Translate

28 czerwca 2013

Crumble z rabarbarem.

Zacznę od podania linku do przepisu na Crumble: http://www.mojewypieki.com/przepis/crumble-z-rabarbarem, bo jeszcze się rozmarzę i zapomnę :) 

W sezonie rabarbarowym jemy ciasta rabarbarowe, trarty z musem rabarbarowym, ciasta kruche, drożdżowe muffinki, placuszki, aż przychodzi czas, że już pomysłów brak. I wtedy znalazł się przepis na ciekawy i prosty deser - mus rabarbarowy i pyszna kruszonka! Kto nie lubił będąc dzieckiem zeskubywać kruszonkę z ciast i drożdżówek!? A kto wyjada ją teraz? :) To deser marzenie dla wszystkich wyjadaczy kruszonki :)
 Deser podałam z bitą śmietaną :)
Do przygotowania deseru potrzebujemy formy - można tak jak ja użyć małych foremek, ale też dużych, jeśli nie macie nic specjalnego, to nie szkodzi - tortownica uszczelniona folią aluminiową czy naczynia żaroodporne, też będą dobre.
To wszystko na dziś, życzę Wam udanego i przyjemnego weekendu!
Pozdrawiam!!!

27 czerwca 2013

Tarta truskawkowa.

Dawno nie jadłam czegoś tak dobrego. Tarta - u mnie w wersji torcikowej - bo w normalnej tortowej formie robiona, zachwyca przede wszystkim pysznym cisteczkowym spodem. Nie jestem fanem spodów cisteczkowych na bazie ciastek digestive, jeszcze te z czekoladą to tak, ale te zwykłe nie bardzo mi smakują. Ale w formie tradycyjnej, czyli nie na spodzie ciasta, a do jedzenia jak powinno się jadac cistaka to jak najbardziej :) Długo już nie robiłam spodów ciasteczkowych do ciast, wolę zagnieść kruche ciasto, a gdzie można to ułożyć herbatniki. Do zrobienia tej tarty zostałam... zmuszona?, może raczej postawiona przed faktem dokonanym - zastanawiałam sie co zrobić, a Synek zajżał mi przez ramię i pokazał paluszkiem na zdjęcie tej tarty, to chce i koniec. No dobrze, zrobiłam. Tym razem jednak ciasteczkowy spód, na ciastkach Oreo, był wręcz nieziemsko dobry. Nie wiem gdzie się podział lekko gorzki smak kakaa? Spód był słodki, aż się zastanawiam,  że jakbym nie używała masła solonego (bo tylko takie używam, do kremów i ciast), to mogłoby być za słodkie. 
Masa truskawkowa pyszna, puszysta, fajna... Link do przepisu: http://www.mojewypieki.com/przepis/kremowa-tarta-truskawkowa.
Moja tarta wyszła trochę niska, bo użyłam większej blaszki.
Dziękuję za odwiedziny!
Pozdrawiam serdecznie!!!

26 czerwca 2013

Kolejne szydełkowe ubranko na krzesło.

Ostatnio produkuję różne pokrowce na elementy do siedzenia. Były już pokrowce na pieńki, teraz czas pokazać pokrowiec na krzesło w kuchni. Właściwie to kiedyś to krzesło miało poduszkę, ale się jej pozbyłam, bo na tym krześlę w kuchni nie siedze, żadko kiedy klapne na chwilę, w kuchni się działa, a nie siedzi. Ale jak już miałam usiąść, to nie miło było. Krzesła tego używam też przedewszystkim do 3 celów: dla dzieci, jak razem coś pichcimy, żeby miały na czym stać, jak muszę sięgnąć coś z góry i jak mi braknie miejsca na blacie i stole, a gorąca blacha w ręku... I właśnie przez taka gorącą blachę musiałam coś zrobić na to krzesło, bo położyłam blache, a nie położyłam ściereczki i się lakier przebarwił, i krzesło ma piękną białą plamę na siedzeniu.

 I tył też troche kolorowy, żeby nudny nie był :) A w środku jest kawałek gąbki, wycięty ze starego materaca (jak to dobrze, że go rozczłonkowałam na części pierwsze i trochę gąbek zostawiłam :) )
Poduszka jest przymocowana dwoma sznurkami do oparcia, tak na wszelki wypadek, jakbym jeszcze kiedyś tańczyła z gorącą blachą, to szybko mogę poduszkę do góry podnieść :) Może kiedyś to krzesło doczeka się pomalowania i może jakiegoś decu :) A kto to wie?! Póki co chęci więcej niż czasu i możliwości, a na szydełku narzuta na łóżko... duże łóżko... mam gdzieś 1/4 dopiero... ale bez steresu, wyrobię włóczkę którą mam i odstawię narzute na jakiś czas, żeby od niej odpocząć, a jak sobie znów kupię jakiś zapas włóczek to podziergam :) A czy któraś z Was farbowała kiedys gotowy już wyrób - bo będę musiała pofarbować tą narzutę, bo robie ja z resztek wszelakich kolorów beżu i bieli, a włóczki to i akryle i wełna. Jakie farby są najlepsze? Licze na Was - moje specjalistki!
Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia!

