Translate

26 listopada 2013

Wygrane Candy w TheBestThing!!!

Miało nic nie być, ale wczoraj dostałam zdjecia mojego prezentu, ktory dostałam od Małgorzaty z TheBestThing. Prezent na mnie czeka, a raczej ja czekam na niego, bo w moje łapki trafi w okolicy świąt - już nie mogę się doczekać :)

Zdjęcia... to nie ja! to siostra! Swoja droga, to nie pierwsze zdjecia które dla mnie robi i nie wiem, czy ona ma za ciemno w pokoju, czy nie umie zdjęć robić, czy aparat już siada. No za każdym razem to samo... nie ostre, ciemne, kolory to już wogóle inna bajka... 
Śliczna kamizelka - 
 i bransoletka :) Takiej jeszcze nie mam :) 
Małgosiu - dziękuję Ci bardzo!!! 
To już wszystko. Ja uciekam do skrobania farby z płytek w łazience... dobrze, że podłoga podgrzewana, to chociaż przyjemnie na niej siedzieć :) 
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam dobrego dnia!!!

25 listopada 2013

Bez niczego...

I zaczynam poniedziałek od... niczego... nic nie mam po pokazania. Lenić się nie leniłam, bo malowałam, nawet dużo malowałam... powierzchnie duże malowałam... 



Malowalam drzwi, futryny, listwy...Ładnie wyglada nie? Tak gładziudko :) No, co musze się troche pocieszyć, że moje zmeczenie się opłaciło. Zdjęcia nie są ładne i jasne, bo robione z lampa z samego rana. I połowa parteru zrobiona... A gdzie jeszcze do końca!!!???
Dziś mnie czeka sprzatanie... Tam gdzie stawialiśmy meble, to juz wczoraj posparzatałam, ale dziś okna, farbe z podłogi jak gdzieś kapło, z kontaktów... I w pokoju i w łązience... bo łazienke tez malowalismy, a moja łazienka nie taka mała... Oj narzekam dziś strasznie... tak od samego rana... Siedze pod kocykiem, jestem już po podwójnym śniadaniu - jakoś tak wyjatkowo poczułam potrzebę najedzenia się. Niewyspana, bo 6 godzin, po tak intensywnym dniu, to troche malo chyba... W domu do zrobienia tyle, że aż nie mogę tego ogarnąć... Wczoraj przed spaniem pościel zakładaliśmy, bo w ciągu dnia nie miałam na to czasu...
I dzis kolejny pracowity dzien mnie czeka... od 6 na nogach, o 7.30 śniadanko, a potem godzinka dla mnie i od 9 rano zaczynam sprzatanie... (choc chyba zaczne od ciasta na bułki...), a co na obiad?! Help! Zero pomysłu, może rybka? Nie wiem... Pustka w głowie... A jak sobie pomyślę, że jeszcze do pracy muszę jechać... oj coś mi sie nie chce... a to że mi się nie chce jechac to się zdarza wyjątkowo rzadko... Chyba nawet nie tyle, że mi sie nie chce, co już widzę i czuję jaka będę zmęczona... A ziewam przeraźliwie... 
Macie jakieś lekarstwo na to? Na zimne powietrze juz się wystawiłam i nie pomogło... umycie się zimną wodą też nie pomogło, ja nie wiem?! Może po prostu muszę się ruszyć, zacząć coś robić, to samo przejdzie :) Nie wiem czy w tym tygodniu cokolwiek pokażę... nie mam czasu na drobne projekty, a to co dziergam obecnie jeszcze trochę sie podzierga bo to większa robótka... O rany, a pierniczki to co? Czas zacząć piec... tylko kiedy?! Muszę sobie dobrze ustawić ten tydzień. 
Taki post bez niczego, o niczym, troche narzekania, marudzenia... 
Ale i tak Wam życzę dobrego tygodnia! Pozdrawiam serdecznie!!!

20 listopada 2013

Podwodny świat.

