nie mówię jak przyklejam serwetkę :) - "bo o nic nie pytasz" - odpowiedziałam i dostałam grad pytań a jak to sie klei, a czemu to rozdzielam, itp...

Ale wróćmy do świeczki. Wygląda ona tak i oczywiście nie jest do palenia - dlatego, że jest dla dziecka.


Tęsknię za Wami, za czytaniem od deski do deski Waszych postów, za wyrażaniem opinii w komentarzach, a z drugiej strony miło spędzam czas z rodziną i tak trochę rozdwojona jestem. 
Miłego dnia życzę wszytskim!

17 lipca 2012

Koszyk z różami.

Znalazłam stary brudny koszyczek. Wymyłam, wyszorowałam, usunęłam ponaklejany papier i zrobiłam decu :)
Koszyczek oczywiście dla Córki - na co wskazują różyczki :) 

I to tyle dziś. Uciekam, bo goście są :)
Pozdrawiam i już tęsknię za Waszymi blogami, ale czasu na zaglądnie do Was mało...

15 lipca 2012

Dywanik z elementów.

Córka pomazała swój dywan farbką... A ja już nie mam siły by go prać, bo jest on niemiłosiernie wstrętny do prania... W gazetkach reklamowych znalazłam taki który mogłabym kupić, ale po dokładnym obadaniu go w sklepie stwierdziłam, że taki dywanik nie wytrzyma nawet miesiąca... A dziecko chaciało taki mechaty... To zrobiłam, może nie mechaty, ale się bardzo spodobał! A co najwazniejsze - bach do pralki na pranie ręczne i czyściutki jak nowy :) Dodatkowo go podszyłam takim grupszym różowym materiałem. I myślałam, że dostanę zawału jak zobaczyłam, ze się zawija! Ale na szczęście po zaprasowniu już nic sie nie podwija :) Zdjęcie jeszcze z zawijaniem :) I słabe, ale dywanik dość duży i musiałam stanąć na palcach żeby zrobić zdjęcie i sie zatrzęsłam i nieostre wyszło.



Ot taki drobiazg do pokoju dla Córki :)
Uciekam, bo głowa pełna pomysłów, a rączki tylko dwie!, ale... rośnie mi taki pomocnik, że hoho! Ale to kiedyś Wam przedstawię moją "pomocną rączkę" :)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i ściskam i wogóle!

13 lipca 2012

Różowe serduszko o zapachu czerwonej róży.

Kupiłam saszetki zapachowe o zapachu czerwonej róży. No i co?, przecież ich tak nie powiesze w "jakimś papierku". To serduszko uszyłam. Właśnie uszyłam drugie i jeszcze dwie saszetki czekaja na ubranka, ale dziś pokażę różowe - bo to dzisiejsze to mi nie wyszło ładnie i myślę, by je naprawić :) 

A wiecie co dynda na sznureczku na dole serduszka? - maleńki dzwoneczek :)
Wisi teraz u mnie w sypialni na uchwycie szafy.
To tyle na dziś. Postaram się teraz pisać posty częściej. Pewnie będą krótsze, bo w poniedziałek w odwiedziny przyjeżdża mój brat i siostra, a brat maly nie jest, więc będę miała dodatkowy etat w kuchni :) A i zaczęłam dziś trzy tygodniowy urlop :)
Ale co najważniejsze to to, że dziś wreszcze dotarłam na pocztę i wysłałam dwie przesyłki dla Trilli i Agnieszki - dla Luny jesteśmy dogadane kiedy mam wysłać - ale znaczek już jest a skrzynke pocztową mam przed domem. Wysłałabym juz wcześniej, no ale... ja to zawsze mam przygody. Wszystko miałam już uszykowane w poniedziałek. Nie bardzo była pogoda na wypad rowerowy czy pieszy, bo cały tydzień mamy ulewy, więc na pocztę nie dotarłam. A raz mi się przydażyło, że musiałam jechać w czasie gdy poczta otwarta i pogoda nawet była - tylko wiało, to położyłam listy na schodach - żeby nie zapomniec i zapomniałam. Dobrze, że to schody w domu, bo jak wracałam to już padało :) 
I dziś mam dobry humor, bo mi małzonek nie marudził, tylko mnie grzecznie zabrał do sklepów z "pierdołkami" i udało mi się kupic kilka drobiazgów do moich robótek :), min serwetki, w tym jedne do dużego projektu decu :) Ale to nie prędzej niż sierpień...
Pozdrawiam, dziękuję i życzę udanego, ciepłego weekendu!