25 czerwca 2013

Decu "zastawa" kuchenna.

"Zastawa" - choć wcale nie zastawa, ale są to szklane przedmioty do ozdoby i użytku w kuchni. Oczywiście decu z postarzaniem - tym razem ćwiczyłam nakładanie farby na preparat nie pędzlem, a gąbką - wychodza bardzo małe i nawet fajne spękania - ale niestety zasada jest jedna i niezmienna - trzeba uważać i nie nakładać warstw farb na siebie, więc po jednym przyciśnięciu gąbki, nie moża przyciskać w tym samym miejscu. 

Moja "zastawa" to mała szklaneczka - jako wazonik na różne drobne kwiatki - lubię różne kwiatki w kuchni - nawet garść stokrotek, w takiej szklance fajnie wyglądają, czy zerwana przez dzieci różyczka - oczywiście sam łepek, bo łodyga kłująca - puszczona na wodę w szklance wygląda ślicznie (a propos, jeśli macie sosjerkę, o taką (klik), to ślicznie w niej wyglądają róże, gęsto ułożone -  nawet jak uschną to i tak są piękne). Do "zastawy" dochodzi jeszcze buteleczka po syropie klonowym i podajnik na mydło.


Takie drobiazgi :) Ale cieszą oko i w kuchni milej się zrobiło :)
Czas mnie goni, a raczej pomidory, które eksplodowały i muszę je znów podwiązać, a że za chwilę do szklarni nie da się wejść, więc lece wykorzystać chwilowy cień na szklarni :)
Pozdrawiam i dziekuję za odwiedziny i komentarze!!!

24 czerwca 2013

Ogniskowe pieńki w szydełkowych ubrankach.

Z racji rozpoczętego sezonu ogniskowego - bo grillowy już dawno otwarty :), zrobiłam szydełkowe pokrowce na pieńki. Troche nieprzyjemnie siedzieć na stadzie drzazg :) Pokrowce zrobiłam z resztek włóczek, związane sznurkiem wokół pieńka, dodatkowo musimy je przybić zszywkami, bo się jednak troche zsuwa (że ja o tym wcześniej nie pomyślałam...).

Z profilu:
 Z góry:
 I zdjęcia gromadek :)

 I jeszcze ten pierwszy z mniejszym kolegą :)
Ruszam tyłeczek, bo te poniedziałki to takie wybitnie zajęte mam... 
Pozdrawiam serdecznie!!!

21 czerwca 2013

***

"Woda"

Morskie fale
delikatnie pieszczą
nasze nagie ciała.
Skąpani w słońcu
płyniemy w głębiny.
Na zawsze wtuleni
w siebie,
my - nimfy moskie.

"Ogień"
Nasze dusze płoną.
Rozgrzane
namiętnością dłonie
poznają zakamarki ciał.
Spłonęliśmy,
rozgrzani miłością.
A popiół rozwiał wiatr.
Nikt nas nie znajdzie.
Istniemy tylko dla siebie.

"Ziemia"
Ukryci głęboko pod ziemią,
pragniemy tylko siebie.
Nakarmieni uczuciem,
nie potrzebujemy słońca.
Z naszej miłości
wyrastają kwiaty.
To nasze dzieci,
bujny gaj,
rosnący w pulsującej tańcem
nagich ciał
ziemi.

"Powietrze"
Stoimy na wzgórzu,
a wiatr
rozwiewa nasze włosy.
Uniesieni,
płyniemy
ponad czasem.
Delikatnie, niewidzialnie,
muskasz moje ciało,
bo Ty jesteś powietrzem,
moim życiem,
a ja
Twoim prywatnym niebiem.
                                  (Alex, 2000r.)

Drożdżówki z pomarańczowym nadzieniem.

