Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szycie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szycie. Pokaż wszystkie posty

17 stycznia 2013

Spódniczka w kratkę.

To nie tak miało być. Trochę inaczej sobie wyobrażałam ta spódniczkę. Uszyłam ją dla Julki a Ona jest zadowolona. Ja mniej... no ale cóż. Mam jeszcze ten materiał, starczy na jeszcze jedną spódniczkę :) Jak przemyślę sprawę, albo jak znajdę fajny tutorial... Spódniczka wyglada tak:

Chwilowo nie noszona, bo żelazko... większość rzeczy moge prasować, problem jest przy takich elementach, gdzie trzeba żelazko podnosić częściej. A i przez niewyprasowanie nie widać, że sukienka ma dwa guziczki, róg sie podniósł i nie widać. 
U nas śnieży :) I dobrze, bo szykujemy się na dużą wyprawę na sanki :) No, chyba że tak będzie sypał śnieg że nie bedzie nic widać :)
Krótko dziś :)
Pozdrawiam serdecznie i dziekuję za baaaardzo liczne i baaaardzo miłe komentarze :) Udanego weekendu życzę, bo kolejny post dopiero w poniedziałek!

09 stycznia 2013

Sylwestrowa sukienka.

Chciałam kupic Julce jakąś fajna tunikę na Sywestra. Ale nic nie znalazłam, potem miałam kupić jakąś świecącą bluzkę dla dorosłych i ja przerobić, ale też nic odpowiedniego na wyprzedażach nie znalazłam. W Sylwestra rano przemyślałam sprawę i przypomniało mi się, że mam taka jedną bluzeczkę bez rekawów, która mogę przerobić, bo nie lubię jej nosić - krótka jakaś i za wysoko ma pod szyją. Zabrałam się do przerabiania. 

Tak bluzka wygladała po przymiarce na Julii.
A tak na Julce:
I jeszcze bez Julki:
Wybaczcie niewyprasowanie, ale żelazko, no wiecie, padło...
I jeszcze przypomnienie o nowym blogu, który cały czas przechodzi zmiany, i się tworzy, a co mnie najbardziej cieszy to pomoc i współpraca z Kasią. Kasia ma większe doświadczenie, dużo pomysłów i na pewno lepiej się zna na komputerach, internecie. 
Zapraszam na Inspiration for creative
Pozdrawiam serdecznie!!!

19 grudnia 2012

Tilda Anielica.

Uszyłam ją już jakiś czas temu. Nic specjalnego, wisi sobie teraz  w kuchni i pilnuje pierniczków. Bez lukru jeszcze, uszek i pasztecików też jeszcze nie ma.... masakra kompletna...


A wszystko przez cudowną chorobe, która nas dopadła. Dobrze, że dzieci już wyzdrowiały, to mi pomagają - Julka właśnie powiesiła pranie, nie dużo, bo to tylko to co nie można suszyć w suszarce. Chłopcy wytarli stół, sprzątnęli ze zmywarki, co prawda wszystkie talerzyki i miseczki stoja teraz na blacie, ale chociaż się schylać nie muszę. Nos już ma dosyć kataru, ja raz cała mokra, raz trzęsę się z zimna... Uroczo... a przy mojej normalnej temperaturze ciała 35,8 to przy gorączce 38,5 (to jak 39,3 u normalnego człowieka...) mam jazdy nieziemskie...
Teraz mam tylko jeden problem, pal licho z tymi uszkami, zrobie je w weekend, ale muszę się dostać na pocztę, kartki już mam, to i tak sukces - i tu proszę o fanfary dla mej cudnej organizacji... - ale dwie jeszcz nie wypisane... A tym czasem dostałam ja i Julka karteczkę cudowną od Anstahe i piekna bombke z karteczką od Diany. A ja jak ta głupia... Dobrze, że na klawiaturze można pisać jednym palcem :) A w dzwonieniu i informowaniu, że chorzy jestesmy pomaga mi Julka, bo chwilowo głosu nie mam. 
Kończę narzekanie, kiedyś ozdrowieję, to pokaże co ostatnio zmalowałam. 
Pozdrawiam i zdowia życzę :)

09 grudnia 2012

Anioł Śpioszek.

Anioł Śpioszek, ozdoba świąteczna do sypialni, choć kusi mnie dorobienie jeszcze Pana Anioła i zawieszenie ich w zagłówkach łóżka jako całoroczna ozdoba :) Anioł jeszcze nie ma imienia - ostanio u mnie wszystko dostaje imiona, Basia, Żabcia - dziecinnieje czy co? Co do szytych ozdób świątecznych, to plan był ambitny, śpioszki dla chłopców do pokoju, męski śpioszek do sypialni... ale przyszły tydzień to ja nie wiem jak to będzie wyglądało... czasem nastają takie tygodnie kiedy pracy mam więcej niż czasu w ciągu dnia. I tak też od jutra się zaczyna... Ja decyduję kiedy jadę, kiedy kończę ile czasu pracuję, ale zależy mi by przeznaczyć na pracę trzy całe dni niż stracić pięć a się tylko mniej zmęczyć. A się niektórzy dziwili że zaczęłam świąteczne porządki w listopadzie... Została mi kuchnia do sprzatnięcia i takie standardowe sprzatanie więc spokojnie nawet przy wyrwanym z planu tygodniu :)

I zeszłam z tematu, a przecież to Śpioszek jest dziś gwiazdą :)