I znów nie mam co pokazać :) To juz nawet trochę śmieszne zaczyna się robić... No nie mam i już! Robiłam sobie świąteczne łapki, ale mi czerwonego zabrakło... na dwa rzędy..., wczoraj zaczęłam trzy robótki - jednej mi się nie chce robić, bo to torebka na prezenty na "zaś" i się nie spieszy, druga to tunika dla córki - a bo musze mierzyć i nie bardzo mi się chciało ruszyć i iść po jakąś bluzeczkę, żeby zmierzyć, więc zobiłam długaśny łańcuszek i odłożyłam... trzecią robótkę zaczęłam, idzie, jest dobrze - chęci są i wychodzi dobrze :) Póki nie dokupię włóczki na świąteczne łapki i na kolejną parę mitenek (bo kolejna koleżanka Julii marzy o takich mitenkach :) - a ja puchnę z dumy!), to sobie powolutku podziergam co zaczęłam :) Czyli do nastepnego piątku przynajmniej... bo malowanie trwa i nie ma czasu na większe zakupy, byle szybciej, bliżej i do domu, żeby już w piątek malować :) W wolnych chwilach też maluję, ale klejem, jak mam chwilkę to doskakuje do biurka i tak sobie 5 min pomaluję, poprzyklejam... ale co to to nie powiem, powiem tylko, że na 25 mam 9 z czego 4 sa dobre, 4 bedę ratować, a na jedną to sobie mogę teraz tylko popatrzyć, bo nawet ratować się nie da... 

A tak na codzień, to bez zmian, uskuteczniam szlifowanie futryn i drzwi... dziś balustrada... A ja cos przeziębiona jesetem, siedzę pod kocykiem i sie tak zastanawiam, że jak spod niego wyjdę to będzie mi bardzo zimno czy nie bardzo? Nawet w grubą bluzę się dziś ubrałam - normalnie to mi zawsze ciepło - nawet całą zimę śpię pod letnią kołdrą. A dziś... oj musze się wykurować, bo dużo pracy mnie czeka... 
Żeby tak jakoś nudno nie było na blogu, to chciałam Wam przedstawić naszych najnowszych domowników :) Domownicy Ci, to prezent dla chłopców na 5 urodziny - no co prawda to ja sprzątam, ale chłopcy pomagają, karmią i obserwują godzinami - lepsze to niż telewizor! A co to?,  a akwarium :)
Korzeń to moja bajka, ale ten stratek... to niestety szkoła kompromisów - wolałam statek niż czaszke...
A teraz czas na rybki :) i inne żyjątka :)
Zdjęcia jakie są takie są i lepsze nie będą - niestey rybki się ruszają i nie chcą pozować.
Po lewej stronie zdjęcia poniżejwidać małego węgorza, tylko kawałek bo to ruchliwe strasznie zwierzę... Węgorze to tak potocznie, bo rybka nazywa się piskorek kuhla, mamy takie 3. Na drugim planie nasza "boćka".
 Dwie żółto-czarne platy (zmienniczki) i czerwone neonki (łącznie 6 sztuk).
 Roślin cos mało, bo mi platy powcinały resztę...
 I wisienka na torcie - czerwona krewetka "red cherry".
 A to boćka - czyli bocja siatkowana, największa w akwarium :)
 Pielęgniczka ramireza, a na lisciu ukrył się "glojonad".

 I jeszcze raz wisienka :)
 Pod bąbelkami boćka, a w tle neonki
 A to zdjęcie dla dobrych obserwatorów... Na startku, pod rosliną, przy schodach ukrywa się krewetka :) Takie krewetki mamy dwie.
 Pielęgniczka, a w dziurze statku "glojonad".
 Kolejne zdjęcie dal wprawnego oka - nad mniejszym pomarańczowym kamieniem, na krawędzi korzenia jest mała rybeczka - to plata, urodziła nam się i rośnie sobie :)
 Platy - parka.
 Pielęgniczka - mamy parkę, ale nie chciały razem pozować. One bardzo ładnie nazywają się po duńsku - sommerfugl, czyli motylek :)



 A to rybki Julii - wybrała sobie dwa małe gupiki i nazwała je Mobby i Dick (nie będę ukrwała, że ja jej podsunęłam nazwę)
 Wszytkie platy w kadrze - dwie żółte i jedna pomarańczowa.
 I "glojonad"- tak na nie mówi Franek, nazwy fachowej nie podam, bo nie potrafię określić jaki to dokładnie rodzaj... więc podaję nazwę potoczną - glonojad i mamy takie 4 :)
 Akwarium wciąga... oj wciąga... W przyszłości chcemy założyć dużo większe akwarium. Ale to jeszcze nie teraz, najpierw musimy dobrze się zajmować tym małym. Na razie w piwnicy czekają jeszcze dwa akwaria :) Takie małe 30 L i takie jak to które widać na zdjęciu, czyli 54 L. I co? Każdy będzie miał swoje akwarium :)?!
To wszystko na dziś i chyba na najbliższy czas... Zmykam bo się zasiedziałam :)
Życzę miłego dnia. Pozdrawiam!!!