Choć nie jestem wielbicielką pomarańczy w wypiekach - jest naprawdę niewiele wypieków, które chcę wogóle spróbować zrobić i zjeść. Natomiast do tych drożdżówek zmuił mnie słoik dżemu pomarańczowego w lodówce. Dostosowałam sobie przepis do dżemu (dżemu nawet jak na dżem pomarańczowy - bardzo dobry z dużyi kawałkami skórki kandyzowanej - wida c kawałek pod lukrem na zdjęciu) i zrobiłam takie bułeczki:


Przepis na pomarańczowe bułeczki z twistem: http://www.mojewypieki.com/przepis/pomaranczowe-buleczki-drozdzowe-z-twistem--.
Zmiany jakich ja dokonałam, to takie, że do nadzienia nie dodałam skórki pomarańczowej, natomiast na  nadzienie serowe, wysmarowałam dżem. Polecam te bułeczki, nie tylko dla miłośników pomarańczowych wypieków :)
Tylko tyle dziś, uciekam, pa!
Tylko tyle dziś

20 czerwca 2013

***

Namiętność

zrasza delikatnie 
moje ciało
dotyk ust
drży na powiekach
płyniesz we mnie
gorącą lawą

jesteś

głuche tykanie 
zegara
wybija takt
tańca
naszych dłoni

rzeczywistość jest snem
w którym
płatki śniegu
opadają na nasze ciała
roztapiają się
i mrożą

drgam 
w konwulsjach 
na jednym oddechu
unoszę się
i wybijam  
z czasoprzestrzeni
z bezdźwięcznym krzykiem
na sinych ustach

i Ty we mnie 
                   (Alex, 2004r.)

Chleb wiejski i zakwas chlebowy.

Miały być dziś robótki, ale po moim wczorajszym wyczynie... no nie ma mowy muszę się z Wami tym podzielić bo mąż nie podziela mojej ekscytacji, a wygadać się trzeba.
Zaczęło się od bułek, do przygotowania których musiałam zrobić zaczyn, który rósł tylko kilka godzin, bułki wyszły naprawdę fajne i smaczne, choć w kształcie... kompletnie nie fotogeniczne - bo mi się strasznie zlały - znaczy tak wyrosły, że się zrosły. I poszłam za ciosem. W poniedziałek zaczęłam tworzenie zakwasu chlebowego. Zrobiłam z mąki żytniej pełnoziarnistej, a wieczorem stwierdziłam, że pszenny też zrobię - w ramach szkolenia. I tym sposobem mam zakwas żytni, który za 3 godziny będzie gotowy do produkcji chleba i wieczorem będzie pszenny :) Podobno pszenny jest bardziej kapryśny, ciężko go uzyskać, a dla mnie to on od początku wyglądał dużo lepiej - w żytnim było mało bąbelków, zapach był niewyraźny, a w pszennym to i bąble i się ładnie rozwarstwił, i zapach "jak trza". Zakwas trzymam w ciepłym pokoju - nad kotłownią, w dzień uchylam okno, w nocy otwieram drzwi, ale co mnie zdziwiło to mi nie wykipiał - wogóle to grzeczny jakiś ten zakwas, bo rośnie naprawdę delikatnie i pomalutku (a tak na wszelki wypadek postawiłam go na podłodze w blaszce z wysokimi brzegami - takiej od piekarnika).



Jutro pierwszy wypiek z zakwasu - przepis wybrany, nic tylko rękawy podwijać i się... no cóż umęczyć, bo chleby na zakwasie wymagają dużo więcej czasu i pracy niż te na drożdżach. I są takie skomplikowane... zagnieść, dolać, odłożyć, odpocząć, odgazować, przykryć, złożyć...eh...
Czekając na zakwas stwierdziłam, że spróbuję może chleb na zaczynie drożdżowym, tez się długo czeka, też trudniejsze przygotowanie... I wybór padł na Chleb wiejski, przepis tutaj: http://arabeskawaniliowa.blogspot.dk/2010/04/chleb-wiejski-country-bread.html.
Zaczyn rósł i rósł, po 12 godzinach zaczęłam się niecierpliwić, zaglądałam do niego co pół godziny, aż wreszcie po uplynięciu 14,5 godziny środek zaczynu się zapadł! Później było łatwiej. Problemy zaczęły się przy formowaniu właściwego bochenka - bo jakiś lejący wyszedł. Upchnęłam jakoś to ciasto na pokrywkę od naczynia żaroodpornego i do piekarnika.
I chleb wyszedł... mh. Na samo wspomnienie o tym smaku robię się głodna. Co prawda mogłam go potrzymać dłużej na etapach wyrastania - na maksymalne ramy czasowe, a nie jak ja zrobiłam, jak się ruszyło po upłynięciu najniżej granicy czasowej to robiłam dalej, nie czekałam dłużej. Mogłam też na etapie zagniatania ciasta dodać trochę więcej mąki, bo dość luźne ciasto wyszło. 
A teraz kwestia smaku - wczoraj jeszcze lekko ciepły chleb, wydawał nam się gumiasty - dobry, smaczny, ale komfortu jedzenia nie było - chleba nie winię - a a raczej siebie... ale dziś... no naprawde bardzo dobry chleb!!! Co prawda, krzywy, bo się rozlal na boki, skórka chrupiąca, ale ciemna... - choć w smaku nie czuć spalenizny aż takiej starsznej. Mąż wczoraj z rozmachu pokroił cały chleb, zanim zdążyłam zrobić zdjęcia, więc musicie zadowolić się tym rozmazanym zdjęciem - innych nie będzie bo innych nie moge zrobić (o tym za chwilę).
A ja dziś od rana, mam impreze na całego - drogę robią, więc mam hałas, jakieś wielkie maszyny jeżdżą mi przed domem, wręcz przed oknem... a do tego walce i szczotki... a zdjęcia niewyraźne to przez walec - jak jeździ to mi się cały dom trzęcie i co stanęłam do zdjęcia to walec przejechał. Mam nadzieje że się przesuną kawałek dalej, byle za sąsiada dom- to nie będzie tak trzęsło, bo jeszcze chwila a mi się wnętrzność wytrzęsą - juz nawet kawa mi się odbija... Nie mogą tego robić jutro, jak mnie w domu rano nie ma? Albo jak jest cieplej i w nocy nie padało, to bym sobie na ogród wyszła...
Dość narzekania, drogę robią raz na kilka lat, więc nie ma co narzekać. 
Zmykam. 
Miłego dnia życzę! Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!!!