A za oknem jaja, bo inaczej to się nie da tego nazwać, traktory i koparki z łychami do śniegu zgarniania zasuwały cały dzień, a i tak zasypane drogi, mamy zamieć, nawałnicę śnieżną, masakre jednym słowem :) Ale śmiesznie jest, podoba nam się, gorzej będzie rano, muszę słuchać uważnie radia, bo może szkołe zamkną jak nie przestanie padać. Dzisiaj przez godzine nie padał snieg, to wyskoczyliśmy zrobić bałwana - wyszedł wielkolud 2 m :) Chłopcy się czołgali po śniegu, najfajniej jak się przeczołgali z trawnika na taras przez betonowe donice, które mam wokół tarasu, bo tyle śniegu, że nie zauważyli, że turlają się po donicach :) 
A śnieg jest taki mokry i ciężki, że nawet ściany domu są nim obklejone :)
Dobrze, że intenet jakoś działa, choć kilka stron internetowych wystwiło informacje, że w związku z pogodą mają usterki. A tu coś dla pocieszenia - że nie jest u Was za oknem tak źle, mi bardzo to pomogło :) - Zaspy
Do następnego postu, choć nie wiem kiedy coś napiszę :)
Pozdrawiam serdecznie, ciepło i śniegowo :)

04 grudnia 2012

Tildowa myszka.

Dawno nie było szycia, a ja szyję i szyję, choć chyba więcej czasu poświęcam na myślenie o szyciu, niż na samo szycie... Ale do rzeczy. Córka wypatrzyła w sklepie szmacianą myszkę, wcale nie taka "świąteczną", wykonana dość przeciętnie - siepiąca spódniczka, wystające nitki, oczko wyżej, oczko niżej... i za takie coś ja mam zapłacić 40 koron? (20 zł), to niby wcale nie dużo, za to mam 3 opakowania masła, ale przecież mogę to zrobić sama! Jak nie mogę jak mogę? Poszukalam inspiracji w internecie, znalazłam wykrój w norweskiej gazetce c mi ułatwiło sprawe, bo duński i norweski dość podobne i opisy wszystkich części ciała i prawie wszystkich części ubioru, były dla mnie zrozumiałe :)  Wykrój zajął mi chwilę, po obiedzie usiadłam z Julką na godzinę i pozszywałam wszystkie części ciała, Julka wywlekała elementy, ponadziewałyśmy watoliną, a na drugi dzień siedłam na godzinę i dokończyłam! Szok! To tak szybko się robi?! Zachęcona szybkością pobawiłam się jeszcze z tildom i tildo-podobnymi stworami, ale to już kiedy indziej :)

I czas na myszkę:
Myszka ma jeszcze czapeczkę:
Teraz Myszka potrzebuje kołderki i podusi. Zaraz usiądę i ją stworzę :)
I co? Zima na maksa :) Fajnie, niech pada, tylko po ostatnich latach i doświadczeniach ze śniegiem związanych z obawą co rano wysyłam dzieci do szkoły i przedszkola. Niech pada, niech nas zasypie, ale wtedy kiedy jesteśmy wszyscy w domu. W szkole i przedszkolu "śniegowe plany" mają - jak postępować gdy spadnie lub ma spaść śnieg, w razie co w lokalnym radiu będzie podawana informacja o zamkniętych instytucjach. Choć już dziś się zastanawiałam czy przypadkiem nie zamknęli szkoły bo autobus szkolny się spóźniał, ale wreszcie przyjechał - Julka już była załamana, że na gimnastykę nie pójdzie jak szkoła będzie zamknięta! Zobaczymy co z tym śniegiem będzie :)
Pozdrawiam serdecznie!!!

25 października 2012

Zasłonka pod łóżko.

Czy Was też denerwuje przestrzeń pod łóżkiem? Dobra, pewnie to ja się znów czepiam. Ale mnie denerwuje i tyle. I zauważyam coś takiego fajnego - prześcieradło z zasłonką. Jest to prześcieradło które zakładane jest na materac, boki są przedłużone i czasem z jakąś haftowaną ozdobną bordiurą. Na taki materac kładziemy jeszcze top materac, ponieważ te przesciaradła z zasłonką nie są niczym przymocowane do materaca. Takie poczyniłam obserwacje podglądając łóżka pewnej duńskiej rodziny. Musze sobie takie prześcieradła sprawić, albo... no własnie, już coś wymyśliłam, ale nie jest to jeszcze to co chciałam. Myśle, by kupić dwa prześcieradła i z nich uszyć takie coś. Na razie uszyłam cos co raczej nazwałabym farbanką. 

Zrobiłam taśmę na szydełku, doszyłam paski materiału i troczki, którymi przywiązałam tą farbankę do żeberek łóżka. To nie jest najlepsze rozwiązanie. Ale chociaż się sprawdza, bo o 90% zmniejszyła się ilość niepożądanych przedmiotów pod łóżkiem. I nie widać że pod łóżkiem są kosze z zabawkami. 
A łóżko ma być takie nie przykryte kocykiem, bo Julia stwierdziła, że mam nie zakrywać do zdjęcia bo Ona tak się namęczyła by ładnie pościeliść łożko, że ma je byc widać. 
I właśnie w tv poinformowali, że jakieś wielkie zimno o wdzięcznej nazwie "Urszula" idzie na Polskę znad Skandynawii, to ja chcę sprostować, że to znad tej bardziej północnej Skandynawii, u nas jeszcze plusowo. Nie zwalać mi na Danię - u Nas Ulka ma wpaść na śniadanie w piątek i zostać aż do niedzieli. Może być nawet minusowa temperatura. 
A tak swoją drogą to zaraz znów się zacznie narzekanie na pogodę. Jak jest śnieg to źle, jak nie ma sniegu to też źle. A ja jak byłam mała/młoda to pamiętam, że 1 listopad bez śniegu, kurtek zimowych, butów to była wyjątkowa rzadkość. Nie ma co narzekać, to Nam nie pomoże, a jedynie zaszkodzi, z pogodą nie da się dyskutowac, lepiej się z tym pogodzić i przygotowac na zimę - donice pochowane? kwiatki zabezpieczone? opony zmienione? No! Głowa do góry i do przodu. 
Dziękuję za bardzo liczne komentarze do postu z chustą. Z dumy latam pod sufitem, a dzieki tym wszystkim  gratulacjom to już przygniotłam się do sufitu! Wczoraj w komentarzach podałam linki do instrukcji tworzenia tej chusty, więc jeśli ktoś jest zainteresowany to zapraszam jeszcze raz do poprzedniego postu.
Pozdrawiam serdecznie!!!

