Translate

14 sierpnia 2013

Aqua Park Silkeborg.

Dziś pokażę Wam najmniej ciekawe miejsce, choć znalazło się tam kilka fajnych elementów, to nie zaciekawiło nas to miejsce aż tak, byśmy chcieli wrócić tam.
Aqua Park w Silkeborg (http://www.visitaqua.dk/)to miejsce gdzie można poznać przede wszystkim zwierzęta rodzime. Jest to miejsce w którym dzieci bezkarnie mogą się lać wodą i poznawać najróżniejsze formy zastosowania jej mocy - młyny wodne, siła przepływu, zabawa małymi tamami itp.

Forteca z karabinkami na wodę.
 Basen z rybami do głaskani - wiem, brzmi kosmicznie, sama czytałam kilka razy, bo już myślałam, że mój duński jest tak kiepski, że nie rozumiem.
 Najszczęsliwszy był Jędruś, bo polował na wszystkie ryby i tylko powtarzał: jeszcze ta, jeszcze tej nie głaskałem :)
 Fajne przeszklone akwaria - widok na wnętrze stawów, które mozna oglądać na zewnątrz.
 Szkoda, że kaczki i wydry nurkujące były za szybkie, bo wyglądały niesamowicie przez te wielkie szyby.
 Lekcja anatomii ryby... jak ja byłam mala, to tata złowił dużego szczupaka, głowę spreparował w solance, ładnie na deseczce ją zamontował i taka głowę mogłam poznać i wszedzie  (no prawie wszędzie, bo zabki ostre) moglam wsadzić paluszek i organoleptycznie poznać budowę ryby. A moje dzieci mogły sobie do takiej głowy wejść...
 Oczywiście sztuczna głowa, ale o wszystkie detale, kropki, grudki, otworki i tak się ciekawskie dzieciaczki pytały, np czy to ryby ucho?
 Liczenie zebów:
 Świetny pomysł na karmnik dla ptaszków i wiewiórek - poukładane na kształt paśnika  zwykłe suche drewna. A na obiadek wpadła wiewiórka :)
 I zabawa w wodzie.
 Do ryby i na rybę :)
 Jak zamknę to nie masz wody, a jak otworze to masz wodę :)

 W wielkiej głowie ryby chłopców zafascynowały skrzela.
 Naciskam jest woda, puszczam i wody nie ma, a piasek pod nogami ucieka, o to ci niespodzianka :)

Jak widać na niektórych zdjeciach to spora ilość dzieci biegała tam w strojach kąpielowych. Pod względem edukacyjnym - by poznać wodę (w budynku była również fajna wystawa o wodzie w przyrodzie - burze, para wodna, akweny itp. ) miejsce fajne, zabawy tez dużo, zwierzeta też fajne, ale porównując z miejscami o których pisałam w zeszłym tygodniu - nas nie zachwyciło to miejsce. Wróciliśmy głodni wrażeni. Choć dzieci zrozumiały jak to jest że się koło kreci jak woda leci, jak w śróbę wkręcić wodę ddo góry, i skąd się biorą wzorki w morzu na piasku - chodzi o pofalowane dno - nie raz sie pytali mnie skąd to się bierze jak byliśmy nad morzem, ale dopiero jak sami robili fale to zrozumieli.

To tyle na dziś.
Życze miłego dnia i pozdrawiam!!!

13 sierpnia 2013

Fioletowe bolerko

Ostatnio trafiłam na fajna włóczkę, mięciutka, puchata, ale nie gubi włosków, z lekko połyskującą nitką. Od razu wiedziałam, że powstanie z niej bolerko :) Włóczka dość wydajna, więc z 3 motków powstało bolerko, drugie bolerko na drutach (klapa kompletna...) i została jeszcze ponad połowa motka, może wreszcie się zmobilizuję i zrobię Julce berecik na drutach?