19 czerwca 2013

***

    ***

Pewnego lata,
On leżał obok mnie.
Dotknął mojej twarzy,
usmiechnął się,
delikatnie musnął mnie palcem po wargach,
uśmiechnął się...
I nawet czas zgłupiał.
Zasnęliśmy spokojnie, 
bezpiecznie, 
oddychając spojżeniami
w rytm wariujących serc,

Pewnej wiosny,
znów to poczułam. 
Siedział obok,
jego oczy...
Spojżenie zamiast słów.
Dotknął moich włosów.
Płynę.
Podnoszę drżącą dłoń,
dotykam jego twarzy, 
kradnę sekundy.
Chcę krzyczeć ciszą,
by nie przestraszyć tej chwili.
Dławię się tym,
co mam w sercu.
Szukam spotkania z jego wzrokiem.
Pocałuj mnie! - 
choć raz...
                (Alex, 2004r.)

Recenzje ciasteczek.

Dziś spróbuję opisać Wam kilka rodzai ciasteczek. 
Zaczniemy od SNICKERDOODLES - przepis: http://www.mojewypieki.com/przepis/snickerdoodles.

Ciasteczka na pewno ciekawe w smaku i w strukturze. Nie są to chrupiące i kruche ciasteczka, raczej miękkie i nie mam pojęcia do czego je porównać. A jeśli ktoś jest miłośnikiem wszelkich przypraw korzennych - to to są ciasteczka dla Was.
Kolejne to CIASTECZKA Z BIAŁĄ CZEKOLADĄ I ORZECHAMI - przepis: http://www.mojewypieki.com/przepis/ciastka-z-biala-czekolada-i-orzechami.
Średnio mi smakowały. Nie wiem przez co, może to połączenie białej czekolady i orzechów włoskich? Może z laskowymi były by lepsze. Wydawały mi się za tłuste, zresztą w wypiekach biała czekolada zawsze wydaje mi się tlusta, czasem staram się zmniejszać ilość masła w takich wypiekach, ale nie zawsze mogę, bo jak np w tych ciastkach - najzwyczajniej nie chciały się kleić i były sypkie. 
CIASTKA RAZOWE Z KARDAMONEM - przepis: http://www.mojewypieki.com/przepis/razowe-ciasteczka-z-kardamonem.
Dla mnie to hit! Ciastka są niesamowite! Oczywiście niesamowite dla tych, którzy lubia nutę przypraw korzennych, choć czy ja wiem?... - juz tłumaczę dlaczego, otóż już podczas zagniatania ciasta powalił mnie boski zapach ciastek, który dla mojej córki był zapachem czekolady, a dla mnie karmelu. Ciasto cudownie się formuje, jest gładkie, można turlać kulki, bez większego brudzenia rąk. Smak już po upieczeniu... równie karmelowy jak zapach przed pieczeniam, ciastka raczej twarde niż miękkie, dobrze się przechowują w słoiku/puszce. W orginalnym przepisie ciastka są wykrajane foremką ze stempelkami, ja turlałam kulki i lekko spłaszczałam palcami, kulki były wielkości orzecha włoskiego i ciastek wyszło mi dużo więcej niż w orginalnym przepisie.
CIASTECZKA RAZOWE Z PŁATKAMI OWSIANYMI I CZEKOLADĄ - przepis: http://www.mojewypieki.com/przepis/razowe-ciasteczka-z-platkami-owsianymi-i-czekolada
Dobre, czekoladowe, zdrowe, takie do których chętnie powracam. Co może być dla niektórych minusem to to że czuć w nich płatki - nie smak, a ich teksturę. Ja do tych ciasteczek użyłam mąki orkiszowej, a za drugim razem mąki razowej pełnoziarnistej i za drugim razem były bardzo granulowate - mi smakowały, ale na dłuższą metę to za dużo tego zdrowego - dzieciom bardziej samkowały z mąką orkiszową. Warto wypróbować.