18 października 2012

Kosze na zabawki.

Miał dzis być post z przepisem na ciasto, ale muszę go przetłumaczyć, to wymaga czasu chwilę, a ja mam dzieci w domu i czasu nie potrafię zagospodarować. Już 10, a ja nic jeszcze nie zrobiłam! Wstajemy później, śniadanie jest dłuższe, później sprzątanie po śniadaniu, robię chleb i ewentualnie jakieś pranie wstawić, obiad i to tyle. Żadnego sprzątania, pranie do poukładania czeka juz drugi dzień. Pewnie lepiej by mi było z organizacją czasu gdyby nie to że ostatnie dwa dni chłopcy chorowali i raz Jędrek leżał mi na kolanach prawie cały czas, nastepny dzień Franek... Chociaż podziergać sobie mogłam.

Dlatego wrzucę dziś zdjęcia koszy na zabawki. Przeżyłam koszmar plastikowych koszy, na które dzieci wchodzą - swoją drogą były one bardziej interesujące niż same zabawki, rzucają nimi, chowają sie pod nimi...plastiki pękają, a to jednak może byc niebezpieczne. Postanowiłam pozbywac sie tych plastików i w zamian za nie szyć kosze. Na razie dobrze się sprawdzają - łatwo je przenieść, zajmuja mniej miejsca bo niepełne można zagiąć. Kosze wyglądają tak:
Tyle na dziś. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i odwiedziny!
Pozdrawiam!!!

08 października 2012

Różowe kosze.

Post z cyklu sprytne chowanie z mały nakładem finansowym. Zakup koszy wiklinowych, plastikowych, dewnianych... to koszta. A dodatkowo wysokość koszy jakie były mi potrzebne, była dość niestandardowa. Miałam już za sobą przygodę z mniejszymi szytymi koszykami, więc kupiłam różowy obrus i siwy gruby materiał. Koszyki wyglądają tak:


Mialam je usztywniać ociepliną, ale na szczęście stwierdziłam, że lepiej niech będą takie troche giętkie, choć stać bez zawartości potrafią - bo niestandardowa zawartość mają. Kosze stoja u Julki pod łóżkiem na jej skarby, udełka z kamieniami, koralikami, ubranka dla lalek i inne zabawki, które nie mają miejsca na półkach - Julka jak poszla do szkoły, to oprózniła aż dwie półki i przeznaczyła je na książki! Tych książek do szkoly toza wiele nie ma - jedną z biblioteki, kilka do nauki po polsku - ale one są zawsze na biurki. 
Szybki ost, bo oniedzialek to ciężki dzień dla mnie - dużo domowych obowiązków, a dodatkowo muszę zrobić jakieś drożdżówki, lub bułki, dodatkowo muszę przygotować ciasto, żeby zmiekło przed przełożeniem krememem a gdzie jeszcze to wszystko co robię co poniedziałek?! 
Kuchnę juz ogarnęłam, śmieci powyrzucałam, to ide robić chleb i ułozyc plan działania :)
Pozdarawiam!!! Miłego tygodnia!!!

04 października 2012

Julki igielnik, skrzyneczka i moje skarby.

Zacznijmy od igielnika, który szyłyśmy wspólnie. Julka asystowała, o wszystko sie pytała i wybierała materiały. Ja doszyłam część koronki, Julka trochę i się zmęczyła - dokończyłam ja. Górę z dołem zszyłam prawie całą ja bo Julka przejechała nitką prawie przez środek , więc musiałam interweniować, - dziecko najwidoczniej ochoty już nie miało, ale widac było że jest zdesperowana, by dokończyć igielnik, bo skrzyneczka stała pusta. Po przełożeniu na prawą stronę, dałam Julce wypełnienie i sama wpychała, gniotła, czy już jest dobrze. Później spięłam szpilkami zamknięcie i Julka sama dokończyła. 