19 listopada 2013

Przytulanko - kocyko - królik dla Izabell.

Czasem to mi się wydaje, że ta Julki Izabell, to jak moje czwarte dziecko. Izabell nie ma tego czy tamtego, to ja to robię... tu trzeba mniejsce dla Izabell zrobić , to szafki przesuwam... Czasem to troche trudne zajmować się dzierganiem tylko i wyłącznie dla lalki... Tak, tak... Bo Izabell to lalka. Ostatnie zamówienie dla Izabell to przytulanka wychodząca z kocyka - to się chyba jakoś specjlistycznie nazywa, ale ani mi, ani Julce nazwa nie była potrzebna, bo wiedziałyśmy o co chodzi :) Wstyd sie przyznać, ale pierwszy raz o tej przytulance Julia wspomniała chyba ponad rok temu, a mi zawsze jakoś nie po drodze było... Zrobiłam ją wreszcie, trochę w ramach ćwiczeń, bo chcę taką zabaweczkę zrobić dla córki mojej przyjaciółki, która ma sie urodzić w marcu :) 

Oczywiście kolorki są lepsze na żywo, zdjęcia wyszły wybitnie niedoskonałe, chciałam je zrobić zanim zabawka trafii do Julii, a i słońca nie  było i iejsca w domu, bo właśnie zaczęliśmy przenoszenie mebli przed malowaniem...

To wszystko na dziś. Kolejny ciężki dzień mnie czeka... czyli papier ścierny i futryny... Yyyy, no... a co na obiad?
Pozdrawiam i życzę Wam dobrego dnia!!!

18 listopada 2013

Mitenki jeszcze raz.

Pokazywaalm Wam już komplet dla Julii - czapka i mitenki. Jednej z koleżanek Julii - Amelii bardzo spodobały się mitenki i powiedziała, że Ona bardzo by takie chciała... To jak mi Julia o tym powiedziała, to wzięłam resztkę włóczki, która mi została z Julii kompletu i machnęłam szybciutko mitenki - jeden wieczór, różowa włóczka wyrobiona do końca (dosłownie zostało mi 10 cm!), fioletowej troszke zostało :)


Dziś Julia zabrała mitenki do szkoły i ma przekazać je Amelii :)
A ja, no cóż. Cos tam dzirgnęłam w wolnej chwili... ale szału nie ma, takie jednodniówki tylko... Malowanie na razie rozpoczete, końca nie widać... dopiero jeden pokój... dziś zmęczenie robi swoje, nawet wstać mi się nie chce... Ale musze, no co zrobić...
Pozdrawiam serdecznie!!!

14 listopada 2013

Donica decu.

Roślinka mi zaszalała i musiałam na szybko ją przesadzać, bo z doniczki wyłaziła. Jak na szybko, to przez czyb tydzień zajmowałam się donicą :) Mycie, szorowanie, schnięcie... malowanie, malowanie, decu, malowanie tła, tło serwetki było żółte, więc musiałm wszystkie te żółte miejsca zamalować, przy każdym elemencie, w każdym zakamarku... Efekt jest... zadowalający. O taką donice mi chodziło, bo chcę wszystkie moje donice w tym pokoju uszczęśliwić takimi wzorkami, ale to muszę czekać cierpliwie, aż przyjdzie czas na przesadzanie, bo trudno robic decu na donicu z rośliną :) A szkoda, że się tak nie da, to jeszcze dziś bym pewnie pomalowała kilka donic :)
Przepraszam za jakość zdjęć, próbowałam na wiele sposobów, tańcowałam z donicą po całym pokoju, ale niestety, o 7.30  rano zdjęcia to nie jest najmądrzejszy pomysł, ale co mam zrobić, jak tylko wtedy mam czas i jeśli chcę zamieścić je w dzisiejszym poście?!