I na koniec hit wczorajszego dnia - a właściwie to chyba ostatnich miesięcy - niesamowite ciastka PODWÓJNIE CZEKOLADOWE CIASTKA OWSIANE, przepis tutaj: http://arabeskawaniliowa.blogspot.dk/2010/06/podwojnie-czekoladowe-ciasteczka.html
No słuchajcie - jak dla mnie bomba! Może jeszcze surowe ciasto może przerażać, bo jest lepiące i nie da się go formować w kulki - poradziłam sobie łyżką - nabierałam ciasto, palcem ściągałam na blachę i zostawiałam takie niekształtne kopczyki - podczas pieczenia pieknie się rozlewały i tworzyły się ładne okrągłe ciastka - trzeba uważać z gęstością ułożonych ciastek, bo mogą się zlać.
W smaku cisteczka są chrupiące, czekoladowe, w środku lekko miękkie i co jest najdziwniejsze to to co wczoraj z mężem odkryliśmy - mąż zapytał się czy w nich są orzechy - no nie ma, ale rzeczywiście czuć coś jakby orzechy, a przy środkowej części ciastka - w miękkim miejscu - spytał czy są w nich rodzynki, bo takie fajne miękkie kawałki czuje - to była czekolada, ale ja też miałam wrażenie jakbym jadła ciastka z rodzynkami. To sa ciastka, które warto wypróbować, powinny smakować wszystkim, bo nawet płatki owsiane nie są wyczuwalne. 
Pozdrawiam serdecznie i co? Miłego pieczenia ciasteczek życzę! 


18 czerwca 2013

***

   ***

Kocham, 
pragnę.
Ale to takie puste.

Chcę karmić Cię
uśmiechem,
napełniać
ciepłymi słowami,
zapominać
o życiu
i błądzić po bezkresnych morzach
Twojego ciała.
Wspominać
jak było źle bez Ciebie.

Wtedy zabraknie mi tlenu.
Umrę...
          (Alex, 2000r.)

Buciki i czapeczki niemowlęce.

Koleżanka z pracy urodziła śliczną, długowłosą dziewczynkę o niebieskich oczach :) Ostatnio je odwiedziłam, a bo to dodatkowo moje sąsiadki są :) A bez prezentu to tak nie można! Machnęłam w kilka dni takie słodkie buciki i czapeczki.

 Buciki są naprawdę maleńkie, 6-tygodniowy niemowlaczek ma stópkę 9 cm - chyba że jest dużym niemowlakiem. I te właśnie sandałeczki najbardziej mi się podobają. Znalazłam opis wykonania po angielsku, przetłumaczyłam ile moglam, a gdzie nie rozumiałam, to sobie dopisałam po swojemu. Dodatkowo musiałam trochę zmodyfikować wzór z przyczyn włóczkowo-szydełkowych (opis jest na większe szydełko). Opis znajdziecie tutaj: http://thislovelylife-blog.blogspot.dk/2013/03/todays-crochet.html
Tradycyjna czapeczka dla niemowlaczka - i chyba najbardziej praktyczna.

A to kapelusik, raczej tylko jako ozdoba, bo praktyczny to wogóle nie jest.

I jeszcze takie słodkie buciki - bo nie mogłam się powstrzymać i musiałam je zrobić.

Prezent się spodobał, przymiarki poczynione - nawet pasują! Drugie buciki są ciut większe i kapelusik jest oczywiście za duży, ale kapelusik to nie sądzę, by nadawał się do noszenia.
Piękny dzień się dziś zapowiada :) Trzeba się ruszyć, dopić kawkę i do ogrodu :)
Pozdrawiam!!!

17 czerwca 2013

(*)

            "Zamek"

Jestem skazana.
Wyrok wykona moje serce.

Zamkneli mnie 
w zamku na wzgórzu,
gdzie straszy.

Błąkam się
po ciemnych korytarzach.
Wciąż słyszę szepty,
Twój głos.