A oto Julki igielnik:
A i dałam jej czarną nitkę, żeby dobrze ją widziała - teoretycznie nawet czarnej nici nie powinno byc widać, ale co tam.
A teraz skrzyneczka. Znalazłam ją na zlomie, w kontenerze z metalem - komuś się chyba pomyliło. Kontener wielki, wysoki, a ja sie przewiesiłam przez barierę i wyciągnęłam, jakoś, choc wszelkie druty skutecznie mnie blokowały, udało się!
W skrzyneczce (czy takie skrzyneczki maj jakąś specjalistyczną nazwę?)Julka ma swój igielnik, swoje szpileczki, centymetr, nożyczki i małe szpulki nitek kolorowych. Może wkrótce uda mi się zabrać i za moją skrzyneczkę i Julki i zrobie na nich jakieś delikatne decu. 
A teraz moje Skarby -dzieci i skarby - zdobycze:


Zdobyłam dwa worki próbek materiałów, takich jak w sklepach maja z etykietami i naklejkami, trzeba było to uporządkować, ale na szczęście dzieci mi pomogły, dla nich była to świetna zabawa - odklejanie naklejek. Materiały są pociete na małe kawałki, ale jakiegos patworka - tak na próbę można z nich uszyć. Swoją drogą już zaczęłam... Maja być dwie patworkowe narzuty, jedna już ma zszyte kawałki, druga tylko pocięta... chwilowy brak weny na zabrabranie się za to...
Pozdrawiam serdecznie, dziekuję, za liczne odwiedziny i komentarze.
Mam nadzieję że do jutra, bo już czeka materiał na kolejny post!

02 października 2012

Koszyczki z materiału.

Ostatnio miałam dość duże zapotrzebowanie na różnego rodzaju koszyki i pojemniki. Ale zaczęło się od potrzeby i to pilnej - bo ileż można czekać - półki do łazienki. Jak nie mieliśmy kiedy jechać do sklepu to sie zapomniało, a jak w gazetkach widziałam fajne półeczki to oczywiście plany się zmieniły i nie jechaliśmy akurat do tych sklepów... Ale przecież... największa frajda jak się coś zrobi samemu :) Mąż sprzątał w swoim magicznym pokoiku w piwnicy i pożalił się, że mu półka zawala miejsce, a i tak płyt już nie trzyma w niej, po się uchwyty urwały. Pomyślałam, wyciągnęłam, obejżałam, o! Będzie półka! Była to kiedys półka w pionie na płyty CD. Niezbyt udana ta półka, bo uchwyty na płyty dość szybko się łamały. A ja oszlifowałam  - już nie szalałam z dokładnym szlifowaniem, a jedynie zmatowiłam by sie farba przyjęła, pomalowałam, zarządziłam gdzie ma wisieć i ... postawiłam kilka przedmiotów na niej, a reszta? Miejsca dużo zostało, dużo małych przedmiotów, to trzeba koszyczki zrobić. Jeden już pokazywałam wcześniej - szydełkowy. Ale resztę koszyczków uszyłam. Może i śliczne nie są... te moje artystyczne szwy falowe - może powinnam je opatentować? Ale ile ja pierdołków w nie poupychałam! Jeden koszyk jest całkowicie giętki - bo na chusteczki higieniczne i dzięki temu, że jak będzie pustoszał to się zapadnie, a ja będę wiedziała, że czas kupić. Reszta koszyczków jest na moje... różne takie, lakiery, pilniczki, plastry - a te to mam wszędzie. A ile miejsca mi się zrobiło w szafkach w łazience!
Czas na prezentację koszyków:


Ostatni koszyk szyłam z resztek i niestety, ale szew musi być z przodu. A i jeszcze jedno - jak wykonać takie koszyki znalazłam u Alizee. Prosto i szybko.
A finalnie - no może jeszcze coś dostawie na górę - półka wygląda tak: 

To wszystko na dziś. Serdecznie pozdrawiam!

28 września 2012

Torba na gimnastykę.

Kiedy Julia zaczęła chodzić do szkoły stwierdziłam, że nie zmieszczą jej się trampki, ręcznik, szczotka do włosów i jeszcze oczywiście strój na gimnastykę, do powszechnych w Danii worków na gimnastykę - zmieścić, by się zmieściło, ale była by to wielka wypchana kula... A miałam taki porządny worek przygotowany - ze sznurkami zamocowanymi tak, że można go założyć jak plecak, skórzane naszywki w miejscach gdzie może się coś urwać czy przetrzeć, ale czarny był... A ja akurat kupiłam śliczny materiał z wielkim elementem z którym nie bardzo wiedziałam co zrobić, bo na ubranie nie pasuje, na poduszkę - ale Julka nie chciała poduszki. I nagle potrzeba nowej torby. Usiadłam, uszyłam - nadzwyczaj szybko i bezproblemowo mi poszło - bez przeszycia czegoś, czego nie potrzeba, bez prucia bo krzywo... I zadowolona jestem! Torba ma już prawie dwa miesiące i jest cała i zdrowa :)

Torba ma długi pasek do przełożenia przez ramię i krótkie rączki, które służą do noszenia ale też do otwierania bo w tym miejscu jest długi rzep.
Zdjęcia dość jaskrawe, ale kiedy je robiłam miałam problem z ustaleniem dobrego miejsca, bo wiało, chmury szybko się przemieszczały, raz świeciło, raz było ciemno, ostatecznie w łazience udało mi się zrobić w miarę dobre zdjęcie.
Już jutro weekend :) Życzę wszystkim udanego, ciepłego i twórczego weekendu -  dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!!!

24 września 2012

Dwie bluzy = cztery pary spodni.

