Translate

20 maja 2011

Anioł w ramach "Dziękuję za to, że byłeś i jesteś nadal".

Jest taki Ktoś kto bardzo wiele znaczy dla mnie i dla mojej rodziny. Bez Niego być może nie byłoby mnie tutaj, nie było by mojej rodziny, dzięki niemu drogi moje i mojego męża się zeszły - choć byliśmy sąsiadami. Gdyby nie On, nie była bym tym kim jestem. Właściwie to On mnie wychował. Kiedy w moim życiu zaczął się najtrudniejszy okres, trafiłam pod Jego skrzydła i już tam zostałam. Jak podziękować za to wszystko co dla mnie zrobił? Dla niego nie jest ważne słowo "dziękuję", ale to, że nadal żyję według tego czego mnie nauczył. Ale ja chciałam dać Mu coś, co będzie bardzo moje, coś co zrobiłam sama i by to wyrażało Naszą wdzięczność i miłość - taką przyjacielską jak do rodzica. Wiele lat mieszkał On w moim rodzinnym mieście, później trafił na 6 lat do Gdańska, a teraz jest w Szczecinie. A że jadąc do Polski przejeżdżaliśmy przez Szczecin - nie można było inaczej, jak umówić się na małe spotkanie. Miałam tylko 2 dni na wymyślenie czegoś i przygotowanie prezentu. Siedząć przed komputerem otworzyłam pasek przeglądarki i ... JEST!... zobaczyłąm blog "Anioły Anielki" - to jest to! Anioł!
Niewiele myśląc zaczęłam robić i jeszcze tego samego wieczora ukrochmaliłam go. Tak porządnie w kiślu. Gdy wysechł pomalowałam wikolem, jeszcze przed całkowitym wyschnięciem pozszywałam, a potem uformowałam żeby skrzydła nie odstawały i żeby głowa nie opadła - sznureczkami i patyczkami do szaszłyków :)
Zdjęcie robiłam późnym wieczorem - więc nie jest najlepszej jakości (u mnie nawet teraz o 21.20 jest jasno jak w dzień) i przed ostatecznym uformowaniem.
Prezent bardzo się podobał, a dla mnie to spotkanie było jak ładowanie akumulatorów, choć krótkie, wystarczy na bardo długo, choć chciałam tak wiele powiedzieć, a powiedziałam tak niewiele - wystarczyło, znalazłam odpowiedzi i siły - do kolejnego spotkania.
Pozdrawiam i do kolejnego postu już wkrótce.

06 maja 2011

Kwitnące rododendrony i kilka ogrodowych historii.

Pierwsze dwa rododendrony zakwitły! Pokazywałam już pączka, teraz czas na całość. Jeden krzak jest niski, drugi jest wysoki.


niski krzak
wysoki krzak

A to już całość, dla porównania ogromu rododendronów - obok stoi trampolina. Jest to kilka osobnych krzaków, dwa białe, jeden amarantowy i jeden fioletowy, ale każdy jest na "kilku nóżkach", a pod nimi dzieci zrobiły sobie swoją "bazę" i siadają na nisko położonych gałęziach :)
A teraz moja "folia" - w końcu doczekała się wykończenia.
 Zakupiłam też dwa krzaczki rabarbaru. Będzie na ciasta i kompoty :) Dla mnie i dla męża - bo wprost przepadamy za rabarbarem. A zakup ich okupiłam popluciem się i połamaniem języka, bo nawet nie macie pojęcia jak trudno jest wymówić po duńsku "rabaraber" - "rababa'" - tylko tak miękko "r", że prawie bez "r"...

I moje ostatnie odkrycie. Podpatrzyłam w ogrodzie u sąsiada, że ma przycięty bukszpan, tak na styl drzewek bonsai. Oczywiście mój bukszpan wymaga jeszcze dużo pielęgnacji i przycinania odpowiedniego, ale z wielkiego krzaka zrobiłam takie coś:
Tam gdzie zostawiłam listki będą kulki, placki bądź inne formy geometryczne - powycinane z liści. Pierwotnie krzak był taki wielki, że za nim był schowany rower - mąż go schował, bo chłopcy chcieli na nim jeździć :) - a mąż robił akurat wieszaki na rowery. A jak już skończyłam, to się chłopak ucieszył, że już nie musi się męczyć z wyciąganiem roweru zza krzaka :) Wokół jeszcze pobojowisko, ale to z czasem, wszystko się zrobi :)  Pod krzakiem znalazłam kilka odnóg rosnących na korzeniach. Kilka takich już wykopałam wcześniej i wsadziłam do ziemi - póki co nie widać by padły. Te natomiast wsadziłam do doniczki, żeby trochę oddechu złapały, bo były przyciśnięte wręcz krzakiem "matką".