Twój oddech 
gasi płomienie świec.

Mroczne powietrze
przenika moją dusze.
Strach i zimny wiatr
rozwiały moje włosy.

Wszędzie napotykam zamknięte drzwi,
zgaszone światło.

Tylko jedne drzwi
są otwarte,
piszczą zardzewiałym zawiasem.

Czekasz na mnie,
a ja przyjdę.
                       (Alex, 2000r.)

Małe woreczki szydełkowe.

Woreczek powstał jako dodatek do prezentu dla Julii koleżanki. Tym razem koleżanka okresliła co by chciała dostać na prezent, a że były to lakiery do paznokci, to Julia wybrała lakiery - szkoda że na zdjęciach nie widac kolorów tych lakierów, ale są to naprawdę ładne soczyste kolory, a ja zaczęłam się głowić jak je zapakować... To zrobiłam woreczek. Taki prosty, mały, akurat na kilka sztuk lakierów.


Woreczek się spodobał, nawet inne dziewczynki zwracały na niego uwagę i mówiły, że jest słodki :)
Julia też chciała taki woreczek, to zrobiłam :)

I jeszcze mała przyjemność, czyli kurteczki dla mamy i córki :) A sobie z Julką kupiłyśmy ramoneski :)
 Julki jest jeszcze trochę za duża, ale taka przecena, że grzechem by było nie kupić :) 
Co do wczorajszego wieczornego posta... to chyba pozostawię to bez komentarza. Muszę to przemyśleć, przetrawić, pogodzić się z tym, zastanowić, czy chcę publikować moje wypociny, dość leciwe, naiwne i wielce niedoskonałe.
Dziękuję, że jesteście tu ze mną!
Miłego dnia życzę!
PA!

16 czerwca 2013

Gdy mysli nie mieszcza sie w slowach.

   ***
Grymas
na mojej twarzy
mówi Ci
co czuję.
Jeszcze delikatniej...
Płyńmy...
Proszę,
przeniknij mnie...
Twymi ustami,
rozpłyn się ze mną
i zatańcz
na szczycie rozkoszy,
utul do snu
Twym nagim ciałem
i pozwól zlapać mi
ostatni oddech
przed zbudzeniem.
Kochaj mnie.
                       (Alex, 2002r.)
To moje... Wrociłam by się zmierzyć z opetaniem - dlaczego dziś? Nie wiem, może dorosłam, a może to ja, kolejny tragiczny bohater romantyczny...

14 czerwca 2013

Drożdżówki serduszka z orzechowym nadzieniem.

Drożdżówki orzechowe, w kształcie serduszek, idealne na leniwy wieczór, gdy nic się nie chce... Oczywiście można oddać się chwili zapomnienia i przyjemności w leniwy wieczór, ale pod warunkiem, że przygotuje je się wcześniej... Ja jestem właśnie bardzo zmęczona i trochę mi smutno, że drożdżówek już dawno nie ma... A by się przydały... Jestem tak wymaglowana dniem dzisiejszym, że nawet nie chce mi się szydełkować - a przecież to to, co koiło moje nerwy i redukowało zmęczenie psychiczne! Więc piszę sobie, choć każde zdanie okraszam kilkoma ziewnięciami, zapatrzeniem i kilkoma minutami zastanawiania sie nad kolejną frazą. Jestem tak zmęczona, że nawet nie chce mi się podnieść tyłka i iść spać... A w łazience to chyba się umyje na siedząco... Ale raczej nie jestem aż tak zmęczona by zrobic sobie przysłowiowy dzień dziecka :) I te schody na góre... Czy Was też dopada czasem takie zmęczenie? Takie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, za dużo wrażeń jak na moje spokojne wiejskie życie, cały dzień w biegu... praca, na kawe do domu, zakupy i wieczorem do domu... tak wygląda każdy mój piątek, ale dziś jest jakoś wyjątkowo męczący. 

Może przestane marudzić i pokażę wreszcie te drożdżowki, bo jeszcze troche i TEN piątek się skończy i będę musiała przeredagować cały post.
Przepis na drożdżówki znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/slodkie-drozdzowki---serca-z-orzechowym-nadzieniem. Można tez je zwinąć w motylki, czy ślimaczki, albo sie pobawić i pozwijać troche serduszek, motylków i ślimaczków :) Drożdżówki są bajecznie orzechowe, smaczne, ciasto drożdżowe się nie narzuca, a jest jedynie tłem do nadzienia. Z przepisu wychodzi 10 bułeczek, ale ja następnym razem zrobię 12, bo drożdżówki są dość syte i po takiej drożdżówce, to się czuje, że się zjadło coś konkretnego. 
To ja może juz pójdę spać :)
Miłego weekendu!!!
Pozdrawiam serdecznie!