Jak przez 7 lat można wozić ze sobą po świecie ubrania których się nie lubi i nie będzie się ich nosiło?! A no można! Mój mąż nie nosi bluz bez kapturów i nie zapinanych  - nie lubi ich i nic go do nich nie przekona. Kiedy wyprowadzał się od swoich rodziców zabrał ze sobą takie właśnie bluzy "przez głowę" - a bo się może przydadzą, do pracy np... I tak je ze sobą przeprowadzał, bo się może przydadzą, a mi nie udawało się ich wyrzucić - bo zawsze chował je z powrotem. Aż się wkurzyłam i po prostu je zabrałam. Ale nie wyrzuciłam tak od razu - były w worku z ubraniami do kontenera i gdzieś po 5 miesiącach przypomniałam sobie o nich! Podczas przebierania ubrań chłopców okazało się, że brakuje im spodni dresowych - cały worek za małych a dobrych ze cztery pary... I tak sobie pomyślałam wtedy że może kupię materiał dresowy... i tak myśląc od spodni przez materiał, dresy, bluzy dotarłam myślami do tych właśnie bluz po małżonku :)
Poprułam, wykroiłam i uszyłam. Żeby nie myliło się gdzie przód a gdzie tył wydziergałam i naszyłam myszki.
Nie dało się zrobić lepszych zdjęć, bo chłopcom bardzo się podobało pokazywanie brzuszka :)
Ale tak spojrzałam na resztki bluz... przymierzyłam do dresów które były moim miarnikiem - właściwie, to jeszcze z rękawów spodnie wyjdą! Musiałam tylko posilić się ściągaczami, które na całe szczęście wyprułam i nie pocięłam ich. Spodnie z rękawów nie są już takie ładne, marszczą się na tyłeczkach - ale to tylko kwestia wizualna, bo sprawdzają się bardzo dobrze :)
Na tych spodenkach są biedronki :) Ściągacze wszyłam w pas i na nogawkach :)
I co? Jesień mamy nie? Trza by było jakieś dekoracje jesienne uskutecznić. Może jakieś dyńki wydziergać... Muszę poszukać jakiś wzorów, inspiracji, bo jakoś tak mało jesienie się czuję - takie ładne słońce za oknem... 
Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze :)
Pozdrawiam serdecznie!!!
P.S. Nie macie w swoich zbiorach jakiś fajnych dekoracji jesiennych na szydełko, bo tak patrzę i szukam i nic nie znalazłam... Będę bardzo wdzięczna :)

19 września 2012

Pokrowce na krzesła.

Hmmm... Tak piszę o tym, że szyję, to wreszcie muszę pokazać co tak szyję :)
Uszyłam pokrowce na krzesła. Dość spontanicznie to wyszło - początkowo pokrowce miałam kupić gotowe, potem znaleźć materiał, a wyszło tak że na przecenie w meblarskiej sieciówce kupiłam na wyprzedaży materiał (5mx140 za 75 kr, czyli jakieś 37,5 zł). Jaka radość była... i przerażenie... Krzesła są bardzo fajne, ale ich pokrowce były... no cóż... Krzesła były już w tym domu, znaleźliśmy je w piwnicy i na strychu po przeprowadzce - jedno stało w kotłowni... były poplamione, podrapane przez psa, a jedno to nawet było w białej farbie. Wyprałam je, przeczyściłam, ale wyglądały z prania na pranie, coraz gorzej... Nawet rzepy przestały kleić i musieliśmy przybijać pokrowce na zszywki meblarskie, a jednak to jest dość trwały sposób i ciężko co chwile ściągać i prać.
Szyciem pokrowców byłam przerażona - najpierw rozprułam jeden pokrowiec, wg niego wycinałam, potem szycie i o rany! Pasuje!
Zobaczcie same jakie śliczne! - ja jestem z nich dumna, zadowolona, szczęśliwa i dla mnie są śliczne! Na tym pokrowcu na zdjęciu widać linię zgięcia, teraz już jej nie ma, bo są poprasowane, ale jak skończyłam szyć, to bardzo szybko chciałam zrobić zdjęcia - bałam się że znikną czy co?!

Po pierwszym pokrowcu byłam przerażona tylko jedną rzeczą, a mianowicie że widać poszycie krzesła przy nogach! Ale spojrzałam na stare pokrowce i stwierdziłam, że też widać.
Tak się rozbujałam z tymi pokrowcami, że z końcówki materiału zrobiłam jeszcze pokrowce na krzesła dla chłopców - mają większe krzesła, żeby nie spadli :) Te już szyłam bez dopasowania, bez sznurków do wiązania, bo są poduchy wiązane, a i ja miałam już serdecznie dosyć robienia lamówek... Choć i tak skorzystałam z pomysłu LolaJoo - polecam wszystkim ten pomysł na szybkie zrobienie lamówki z paska materiału!!!
Tyle na dziś. Dziś robię podejście numer dwa do wyplatania... koszyczek potrzebuję i nie wytrzymam kolejnego tygodnia - bo dopiero za tydzień będę w sklepach gdzie mogę kupić coś fajnego...
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za liczne komentarze!!!

08 września 2012

Spódniczka.

Moja pierwsza spódniczka :)
Znaczy nie moja - dla córki, ale ja ją uszyłam :) Trafiłam na kwiecisty materiał za grosze i od razu wiedziałam że będzie z niego spódniczka. 

Tak wogóle to ona jest prosta, tylko na zdjęciu wyszła krzywo :)
A ja szyję, dużo szyję, uczę się, próbuję, pokrowce na krzesła powstały... i nie tylko :) Ale to kiedy indziej :)
Pozdrawiam i dziękuję!!!

06 września 2012

Stopery do drzwi - czyli miks technik.