Kolor donicy jest trochę bardziej intensywny niż na zdjęciach. Na ostatnim zdjęciu pokazałam moją roślinkę, a niedawno przyniosłam do domu kawałek bulwy korzeniowej z małym kikucikiem liścia... 
Muszę chyba troche nadgonić z robótkami, bo na tapecie mała chusta, zaraz bedzie finisz, na wykończenie czekają świąteczne lampiony, a ja nie mam co pokazywać! A i szykuje mi się mała przerwa blogowowa. Nie wiem jak długo, ale pewnie dwa lub trzy weekendy będą zawalona, bo małe malowanie mamy zaplanowane. Dla każdego faceta malowanie to taka wielka tortura... Nie raz się słyszy, że jak się powie małżonkowi o malowaniu... A u mnie nie. To mąż mnie namawiał na malowanie, a ja je odwlekałam jak najdalej mogłam... A dlaczego? A bo ja to mam porządek, a takie malowanie to chaos i bałagan i wogóle... To tak sobie wymyśliłam, tak przeciągałam, że połącze malowanie z porządkami przedświątecznymi. Meble będa poodsuwane, to sobie pod nimi posprzatam i nie będę później musiała szaleć z przesuwaniem mebli :) Ktoś powie, że za wcześnie zaczynam. Ale ja nie mam zamiaru w grudniu padac na pysk, bo trzeba posprzatać, nic nie trzeba! Ja nie sprzątam na święta, tylko raz na trzy miesiące przetrzepuję cały dom trochę porzadniej niż zazwyczaj - co moge to przesuwam, podnoszę, sprzatam w szafkach itd. Zazwyczaj sprzatanie wygląda tak, że z pokoi wynoszę wszsytko, co można wynieść (dywaniki, krzesła, itp.) - tak jest łatwiej, kto lubi podczas odkurzania manewrować pomiędzy nogami fotela, czy krzesła, albo podczas mycia podłogi moczyć brzeg dywanu... Mniej czasu zajmuje takie wynoszenie, niż gimnastykowanie się pomiędzy krzesłami. A która z nas nie rąbnęła się kiedyś o jakiś stolik... A ja się nie dam bić przez meble! O nie, one mnie nie pokonają to ja je pokonałam :) Wynoszę wszystko i mam całą podłogę, bez przeszkód, do mycia - od prawej do lewej, raz dwa i podłoga umyta. Dzieki temu, że ja już w listopadzie robię zakupy na święta - jak coś można kupić wcześniej to czemu nie?! to są też wydatki, które trzeba rozłożyć na kilka miesięcy, bo nie rozumiem jak można mieć święta na kredyt?!, sprzątanie zaczynam w pod koniec listopada, a u nas to zachwile będą ciemność 18- godzinne, to już na niektórych domach pojawiły się lampeczki i jakoś tak nie mysli się o tym listopadzie, o tym miesiącu depresji i przygnębienia. Nie mam czasu być zmęczona i śpiąca, a i czas przed świętami wykorzystuję na maksa - grudzień zachowam sobie na drobne sprawy i przede wszystkim na rodzinne przygotowanie do świąt. O taką mam wizję. Dzielę się z Wami tym, bo czasem czytam na blogach narzekania na listopad - a jak ja narzekam na coś i sobie poczytam, albo usłyszę porady jak to cos ogarnąć, to choć niezastosuję się do tych rad, to jakoś mi raźniej, że można to ogarnąć, jak nie tym sposobem, to innym. 
To w takim razie życzę Wam przyjemnego listopada :) Zapalajcie lampeczki, świeczuszki, lampioniki, to będzie przyjemniej :) Pozdrawiam!!!

12 listopada 2013

Bułeczki Petit Pains Au Lait.

Dzis nie robótkowo, ale kulinarnie. Coś na bury sobotni poranek, albo na niekończący się ciemny wieczór... Proponuje bułeczki Które tak ładnie się nazywają Petit Pains Au Lait, a ja na nie mówie "peti'alu". Przepis na te bułeczki znajdziecie tutaj: Petit Pains Au Lait. A moje opinie o tych bułeczkach? To jedne z tych bułeczek które mam na stałe wpisane w repertuar tygodniowy, jakoś raz na dwa tygodnie je robię, bo już tyle dobrych przepisów mam, że czasem to ciężko się zdecydować :)