12 lipca 2012

Troszkę duńskich krajobrazów.

Kiedyś już pisałam o tym, że lubię wracać na pieszo do domu, a to ok 4-5 km (zależy skąd wracam). Zaraz Wam pokażę dlaczego!
Ostatnio pojechałam rano pomóc mężowi odstawić dzieci do szkoły i przedszkola i taka była piekna pogoda, że sobie spacerek zrobiłam. Zdjęcia robione pomiędzy godzina 7 a 7.45. I przez większość drogi szłam prosto pod słońce, to też zdjęcia niekiedy kiepskie - bo już nic nie widziałam!
To jak? Idziecie ze mną na spacerek? To zaczynamy!
Tak zaczynam trasę, zaraz obok szkoły, za wysepka koniec miasteczka.
 O a z tamtąd przyszłam, już jestem w nastepnej wiosce.
 I teraz widok na wioskę, coś domków nie sfotografowałam - ale kilka ich tu jest.
 I tu już konic tej wioski.
 A to co przede mną.
 I troche lepsze zdjęcie - muszę iść aż do końca tej drogi.
 A po lewej stronie taki widok:
 A kawałek dalej po lewej stronie - taki widok - największe ustrojstwo! Bo za tym jeziorkiem są drzewa, a za nimi fjord a miejsce w którym ja stoję robiąc zdjęcie jest z lekką górką, więc gdy jadę rowerem i wieje, to w tym miejscu jest taki ciąg, że nie można się ruszyć! Ale widok bajeczny.
 A po prawej widok na pola rzepaku - pięknie wyglądały jak kwitł. A w oddali wiatraki. Te widoki mnie uspokajają...
 I na końcu tej drogi...
 Wiatrak, ale bez skrzydeł. W roku 2004 była wichura i zerwało całą konstrukcję skrzydeł i uszkodziło dach. Przez kilka lat zbierano pieniądze, i od dwóch lat remontowany jest dach - ciekawe kiedy przyjadą skrzydła :) A i to miejsce nazywa się "Lyshøj mølle".
I ostatnia prosta przede mną.

Po drodze pieknie widać farmę wiatraków, jeśli powiększycie to zdjęcie, to zobaczycie na horyzoncie wiatraki.

I tu też jak powiększycie zdjęcie to pomiedzy drzewem a znakiem widać wiatraki.

I domek wśród drzew.

I te drzewa co widać w oddali to już moja wioska :)

O to tu.

A co my tu mamy, a no mamy kort tenisowy, za nim boisko, a na samym końcu szkółka dla psów.

I kościół mamy, najstarsza część fundamentów pochodzi z 1227 roku.

I taki domek :)

I jeszcze takie domki:)

I na końcu drogi którą widać, zakręcam i zaraz jestem w domu. Nie zrobiłam zdjęcia bo się z sąsiadem zagadałam.

Ot taki post mi wyszedł. Mam nadzieję, że się nie znudziłyście :)
Pozdrawiam serdecznie!

11 lipca 2012

Istne szaleństwo - czyli prezent od Anstahe :)

Niedawno wygrałam candy u Anstahe. Zajełam drugie miejsce - pierwsza nagroda została wybrana i ja dostałam do wyboru obraz czy chustecznik.  Juz zaczełam pisać że chustecznik, gdy nagle mnie oprzytomniło, że obraz jest wolny! Byłam święcie przekonana, że obrazu juz nie ma! A tu proszę, obraz nadal do wzięcia, a ja się ucieszyłam drugi raz!