Przepraszam za nieobecność - obowiązki, ciągną się za mną jak czkawka ostatnie dziwne tygodnie - nie lubię tak drastycznych zmian bo się nie mogę później odnaleźć.
Teraz próbuję wszystko nadgonić. Podglądam co robicie i wzdycham, że nie mam czasu na dokładniejsze pooglądanie... Widziałam, że kilka ciekawych candy się pojawiło :) Liczę na to, że w miarę szybko napiszę post i zdążę się zapisać. Chwilowo czekam na "pikanie" - aż się pranie skończy, potem odkurzanie i mycie podłóg... obiad zrobić i rodzinka wróci do domu - i gdzie tu znaleźć czas na przyjemności?
Dodatkowo mój komputer na turnusie rehabilitacyjnym, a ten małżonka to... trzy wdechy i lepiej nie skomentuję... a na telefonie, przeglądać można, popisać też, ale post napisać - muszę go później zedytować na komputerze, bo wygląda strasznie...
Ale co tam. Czas na stopery. 
Zawsze drzwi blokowałam jakimiś dziwnymi przedmiotami, które akurat znalazły się pod ręką. Wreszcie się zmobilizowałam i zrobiłam :) Pierwszy stoper - biedronka dla córki - drzwi do jej pokoju otwierały się jak otwierałam okno, a jak ostawiłam otwarte to trzaskały, przez przeciąg - na przeciwko jej pokoju nasza sypialnia i tam też okno otwarte.
Naszywanie tych kropek i oczek... masakra... ale najważniejsze, że się podoba i drzwi nie trzaskają :) I pod spodem biedronka ma zamek - dzięki temu można ją prać :)
Dwa kolejne stopery do drzwi do kuchni - jedne na korytarz - bo się zamykały, a drugi do drzwi do salonu - bo mnie chłopcy zamykali w kuchni!!! A czemu to mam być zamknięta w kuchni?! I już mnie nie zamykają! Worki są duże - wypchane piaskiem z nad morza - są ciężkie i chłopcy ich nie noszą - dodatkowo dla nadania kształtu dodałam trochę siekanki gąbek z poduszki. 
I tu już jest miks technik - worki uszyte z lnu, szydełkowe koronki i decu obrazki.

To tyle na dziś. 
Uciekam bo "pika". Jak mój komputer wróci... cały tydzień nic nie będę robiła tylko klikała po blogach i pisała posty!
Pozdrawiam Was! Dziękuję, że jesteście ze mną!!!

28 sierpnia 2012

Coś na okno, coś do zaczepienia i coś do powieszenia.

Nie wiem jak to nazwać?! Firanka? Zasłonka? Nieważne! Kupiłam dwie takie długie zasłony, z jednej zrobiłam o takie coś na okno:
Bo pusto było przy tym oknie. To okno w sypialni, światła tam nie potrzebuje, a tak jakoś łyso wyglkądało, że musiałam coś zrobić. Ja w ogóle nie lubię firan i zasłon. W Danii to normalne, że ludzie nie mają firan w oknach, i mi to pasuje, ale ja nawet w Polsce nie miałam firan - prócz jednej takiej małej na okno w kuchni, miałam rolety i jedną taką zasłonkę - coś jak ta ze zdjęcia powyżej - na drzwi balkonowe. Oczywiście całą ulica aż huczała - a czemu to ja nie mam firanek - tylko światło zabierają i kurz gromadzą.
Ja to lubię jakieś zazdroski, jak okno nudno wygląda, to jakoś je urozmaicić - ale to dla funkcji dekoracyjnych, a nie żeby mi nikt w okna nie zaglądał.
A wracając do tematu - bo coś się skupić dziś nie mogę - przecięłam zasłonę na pół, obszyłam brzegi, zawiesiłam i co? I jeszcze trzeba cały karnisz przestawić - trzeba go złożyć trochę i muszę ostatnie żabki przełożyć za mocowanie, bo mi zjeżdżają do środka. I myślę, by walnąć u góry jakąś falbanę czy coś, bo jeszcze mi łyso wygląda.
Zrobiłam też takie pasy do zamocowania zasłonek.
I jeszcze takie małe lampioniki na końce karnisza :)
To tyle na dziś. Dziękuję, że jesteście ze mną - choć mnie u Was ostatnio nie ma i jeszcze jakiś czas będę zagubiona w akcji - bo po ostatnim dziwnym tygodniu, nastał trochę normalniejszy tydzień, w którym próbuję nadrobić wszystkie zaległości domowe. A kiedy ja znajdę czas na Wasze blogi?!
Pozdrawiam serdecznie!!!

24 sierpnia 2012

Rękawice kuchenne - dekoracja czy funkcjonalność?!