Bułeczki pięknie rosną, nie próbowałam z rośnięciem w lodówce, bułeczki zachowują świeżość na drugi dzień. Dodam jeszcze taką moją małą obserwację - otóż jeśli ciasto nie jest dobrze wyrobione, za słabo urośnie, uformowane bułeczki nie napuszą się wystarczająco, to bułeczki jak i chleby nie będą zachowywały świeżości. Ciasto wtedy jest twarde. Bułki, czy chleb jest miękki, sprężysty, smaczny, ale tylko pierwszego dnia. Dlatego warto zwrócić uwagę na to czy ciasto nam się dobrze wyrobiło - zwłaszca jeśli tak jak ja używacie do tego robota kuchennego - warto pomiksować takie ciasto 5-10 minut (chyba że przepis mówi inaczej!!!), a na koniec dłonią zagarnąć ciasto od dołu, by sprawdzić, czy nie zostało nam gdzieś mąki, czy kawałka masła, margaryny. Czasem robię bułki, czy chleby i po prostu się spieszę - zdażało mi się, że po wyjęciu z misy już po pierwszym rośnięciu, widziałam mąkę, kawałek masła... i tak własnie łącząc fakty, przemyślając co było nie tak podczas procesu powstawania pieczywa, że na drugi dzień pieczywo jest suche. Czasem z braku czasu muszę skrócić proces wyrastania - jesli już musicie to zrobić proponuję skrócic czas pierwszego, dłuższego rośnięcia, nawet o pół godziny (często w przepisach jest podany czas 1h do 1,5h), bo jeśli drugie rośniecie ma trwać tylko pół godziny, a my to skrócimy, to pieczywo, może nie napuszyć się tak jak powinno. To takie moje obserwacje :) Specjalistą nie jestem, ale może się przyda :)
A teraz moje bułeczki:


Polecam przepis do wypróbowania!!! Słabo nacięcie zrobiłam, bo mi się ostrza skończyły, a nożem nie lubie nacinac, bo wtedy za bardzo się naciska na pieczywo, a jak sie nie naciska to wychodzi jak widać - noże mam ostre, tylko wyczucia brak :) Wymysliłam sobie, żeby do nacinania pieczywa używać ostrzy jakie wkłada się do noży do papieru. Pieknie się sprawdzają, minusem jest to, że muszę je dokładnie wysuszyć po użyciu, bo rdzewieją (a może są jakies nierdzewne?). 
To już wsztko, zabieram się za akwarium, trzeba posprzątać :) Raczej nie zapowiada się dziś, że znajdę chwile na robótki... 
Pozdrawiam serdecznie!!! Życze miłego dnia!!!

11 listopada 2013

Jeszcze jedna Pineapple Delight - tym razem w wersji mini.

Ja już tak mam. Jak zrobie coś, i mi się podoba i dobrze się dziergało, to zaraz zabieram się za to jeszcze raz. Może żeby na świeżo pamiętać jak to robić :) Tak było z Echo Flower, zrobiłam jedną po drugiej i tak jest tym razem z ananasową chustą z akcji Razem - Robienie u Intensywnie Kreatywnej. Pierwszą chustę w kolorze czerwonym już pokazywałam, po jej skończeniu, prawie od razu zabrałam sie za drugą chustę, tym razem w wersji mini - bo dla dziewczynki małej. Jeszcze nie wiem jakiej, bo to bedzie na prezenty dla Julii koleżanek, a dziewczynki same czasem mówią, że bardzo by chciały torebkę, albo szkatułkę. Chusty, a także szaliki kwiatowe które mam w planach - to trochę taka nowość, więc też jeszcze nie wiem jak się będą dziewczynkom podobały. Chusta jest bardzo delikatna, z włóczki alpakowo-moherowej. Na jedną chustę złużyłam 45g, a że motek ma 100g, to właśnie dziergam drugą taką chustę. 

Malutka jest ta chusta, boki ma na tyle długie, że można je z tyłu na krześle zawiązać (bo zdjęcie na krześle). Chuste mierzyłam na Julii i dobrze leży, więc mam nadzieję, że będzie pasowała, bo przyznam się, że po zrobieniu pierwszej części musiałam się chwile zastanowić, czy ryzykować prucie... i robić dalej, czy pruć od razu. Chusta wydawała mi się za mała. Przymierzyłam połowę chusty, jak będzie wygladała na Julii i czy się da związać. Na szczęście wygladało dobrze, związać można było, więc wciąż z duszą na ramieniu, ale robiłam dalej. Robiłam i zrobiłam, wygląda dobrze, ciekawe tylko, czy spodoba się koleżance :)
Mi to się dzisiaj chce taki dzień zrobić - nic tylko robótkowanie :) Ale się nie da... Mam trochę planów z decu, a jak się rozłożę z malowaniem i klejeniem, to na dłużej, a aż tyle czasu dziś nie znajdę... No nic, to może ja się wreszcie ruszę i zabiorę za to co muszę dziś zrobić :) 
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim miłego i radosnego Dnia Niepodległości.

