Ostatnio byliśmy w Kopenhadze. Nie planowaliśmy zwiedzania, miała to być krótka wizyta w celach paszportowych. Jak krotka wizyta to zminimalizowaliśmy czas podróży z ok 5 godz w jedną stronę do 3 godz. Mieliśmy dwie możliwości: albo jechać lądem, przez wyspy i długie mosty, co się dyndają jak wieje... (ten najdłuższy ma 110 km), albo zapakować się na prom. Pewnie że fajnie jechać sobie i zwiedzać, ale jeszcze to nie ma sensu, dzieci są za małe, z takiej wycieczki nie zapamiętają zbyt wiele, a że w ambasadzie mieliśmy być na umówioną godzinę to woleliśmy nie ryzykować. I tak podróż wyglądała tak: godzinka podróży na prom, godzina z kawałkiem na promie i godzinka do Kopenhagi.
Zdjęcia z tej części wyprawy:
Dzieciom na promie się podobało, czasem było czuć lekkie bujanie, rano trochę wiało, ale Julia już zaznaczyła, że więcej nie będzie sikała na promie :)
Po załatwieniu tego co trzeba było ogarnęliśmy na szybko mapę, sprawdziliśmy jak stoimy z czasem, bo prom powrotny tez zamówiony na określoną godzinę. Okazało się że słynna Mała Syrenka, jest rzut kamieniem od nas, to nawet się nie zastanawialiśmy i w samochód - 5 min i byliśmy u Syrenki, stamtąd przeszliśmy się kawałek i tyle ile się dało tyle zwiedziliśmy. Spacer zajął nam 15 min, jakbyśmy mieli jeszcze 15 min to byśmy doszli pod pałac duńskiej królowej. Powrót do samochodu, wyjazd z Kopenhagi - przez samo centrum, bo tak idzie trasa, to jeszcze co nie co widzieliśmy, a nawet przejeżdżaliśmy obok pałacu, ale niestety go przegapiliśmy... Wyjazd z centrum Kopenhagi poza miasto na autostradę, w piątek o godzinie 15... ok 15 min... tam był mniejszy ruch niż w moim rodzinnym mieście powiatowym w powszedni dzień przed Biedronką! Kopenhaga ładne miasteczko, takie jakieś... małe i przytulne :)
I zdjęcia tego co mi się udało uchwycić:
Mała Syrenka - właśnie przechodziła konserwację, stąd te zapory.
Katedra - zdjęcie robione z samochodu
A jak strasznie słońce świeciło! Ledwo wytrzymaliśmy przy robieniu zdjęć:)
A to biuro nad ulicą :)
W drodze powrotnej na promie było fajniej, bo było cieplej i można było wyjść na zewnątrz.
I to już wszystko, wyprawa krótka, ale co tam :) Dzieciom się podobało, a my nie byliśmy zmęczeni.
Koniec wycieczki, koniec posta :)
Nie wiem kiedy będzie następny post, bo nie wiem kiedy będę miała coś do pokazania. Wreszcie skończyłam chustę, ale nie chce mi się jej napinać - muszę od niej odpocząć :) Robię sukienkę, wybrnęłam z problemu z początkiem (zrobiłam francuza) i trochę jeszcze to potrwa zanim będę miała co pokazać. A oprócz tego co na drutach to robimy coś z dziećmi - coś dużego co wymaga klejenia wielkich powierzchni, wycinania, obklejania, łączenia elementów... a potem malowanie... i malowanie... i malowanie :) To też potrwa i to długo :)
Dziękuje Wam za chwilę spędzoną ze mną i do następnego razu!
Życzę miłego dnia :) Pozdrawiam!!!
Zdjęcia z tej części wyprawy:
Dzieciom na promie się podobało, czasem było czuć lekkie bujanie, rano trochę wiało, ale Julia już zaznaczyła, że więcej nie będzie sikała na promie :)
Po załatwieniu tego co trzeba było ogarnęliśmy na szybko mapę, sprawdziliśmy jak stoimy z czasem, bo prom powrotny tez zamówiony na określoną godzinę. Okazało się że słynna Mała Syrenka, jest rzut kamieniem od nas, to nawet się nie zastanawialiśmy i w samochód - 5 min i byliśmy u Syrenki, stamtąd przeszliśmy się kawałek i tyle ile się dało tyle zwiedziliśmy. Spacer zajął nam 15 min, jakbyśmy mieli jeszcze 15 min to byśmy doszli pod pałac duńskiej królowej. Powrót do samochodu, wyjazd z Kopenhagi - przez samo centrum, bo tak idzie trasa, to jeszcze co nie co widzieliśmy, a nawet przejeżdżaliśmy obok pałacu, ale niestety go przegapiliśmy... Wyjazd z centrum Kopenhagi poza miasto na autostradę, w piątek o godzinie 15... ok 15 min... tam był mniejszy ruch niż w moim rodzinnym mieście powiatowym w powszedni dzień przed Biedronką! Kopenhaga ładne miasteczko, takie jakieś... małe i przytulne :)
I zdjęcia tego co mi się udało uchwycić:
Mała Syrenka - właśnie przechodziła konserwację, stąd te zapory.
Katedra - zdjęcie robione z samochodu
A jak strasznie słońce świeciło! Ledwo wytrzymaliśmy przy robieniu zdjęć:)
A to biuro nad ulicą :)
W drodze powrotnej na promie było fajniej, bo było cieplej i można było wyjść na zewnątrz.
I to już wszystko, wyprawa krótka, ale co tam :) Dzieciom się podobało, a my nie byliśmy zmęczeni.
Koniec wycieczki, koniec posta :)
Nie wiem kiedy będzie następny post, bo nie wiem kiedy będę miała coś do pokazania. Wreszcie skończyłam chustę, ale nie chce mi się jej napinać - muszę od niej odpocząć :) Robię sukienkę, wybrnęłam z problemu z początkiem (zrobiłam francuza) i trochę jeszcze to potrwa zanim będę miała co pokazać. A oprócz tego co na drutach to robimy coś z dziećmi - coś dużego co wymaga klejenia wielkich powierzchni, wycinania, obklejania, łączenia elementów... a potem malowanie... i malowanie... i malowanie :) To też potrwa i to długo :)
Dziękuje Wam za chwilę spędzoną ze mną i do następnego razu!
Życzę miłego dnia :) Pozdrawiam!!!
Piękne miasto :-)
OdpowiedzUsuńKrótko, ale najważniejsze zobaczyliście :-) Wspaniałe zdjęcia z promu cudowne.
Pozdrawiam serdecznie.
Patrzę Oleńko na Twoje Miski i tak sobie myslę, że kiedy je poznałam, to była taka drobnica. A tu, proszę chłopaki, to już młodziaki, Julka przesliczna dziewczynka. Musisz być bardzo dumna z dzieciaczków. Szkoda tylko, ze coraz Cię mniej na blogu.
OdpowiedzUsuńOczywiście Miśki
OdpowiedzUsuńCudowną wycieczkę nam zafundowałaś! każda wolna chwila spędzona z dziećmi jest na wagę złota. Buziaki
OdpowiedzUsuń