Śliczne ściereczki do kuchni kupiłam, a że tanie były to pomyślałam sobie że jak już mam nowe, śliczne i kolorowe ściereczki to rękawice też potrzebuję nową i śliczną i taką kolorową. Dodatkową motywacją była chęć wypróbowania swoich zdolności w kwestii pikowania - bez stopki do pikowania i wszywania lamówki - również bez jakże pomocnej stopki! Z rozpędu i tylko jejdnej ściereczki powstały dwie rękawice. Szyjąc pierwszą nauczyłam się, że najpierw się pikuje, a później zszywa materiał z watoliną - czy innym zwierzem, bo nie wiem jak to się zwie. A przy drugiej rękawicy rozumiałam, że duży palec powinien być trochę inaczej skrojony, a nie na żywca odrysowany od starej rękawicy, tylko wydaje mi się, że powinnam wykroić go z większą przerwą bo mi się źle zszył.
I tak też się zastanawiam - funkcja dekoracyjna - śliczny kolorowy materiał, czy funkcjonalne rękawice - bo tylko do tego się nadają :)
Oczywiście jedna rękawica jest mniejsza, a druga większa :) 
Ale się rozkręcam i jeszcze sobie kiedyś uszyję takie bardziej... profesjonalne rękawice :)
Cały czas się uczę nowych rzeczy. Wioletta z Bezdomnej Szafy  robi różne fajne filmiki jak używać np stopki do obrębiania i chyba niechcący zasugerowałam jej żeby następna lekcja była o lamówkach :) A wiecie ile metrów lamówki na mnie czeka... 90x200 i to podwójnie... No ale jak to przykładna uczennica, wczoraj obejżałam dokłądnie filmik, przeczytałam, a dziś do sklepu po stopki. Myślę sobie, pewnie drogie będą, to może chociaż ze dwie mi się uda kupić... I w sklepie... o rany, z Córka byłam to i ona i ja piszczałyśmy do siebie jak oszalałe - teraz dziecko chce też szyć :) - już zaczęła, ale po wizycie w sklepie z maszynami i guziczkami i tym wszystkim - nabrała większej ochoty :) I takie maszyny tam były... i haftujące... - zmora jakiaś - już wolę druty :) I przyszło do rozmowy o stopkach. Na sztuki nie ma do mojej maszyny. Są w zestawach... Naliczyłam 12 sztuk - a dwie "rzeczy" to nawet nie wiem co to i jeszcze jakieś takie cośki co chyba stopkami nie są, ale musiałabym z maszyną przyjść, bo trzeba sprawdzić czy pasują... bo inne numery mają stopki niż te, które mam w instrukcji... Cena... hmmm... wiedziałam, że będzie drogo, liczyłam, że pewnie ze 100 kr za sztukę... a zestaw kosztuje 500 koron... to jakieś 250 zł... Dobrze, że wczoraj przeglądałam trochę internet w poszukiwaniu stopek - musiałam sobie jakoś przetłumaczyć z duńskiego na polski i odwrotnie - i widziałam ceny stopek w Polsce. No cóż teraz muszę znaleźć dobry sklep internetowy lub prowadzący sprzedaż również przez internet, gdzie kupię zestaw stopek do Singera 8280, i jeszcze marzy mi się taka podkładka z miarką (w kuchni do pieczenia już taką mam :)) i radełko do cięcia materiału - bo to moje lata na boki i skręcić go nie można. Może znacie jakiś dobry sklep, który możecie mi polecić? Liczę na Was :) 
Jutro odżywam - dziś ostatni z ciężkiego tygodnia dzień i idę spać, bo nogi to już tak mnie bolą, że chyba nawet paznokcje mnie bolą... Przyszły tydzień odpoczywam :) Taki zabiegany ten tydzień był, wszytstko było inaczej, inne godziny, dziś nie, tylko jutro - a weź to wszystko zpamiętaj! Ja jak rano się budziłam, to tak jak zawsze 5 min przed budzikiem, leżałam i się zastanawiałam, czemu się obudziłam, czy dzwonił już budzik, a która godzina, a  czy to weekend, jaki dzień tygodnia, co ja mam dzisiaj robić, czy ja zaraz jade, czy dzisiaj wolne... no masakra jakaś! Nie wiem czy to tylko ja mam takie zaniki świadomości w czasie i przestrzeni, ale zauważyłam że mam tak gdy jestem zmęczona psychicznie - a tego nie da się tak po prostu odespać... Kiedyś to nawet się obudziłam i zastanawiałam się gdzie ja wogóle jestem! - a w domu byłam!
Jutro zajmę się trochę ogrodem, wieczorem może poszukam stopek i mam nadzieję, że uda mi się poodwiedzać Wasze blogi, bo się już stęskniłam, przeglądałam miniaturki, ale na poczytanie czasu nie miałam... 
Ślicznie dziękuję za komentarze i cierpliwość :) - bo pytań to ja mam dużo :)
Pozdrawiam i ściskam bardzo mocno!!!
P.S. Umówiłam się z pewną "Osobą" na wymiankę i dziś udało mi się upolować ostatni prezent, którego mi brakowało :) Jeszcze tylko kwestie kosmetyczne i wysyłka - jak nie zapomne...
A upominki na "podaj dalej"? - ha! już coś jest, może nie dużo, bo jakaś 1/4 wszystkiego, ale widać progres! No ale jak w moim wolnym czasie muszę wszywać kieszenie - bo się wyrwały!!!, do spodni grubych- typu wojskowego, i żeby to jeszcze łatkę dało się naszyć, to całe tak poprzecierane, że musiałam nowe kieszenie szyć... co ja się namęczyłam... szpilki po paznokciami, nitki we włosach - ale igła wciąż ta sama :) 
Pa!

23 sierpnia 2012

Etui na nowoczesne "bezklawiszowe" telefony.

Pierwsze etui na ten telefon - męża telefon, ja nie mam takiej cegły :) - zrobiłam na szydełku - to była zwykła skarpetka, której funkcjonalność była zerowa... To myślałam i myślałam, jakby tu zrobić dobre etui i wpadłam na jakiś anglojęzyczny blog - niestety nie pamiętam nawy, bo skakałam od bloga do bloga i nie zapisałam adresu... 
Ale już tłumacze jak zrobiłam to etui - wyciełam  brystolu prostokąt, pozaginałam i nakleiłam na brystol kawałki materiału - wewnątrz i na zewnątrz (zewnętrzny materiał zszyłam dwóch kawałków), ale nie zszywałam brzegów, to zrobiłam razem z gumkami. Pzszywałam brzegi, podoszywałam gumki, guziczek i oto jest:


Dziwnie wyszły mi zdjęcia, bo jakieś smugi się porobiły na etui... Co do użytkowania - na potrzeby przeglądania internetu musiałam dorobić jedną gumkę, bo po przechyleniu, telefon lekko opadał i mam też za zadanie wymianę guziczka na rzep bo w kieszeni niewygodnie  guziczkiem... Ale jestem strasznie zadowolona z tego etui. Naprawdę funkcjonalne etui.