08 listopada 2013

Postarzana decu deseczka.

Uff... skończyłam ją... co prawda to nie jest to co miało być... bo... zapomniałam powoskować... i ścierając białą farbę, troszkę się czarna starła... ale też jest dobrze. Dodatkowo pożółciłam ją lakierem, a bo mam taki lakier, co lekko żółty odcień ma.



Nawet dobrze nie? Jest tam takie jedno miejsce, gdzie mi się trochę serwetka zawineła i się zmarszczyło, widac to na zdjęciu na widelcu :) Ale co tam, wreszcie się udała ta moja deseczka i nie mam zamiaru na nią narzekać :)
To tyle na dziś, życzę Wam dobrego weekendu.
Pozdrawiam!!!

07 listopada 2013

Jesienny komplecik - czapka i mitenki.

Za rogiem połowa listopada, a ja dopiero czapkę jesienną dziecku zrobiłam :) Dobre, nie? Ciepło było, dziecko w opasce chodziło, a jak w poniedziałek stwierdziłam, że chybajuż za zimno, to biegiem za czapkę się zabrałam. Normalnie to czapki szybko się robi, to takie jednowieczorówki :) Zwłaszcza, gdy ma się gruba włóczkę i duże szydełko :) Hmmm... chyba, że... pierwszego dnia dziergania czapki, próbowałam dobrać szydełko, słupki, czy półsłupki... Ostatecznie miałam zrobione dwa kawałki czapek. Prucia było co nie miara... Niby taka prosta czapka, a co chwila musiałam coś poprawiać, bo a to za duża wychodziła, a to za długa... Jak już mi się udało zrobić tą czapkę, to zrobiłam też mitenki, do kompletu.

 Na tym zdjęciu widać lepiej kolory, zdjęcia robiłam rano, przy strasznym świetle, w łaściwe kolory to amarantowy i bakłażanowy :) A włóczka to akryl i wełna, jakaś tam specjalna do czapek.
Czapka miała być taka długa, żeby wisiała... wyszło jak wyszło, żebym to ja z niej była zadowolona... Julii się podoba, taka chciała, a ja niestety wiem, że mogło być lepiej...
Dziekuję za słowa otuchy i wsparcia z Waszej strony - deseczka juz prawie na finiszu - jeszcze tylko lakierowanie i będzie dobrze :) Dziekuję też za bardzo miłe komentarze :) Uskrzydlacie mnie!!!
Pozdrawiam i życze miłego dnia :)

06 listopada 2013

Pokrowiec na rakietę tenisową.

Dziś z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam co pokazać. No! Tak się zawsze wkurzałam, że pokazuję prace sprzed miesiąca nawet... a tu masz! Robię na bierząco, a że taka mądra jestem, to nic wczoraj nie ukończyłam... Miałam wczoraj ukończyć deseczkę decu... i schrzaniłam... tak bardzo, że musiałam zmywać całą farbę.... Dlaczego? Bo głupia jestem i nie myśle. Sobie wymyśliłam, że zrobię białą deseczkę z czarną przecierką pod spodem. Więc jaką farbę białą wzięłam? Tą z której jestem bardzo zadowolona, bo pieknie kryje i dobrze się nią maluje, ale... jak chciałam przetrzeć papierem ściernym, to zrozumiałam swój błąd - a wiedziałam, że ta farba tak się zachowuje - farba się nie ścierała, a wręcz zrywała plastrami... no dobra... wdech, wydech, mycie i od nowa... Z tego wszystkiego nie umyłam sobie wczoraj słoiczków na kolejne próby z lampionami. A na sam koniec walka z czapką... zwykła czapka, bez jakiś fajerwerków, a zrobić jej nie mogłam... Najpierw nie mogłam dobrać szydełka, bo to podane na opakowaniu to z czapki zrobiło sztywny kask... jak dobrałam szydełko, to sie zaczęło... chyba z pięć prób półsłupkami, za mała, za duża, nie taka jaka miała być... to potem słupkami, i znów kilka prób... Teraz wyglada to już całkiem, całkiem, jeszcze chwila i może ją dziś ukończę - jak się nie okaże przypadkiem, że coś nie pasuje... 