13 czerwca 2013

Wazoniki decu.

A co tam, jak tydzień pod znakiem decoupage to i dziś będzie :) Tym razem są to zwykłe słoiki po kawie, które mają zaa zadanie ładnie wygladać na półce, a w razie potrzeby wcielać się w funkcję wazonika. Wazoniki są dwa, niby takie same, ale różnią się nieznacznie.





A w wazonikach lekko zdechły bez...
To ja się już żegnam, już weekendowo, bo jutro jak zwykle nie uda mi się znaleźć chwili na post. 
Miłego dnia, udanego weekendu i dobrej pogody!
Pozdrawiam!!!

12 czerwca 2013

Lustro decu.

Żeby nie było, że tylko spekaniami się bawię :) Lustro do korytarza, w tematyce afrykańskiej, pasuje do egipskich obrazów :) Kompletnie "nie widziałam" jak będzie wyglądało to lustro, układałam elementy, przyklejałam i dopóki nie maznęłam ostatniej kreski farby, to nie widziałam tego lustra. Każda kolejna warstwa farby, kolejny kolor cieniowania i wszystko się zmieniało, cały wygląd. Dość zaskakująca praca to była :) A do tego, bardzo mi sie podoba :) Jeszcze nie wiem jak będzie wyglądało na ścianie, czy nie bedzie zbyt jaskrawe - najwyżej pomyślę o czymś równie jaskrawym dla równowagi. 
I nie wiem co jeszcze napisać?! Jakoś tak dziwnie w tym tygodniu, niby jak zwykle sporo do zrobienia, coś tam szydełkowałam, troche decu, ogród, praca, a jakoś mi się ślimaczy ten tydzień. Oczywiście czasu brakuje mi na wszystko, ale wczoraj wieczorem byłam święcie przekonana, że to już środa, a przecież to był wtorek... 
Pod ostatnim postem w komentarzach Trilli wytłumaczyła zastosowanie predparatu dwuskładnikowego do spękań, ciekawych "tego mazidła" zapraszam do poczytania. Dziękuję Trilli!
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!

11 czerwca 2013

Decu podkładki i kilka słów o spękaniach.

Znów decouage :) I końca nie widać, kilka zdjęć jeszcze w zapasie, a dziś zabieram się za skrzyneczkę i może coś jeszcze :) Zrobię też sesje fotograficzną kilku moich ostatnich dziergadełek, to jako przerywniki będę wrzucała :)

Przedstawiam Wam drewniane podkładki pod kubki, pucharki z lodami i deserami, szklanki.


Troszkę spekań, delikatny wzorek, a nawet mi się podobają. Zamalowałam je chyba pięcioma warstwami lakieru takiego do drewna w ogrodzie (więc teoretycznie są wodoodporne). 
Wczoraj w komentarzach Gosia napisała, że nie wie kiedy przyklejać serwetkę, gdy uzywamy preparatu do spekań (he, he, sama myślałam nad tym przez kilka godzin). Otóż ja nie jestem specjalistką, właściwie to praca z tym preparatem to "jak wyjdzie", a nie "jak chce".
Mogę się jednak podzielić z Wami tym co już wiem i mam również prośbę do tych z Was, które znają się na tym trochę bardziej, by w komentarzach podawały jakieś wskazówki czy linki. Bo powiem szczerze, że albo ja byłam zbyt niecierpliwa i nie szukałam dogłębniej, albo instrukcji jak używać preparatu jednoskładnikowego jest bardzo mało.
Napiszę co wiem:
1. Pierwsza warstwa farby - kontrastowa do farby wierzchniej - to ten kolor będzie przebijał się w spekaniach. Czekamy do wyschnięcia.
2. Nakładamy preparat. Nie zbyt grubo, ale też nie za cienko - rozprowadzam go pędzelkiem o dość krótkim włosiu.
Nie mam pojęcia, czy wielkość pędzelka wpływa na wygląd spekań? 
Czy kierunek rozprowadzania preparatu też ma jakiś wpływ na to?
Czekamy do wyschnięcia.
3. Nakladamy warstwę wierzchnią farby - jednym pociągnięciem pędzla - każda poprawka, powrót pędzlem, dodatkowe pociągnięcie, czy zatrzymanie pędzla - zamazuje spękania. I z tego co wyszukałam w internecie, to do malowania tej warstwy farby dobrze jest używać szerokiego pędzla.
I kolejne pytanie: czy tą warstwę farby można nakładać gąbką, czy wałkiem? 
4. Teraz serwetka - pod motywem serwetki bedzie widać spękania (no chyba, że bedą one miały taki sam kolor jak motyw serwetki) - można spojżeć na zdjęcie nr 2 w tym poście - tam dokładnie widac spękania pod serwetką.
5. I lakierowanie.
A czy któraś z Was pracowała kiedyś z preparatem dwuskładnikowym?
Który jest lepszy, daje więcej możliwości? Jak uważacie?
Licze na Wasza bogatą wiedzę i doświadczenie :)
Pozdrawiam i życzę miłego i udanego dnia :)


10 czerwca 2013

Decu ozdóbki do łazienki.