A teraz trochę ponarzekam. Ostrzegam - będę narzekać! Otóż podejrzewam, że to ostatni post przed moim "przymusowym urlopem i wyjazdem do Polski" - mam fobię społeczną, nie lubię się tachać z dziećmi i w ogóle jestem socjopatką - nie umiem żyć w społeczeństwie.... Więc kolejny post pojawi się dopiero po 20 maja. Komentarze nadal będę moderować, może nie tak często jak do tej pory, ale nie zrezygnuję z tego, ponieważ sprawdzając spam odkryłam jak wiele niepożądanych treści (również pornograficznych) komentujący przemycają w treści komentarzy. Nie zrezygnuję z moderacji, więc jeśli Wasze komentarze nie będą się ukazywać w przeciągu dnia, proszę poczekać :)
Liczę na to, że w weekend znajdę chwile na posta i że uda mi się ukończyć projekt który na szybko przygotowuję, a jeśli nie to do zobaczenia  za dwa tygodnie!
P.S. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym psychicznie to przetrwała...

04 maja 2011

Czapeczka wiosenna.

Pomimo kilku strupków na twarzy, córka zdecydowała się pokazać w czapeczce, która ukończona jest już od prawie miesiąca... Zaczęłam ją robić w marcu zdaje się, ale potem zrobiło się cieplutko... Czapeczka jest wiosenno - jesienna. Czapeczka powstała z włóczki bawełniano-akrylowej. Wzór do niej zamieszczam poniżej, a zaczerpnęłam go z galerii Małej Gosi - akcesoria (link na bocznym pasku). Daszek i kwiatek - to już moja wariacja - bez wzoru :)



Wreszcie pokazałam coś wyszydełkowanego :) A w przygotowaniu post ogrodowy - o kwitnących rododendronach.
Trzymam kciuki za wszystkie roślinki w Waszych ogródkach - ja się talk przestraszyłam, że zakrywam folią na noc ogródek (cały!), a agawa i doniczkowe kwiatki i zioła chowam do piwnicy na noc! Niby u nas jest ładnie, popada przez 5 min, potem wyjdzie słońce i tak już od dwóch dni, niby temperatura ma nie przekraczać zera, ale... Śnieg w maju... a przecież mieszkam w kraju skandynawskim!
Pozdrawiam!

03 maja 2011

Tarta porzeczkowa i troszkę lokalnych widoczków.

Najpierw będzie o słodkościach. Tarta powstała na spodzie biszkoptowym. Miałam jeszcze trochę czerwonych porzeczek mrożonych, wymieszałam je z lekko stężoną galaretką, wylałam na spód i ciasto jest. 


W drugi dzień Świąt Wielkanocnych wybraliśmy się nad morze do Udbyhøj na lody :) Mamy blisko do morza, w linii prostej, jakby się dało dojechać to by było jeszcze bliżej... Jest to ujście fiordu do morza. Plaża jest po stronie fiordu.



Było pięknie i cieplutko, choć jak to nad morzem bywa - trochę wiało.
Natomiast w ten weekend było ciepło, ale wiał wiatr. Wymarzona pogoda na puszczanie latawca. Więc na tyłki naciągnęliśmy długie spodnie, kurtki pod pachę i nad morze! 

Wiało strasznie! Ale w końcu o to chodziło!
W drodze powrotnej zrobiłam kilka zdjęć okolicy. Jest tak jedna górka gdzie widać pięknie wiatraki, które są blisko mojej wioski, tylko, że od mojej strony widać je rzędami i choć są blisko to nie udało mi się robić zadowalającego zdjęcia. A z górki w Dalbyneder widać pięknie. Wszystkie wiatraki nie zmieściły mi się w kadrze, ale prawie wszystkie.




Trochę mi głupio, że pokazuję takie piękne widoczki jak u Was taka wstrętna pogoda. U nas też dziś mało słońca, padało trochę... Czasem się zastanawiam czy to na pewno ja mieszkam na Skandynawii?! Miały być jeszcze zdjęcia kwitnącego rododendronu, ale daruję Wam to dzisiaj. Życzę pogody.