Ale żeby tak nudno dziś nie było, to cos wygrzebałam, coś, czego nie pokazywałam, bo jakoś tak się zapomniało, a dziś jak znalazł :)
Jak już pisałam wczesniej - Julia gra w tenis, ja też zresztą, ale Ona sie bardziej angażuje, a ja to tylko tak dla rozruchu :)
Julia ma swoją rakietę (ostatnio była strasznie dumna, bo oglądała mecz tenisowy, dwóch panów którzy mieli rakiety z tej firmy co ona ma, a nawet jednego z tych panów nazwisko widnieje na jej rakiecie - dziecko się ucieszyło, że ma aż taką dobra rakietę, taką któą uzywają prawdziwi tenisiści), ale nie miała pokrowca. Miałam jej kupić torbę, ale te torby takie wielkie, na kilka rakiet, a nie na jedną... A jak znalazłam takie pojedyncze to na więkse rakiety z innej firmy i nie pasowały. Myślałam, żeby jej coś uszyć, ale coś mi szycie nie idzie. Maszyna mnie nie lubi, więc ja się jej nie tykam - focha strzeliłam.
To co? Szydełko, resztki bawełny i zrobiłam pokrowiec:
z rakietą:
 Z jednej strony:
 Z drugiej strony
 a tu ładnie rączke widać:
To tyle na dziś. Mam nadzieję, że jutro będę miała coś do pokazania. 
Jak dzisiaj też będę miała taki "nieidący" dzień z robótkami, to jutro nic nie robie, w wolnych chwilach będę siedziała i gapiła się telewizor.
Pozdrawiam Was serdecznie!!! Miłego dnia!!!

05 listopada 2013

Różana zazdrostka dla Julii.

Przyszedł czas na drugą zazdrostkę, która powstała już dawno temu i nadal czeka za zawieszenie... Ty razem miałą być to zazdrostka z kwiatkami, najlepiej różami - bo to zazdrostka dla Julii.

Dziecko zadowolone, na szczęście nie naciska na mnie, kiedy jej powieszę nową zazdrostkę :)
Tą zazdrostke też musiałam troszke zmniejszyć, delikatnie ścisnąć wzór :) Wyszło dobrze, jestem zadowolona. 
Robótkowo... hmmm... idę obejżeć moje wczorajsze malowanie, jak warst farby wystarczy, to może nawet decu dziś powstanie :) Saczę pomiędzy pledem z elementów, a małą chustą na dutach, bo już drugi raz zabrakło mi włóczki... w piątek kupiłam 5 motków (włóczka grubsza, więc szybko znika) i pykłam je w weekend... i znów cały tydzień pled idzie w odstawkę... Muszę też się zabrac za czapkę dla Julii, bo się chłodniej robi.
To ja zmykam, im szybciej wszystko zrobię, tym szybciej zajmę się przyjemnościami :)
Pozdrawiam!!!

04 listopada 2013

Miały to być... świąteczne lampiony...

Wymysliłam sobie lampiony ze słoików, pomalowane z wypukłym wzorkiem... Całkiem nie tak mi wyszło, właściwie to wogóle mi nie wyszło, to nie tak miało być! Sobie wymysliłam, że farbką konturową Windows Color w kolorze srebrnym, namaluję jakieś ładne wzorki, coś jak mrozem malowane po szkle... Zamaluję to sprayem w kolorze złotym i zrobię później na tych wypukłych wzorkach przecierkę, żeby srebrny kolor było widać... I po pierwsze, przecierki nie będzie, bo się ściera farbka konturowa... Stwierdziłam, że może je tak zostawię,  jak są takie to niech będą takie - surowe, bez wstążeczek, kokardek... i co? Ale plama... Zapaliłam w nich świeczki i na Halloween to by się nadawały, ale nie na święta Bożego Narodzenia... Niestety nie pomalowałam na tyle równo by nie było widac plam... Plamy gdzie sprayu więcej są i wygląda to ochydnie. Narazie lampiony stoją, nie będa wykorzystywane jako lampiony, a raczej jako zwykła stojąca ozdoba i to raczej w miejscu mało widocznym...

Mam już kilka pomysłów, jak zrobić moje wymarzone lampiony. Może coś mi wyjdzie.
A teraz czas na moją porażkę.
Dwa pierwsze mają takie same wzory, na zdjęciu pokazałam przód i tył.

 To wszystko na dziś.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego dnia!!!