A bo tak pusto na szafce miałam, tak podczas sprzątania w łazience mnie naszło, że coś by mogło tam stać, bo łyso i pusto. Szybki rekonesans, nic już gotowego nie pasowało - więc, jak zwykle :) - zrobiłam coś decu. Wdzięczna technika :). Zrobiłam butelkę, która  ma nawet zakrętkę, więc jakby co to mogę do niej coś wlać :) A że starsznie mi się spodobało malowanie z crack'iem postarzającym, to hurtem powstał jeszcze słoik, w którym trzymam troche suszonej lawendy - nienawidze tych sztucznych chemicznych "zapachów" - czyli smrodów, tych do psikania, czy do stawiania, do wieszania (toleruję jedynie pachnidła do prądu i automatyczne urządzenia, ale też niektóre tylko zapachy mi odpowiadaja i tylko z jednej firmy). Pachnie, nie mocno, ale przyjemnie i delikatnie.

To tak w kwstii z cyklu co mnie wkurza i o pachnidłach :) A teraz czas na decu:



Tylko przesadziłam z jedna rzeczą - niepotrzebnie przykleiłam napis "Lawender"...
U mnie dość robótkowo ostatnio, sporo "mniejszych" rzeczy robię, więc dużo się nazbierało :)
Oczywiście ogród zabiera mi najwięcej wolnego czasu :) A końca prac niewidać... Ciepło, fajnie, to aż się nie chce w domu siedzieć :) Wczoraj męska część rodziny pojechała na przejażdżkę rowerową nad morze (oczywiście musieli się trochę popluskać). Niestety ja z Julią musiałyśmy wrocić do domu, bo brzuch rozbolał Julię i po 2 km wracałyśmy. Ale jeszcze się przejedziemy nie raz, bo mąż znalazł ścieżkę rowerową z ominięciem wielkiej góry, więc tym bardziej kusi :)
Ja uciekam, do obowiązków :) 
Pa! Miłego dnia życzę!

06 czerwca 2013

Serwetnik, ogród i wycieczka.

Zacznę od nieudanej pracy, bo nie jestem z niej zadowolona... myślałam, że będzie wyglądało lepiej, inaczej...

Serwetnik, który miał już namalowane kwiatki, zamalowałam i przykleiłam nowe kwiatki - właściwie to to nawet głupio brzmi, ale uparłam sie na akurat te kwiatki i koniec! Do malowania użyłam farby akrylowej zmieszanej z klejem do porcelany - bo serwetnik był z jakiejś ceramiki oszkliwionej. Teraz wygląda o tak:

Właściwie to dobrze wygląda, ale kurcze... miałam inną wizję.
A w ogrodzie, eksplozja kolorów na rododendronach.
Truskaweczki :) Niektóre jeszcze kwitną, a inne mają owocki, ale w tym roku, to chyba późno będą truskawki...
I nasz pierwsza wielka wyprawa rowerowa. 
Od jakiegoś czasu się na nią szykowaliśmy, ale musieliśmy poczekać, aż Julia zacznie stabilniej jeździć. Chłopcy tez już zasuwają na swoich 4 kółkach, ale jeszcze nie czas na większe wycieczki z nimi na rowerkach, więc musieli zzadowolić się przyczepką :)
Plan był ambitny, bo chcielismy jechać nad morze, to ok 9 km w jedną stronę. Niezaryzykowaliśmy, przed zjazdem z wielkiej góry stwierdziłam, że zjechać z niej i dojechać nad morze to nie problem, ale wrócić, to już Julia może mieć problem. Więc wróciliśmy i zrobiliśmy 9,5 km. Właściwie to mało, ale jak na Julkę to dość dużo, bo wcześniej jeździła jakieś 5-6 km. Jechało się bardzo dobrze, pogoda przypasowała, a ja tak się "zmęczyłam", że aż musiałam bluze założyć :)
Dokumentacja zdjęciowa z miejsca zawrócenia.
To tyle na dziś, i czas by życzyć Wam dobrego weekendu :) Do poniedziałku! Pa, pa, pa!