Uciekam... już mam dosyć a jeszcze jutro i weekend...
Dziękuję Wam!!! Pozdrawiam!!!

10 sierpnia 2012

Zasłonka z decu.

Moja walka z łazienką na górze trwa i końca nie widać... No ale nie wszystko od razu!  Ale udało mi się pomalować wstrętne sino-szare płytki na biało - co widac na zdjęciu - płytki sa białe :) Żeby pozakrywać rury pod umywalką (umywalka jest chyba jeszcze z epoki przed szafkowej - bo strasznie duzy i nie mogliśmy znaleźć szafki pod tą umywalkę... a dodatkowo, umywalka odstaje od ściany jakieś 10 cm...) uszyłam zasłonkę ze starego obrusu. Natomiast obrazek na zasłonce to decu :) Oj się namęczyłam z tym klejeniem i prasowaniem, ale efekt mnie zadowala. Muślę, że zrobię jeszcze jakąś niebieską koronkę i doszyję ją u dołu. Kolejny etap walki - malowanie fug w podłodze... ale to jak mnie najdzie ochota na malowanie.
Na życzenie - nie tylko dzieci, ale i małżonka - łazienka ma być w odcieniu niebieskim - więc, zeby nie było tak poprostu niebiesko - wpadłam na pomysł, by była to łazienka w stylu morskim - nie lubię takich konkretnie określonych kolorów, no ale nie tylko ja mieszkam w tym domu... Ja to lubię bardziej style, gdzie różne kolory można mieszać, różne wzory używać, a nie wszystko na niebiesko...
A teras doniesienia z frontu - walka trwa - ja kontra moje ambicje, które mają w sym orężu zabójczą broń, czyli maszynę do szycia... Wymyśliłam sobie... patworkowe narzuty, sztuk dwie. Elementy skrojone na jedną narzutę czekają, a elementy z drugiej narzuty już są skrojone. Czekam teraz na przypływ wnerwienia i jak usiądę - to zszyje pozstałe elementy. No ale, skoro to patwork to musi byc pikowanie - o rany a żebym to ja wogóle wiedziała jak sie zabrac do tego... no ale co tam, nawet słownictwa nie znając, podpytałam trochę pewną Miłą Bezdomną, co w szafie mieszka :) i już mi się sprawa rozjaśnia. Ale w ramach ćwiczeń w pikowaniu - dziś będzie szycie rękawic kuchennych. No może nie rękawic, a rękawicy - bo pewnie więcej nie zcierpię... 

Ale to nic, ambicje to ja mam... wpadłam dziś do sklepu z używanymi rzeczami - jak nasze ciucholandy, tyle tylko, że pieniądze ze sprzedaży idą na cele charytatywne i można kupić tam niemal wszystko - prócz spożywki. I pierwsze co dojżałam to włóczka... potem materiał na zasłonki!!! będe szyła zasłonki! wiem że porąbało mnie totalnie, ale co tam, gości w sypialni nie przyjmuję!, a potem grzebanie w koronkach i lamówkach i jeszcze na koniec materiały za grosze... oczywiście nie mogłam się zdecydować, na co który przeznaczę i ostatecznie wzięłam jeden, nie wiem na co, a co najlepsze to to, że już mam pomysły na te materiały, których nie kupiłam - więc za tydzień muszę sie tam wybrać :)
Szydełkowo - bida, dłubię, ale strasznie wolno. Muszę robić powoli, bo ręka czasem się jeszcze odzywa i wolę jej nie przemęczać. 
To tyle na dziś. Uciekam do szycia rękawic/y :)
Pozdrawiam i dziekuję za odwiedziny!

06 sierpnia 2012

Krzywe serduszko różane i co robie jak nic nie robie.

Takie krzywe serduszko uszyło mi sie  - jeszcze przed wakacjami, teraz nie mam kompletnie czasu i możliwości, żeby się rozłożyć z szyciem i właściwie to ja już zapomnialam jak maszyna do szycia wygląda...
Serduszko nie jest tak do końca krzywe... Po prostu schowała mi się falbanka, nie zauważyłam, a jak już zauważyłam, to było po wszystki i stwierdziłam, że a co tam, niech sobie takie zostanie. Przecież funkcją tego serduszka jest pachnieć, a nie wyglądać :) Choc miło by było,  jakby tez dobrze wyglądało :)
I przyszedł czas (wreszcie zrzuciłam zdjęcia), by pokazać co robię, gdy nic nie robię. Bo jakoś tak mi dziwnie, że ogród nie wypielony, obiady robię, bez większego przekonania, byle szybko, w domu nieposprzątane (a z drugiej strony to póki są wióry na podjeździe to wióry będą w domu...), na polu robótkowym kiepsko, tylko szydełko wróciło do łask, ale to też tak nie za dużo...

I teraz co na męczy od trzech tygodni:

Szkoda, że nie widać tych najwiekszych kolosów, jeden troche widać na drugim zdjęciu po lewej stronie, a reszta jest na samym końcu, na nich leżą te duże pnie wypiętrzone do góry.
Wszyscy pomagali - nawet Franek i Jędrek :)

Teraz uciekam. Dziś pada, to mam okazję by trochę dom ogarnąć.
Pozdrawiam i dziękuję Wam za wszystkie komentarze i odwiedziny :)