I w zeszły czwartek wybieram się rano do pracy - juz zamykam drzwi, podjeżdża samochód pocztowy - no nic nowego u nas tylko takie jeżdżą, ale chłopak otwiera bagażnik... i tak patrzę z wywalonymi oczami na jakąś wielka paczkę. Padłam w korytarzu na kolana i śrubokrętem - bo szybciej mi do niego było - zaczęłam rozpakowywać. I tak sobie myślę, że obraz to chyba trochę szczuplejszy powinien być?! I otwieram... i tylko pamiętam: "Cudne, o ku***"! I zaczęłam rozkladać, oglądać, dotykać. Dawno nie spotkał mnie tak miły prezent, to już nie chodzi o samą twórczość - choć piękna i tego sie nie da ukryć, ale o takie zrobienie naprawdę miłej niespodzianki, komuś, tak bezinteresownie. 
Ale od początku: wygrałam obraz, więc przy okazji piszcząc do Męża mojego - "mam obraz!", jakoś nam się zgadało, że może się dowiem przy okzaji o taki obraz z różami dla Córki. Chciałam kupić taki, ale oczywiście Anstahe chce mi go podarować - właściwie to powinnam sie tego spodziewać... bo nie ma na blogu informacji o możliwości sprzedaży... - najpierw musi go zrobić, wiec trochę poczekam, chciałam na wszystkie prezenty poczekać, bo po co dwa razy wysyłać, no ale Anstahe zadcydowała (i dobrze, bo ile radości!). Zaproponowałam wymiankę - skoro nie chce zapłaty, ale nadal nie wiem co by chciała?! Ale ja i tak cos dla niej przygotuję. No nie teraz, dopiero w sierpniu, bo czasowo nie wyrabiam, znaczy wyrabiam... ale o tym później...
No ale słuchajcie czy byście nie oszalały jak waszym oczom ukazały by się takie cuda?!
Długo myślałam nad miejscem zawiśnięcia i wybrałam hol na piętrze, ale w takim miejscu, że nie tylko wchodząc na górę pierwsze co widzisz to obraz, ale widac go pieknie również z dołu i wręcz przyciąga wzrok :)

Jestem zła, bo zdjęcie wyszło ciemne, a w rzeczywistości poszewka z transferem jest z jasniejszym zielonym - teraz muszę się dokopać do poduszek i założyć poszewkę - ale to może dziś mi sie uda bo mam jeden pokój do odgruzowania :)
I jeszcze tył poszewki - bo mi się bardzo podoba :)
to dopiero szaleństwo, przeglądałam te serwetki, chodziłam przymierzałam - oj podzieje się!
Taka zawieszka, w której idealnie mieszcza się filtry do ekspresu do kawy nr 3 takie jakie my używamy - zawiśnie w kuchni jak skończę tam broić :)
Cudowny notesik, który podglądałm już nie raz u Anstahe na blogu - jak Ona je robi?!

I wisienka na torcie! jeszcze nie wiem gdzie zawiśnie, na razie stoi na szafce w salonie
I czym ja sobie zasłużyłam na takie cuda?! Zaczęłam rozmowę o tym obrazie dla córki i to dlatego chyba tak wyszło... Do tej pory się cieszę, jak pomyślę o tych prezentach, albo je zobaczę :)
Drugi prezent juz w poniedziałek do mnie przyleci - już widziałam, bo przyszedł na adres mojej Mamy - i znów cudeńka! Tym razem od Renii z zabawy Podaj Dalej - ogłoszę ta zabawę u siebie, ale to dopiero jak dostanę prezent w łapki i sie uporam z wakacyjnymi odwiedzinami - czyli ok 1 sierpnia.
A co już wczesniej napomniałam - wyrabiam się z czasem choć nie rozumiem jak!? Robię dużo rzeczy na raz i szaleje wręcz, wpadłam w taki wir i aż wczoraj nie mogłam wieczorem usiąść z szydełkiem, bo mnie nosiło! Przed wczoraj wieczorem malowałam w kuchni, a wczoraj od rana w przypływie radości tak po tym malowaniu przeniosłam malowanko do łazienki :) A teraz się ruszam, bo już czas najwyższy!
Pozdrawiam serdecznie i lecę walczyć z moimi zbiorami pierdołków!