Bolerko proste, bez zapiecia. Takie "na ciało" jak to określiła Julka :)

Trochę odstaje pod pachami, ale chociaz ma swobodę poruszania rękoma :)
Jak pisałam wczoraj miałam przygodę z kolarzami, a wczoraj wieczorem... jadę sobię moim żółtym diabłem (skuterem), widze z daleka rowerzyści zatrzymuja się na poboczu, rozmawiają z kimś na skuterze, podjeżdżam bliżej, widzę, że to moja sąsiadka, więc spojżałam się na nią, zeby się przywitać, ale miała taki wyraz twarzy, że coś mnie tknęło i spojżałam na faceta na skuterze... pół twarzy rozwalonej we krwi, tylko jego niebieskie oczy się wyróżniały. To ja na pobocze, bo co sobie pomyślałam, że mam telefon, a może one nie mają przy sobie telefonu (wychodzę z założenia, że nie wolno sobie myśleć, że ktoś zadzwoni, że ktoś ma telefon, że ktoś inny się zatrzyma). Ale jak już zeszłam ze skutera, to facet odpalił skuter i tylko pomachał że wszystko ok - twarz miał w kilku miejscach rozciętą i jak dla mnie to na szycie sie kwalifikowało. Moja sąsiadka z koleżanką i ja stałyśmy przez chwile i w zdumieniu patrzyłyśmy jak facet odjeżdża. Może był w szoku i nie czuł bólu, raczej nie był pijany, bo sąsiadka mówiła, że nie czuła od niego alkoholu. A może męska duma wzięła górę? Jak mieszkam w Danii 4 lata, to tyle wrażeń i to takich jak przez ostatnie dwa dni, to jeszcze nie miałam. Czasem się widzi samochód w rowie, na polu, zwłaszcza zimą, jakąś drobną stłuczke, choć i tak jest tego mało, ale dwa dni pod rząd? To już nadmiar. 
Pozdrawiam serdecznie.
P.S. Jutro kolejna opowieść wakacyjna czyli ciąg dalszy relacji z wakacji, które publikowałam w  poprzednim tygodniu.

12 sierpnia 2013

Decu bransoletka.

Dziś szybciutko, bo przy poniedziałku jak zawsze dużo obowiązków.

Robię małą przerwę z postami wakacyjnymi, bo w zeszłym tygodniu dużo było relacji z wakacyjnych przygód, a trochę równowagi powinno być, więc teraz kilka dni upłynie nam pod znakiem robótek wszelakich.
Pokazywałam już Julki bransoletkę decu. Z tych samych koralików (choć akurat ja wykorzystałam te większe, a Julia mniejsze). Razem z Julią dłubałyśmy bransoletki i moja wygląda tak:
Koraliki przedziane są nie tylko widoczną wstążeczką, ale również gumką.
Wczoraj mieliśmy małą przygodę. Otóż, często w niedzielne poranki nasz dom mijają kolarze - z klubu kolarskiego, profesjonalnie ubrani, wyposażeni, przemykają kolejne peletony i tyle ich widzimy.
Wczoraj w pewnym momencie zauważyłam, że jednen z kolarzy leży na parkingu, ale rower postawiony, nie leży, buty sobie zdjął, obok położył, widzę że obok stoi też drugi rower, widze, że ktoś stoi, to się uspokoiłam, że pewnie sobie odpoczywają i nie mieli żadego wypadku. Zajęłam się swoimi sprawami, a dzieci w oknie bo kolejny peleton przejeżdżał, po chwili krzyczą, że "kolarzysta" idzie do nas. Okazało się że dwóch kolarzy miało wypadek, jeden ma najprawdopodobniej złamaną nogę, a trzeci kolarz przyszedł pożyczyć apteczke pierwszej pomocy. Później Julka wypatrzyła, że leży tam drugi kolarz i ma noge przywiązaną do znaku drogowego. Kolarz wrócił do nas, oddał apteczkę, spytałam czy czegos potrzebuja, ale podziękował i powiedział, że już zadzwonił po ambulans. Przyjechały dwa ambulansy - na mojej wsi tyle ambulansów jeszcze nie widziałam. Kolarz przyszedł raz jeszcze i zostawił u nas dwa rowery, które po kilku godzinach zabrano. I było by tyle, taka przygoda - dla dzieci, bo widzieli że i na rowerze można sobie krzywde zrobić, że trzeba pomóc itd. Wieczorem dostałam smsa - kolarz podziękował za pomoc w imieniu kolegów, którzy już czują się dobrze i są w domu - to był taki miły gest, a też musiał się trochę natrudzić, bo nie dałam mu numeru telefonu, więc musiał poszukać wg adresu - fajnie, że w Danii nawet numery komórkowe można znaleźć w książce telefonicznej - oczywiście za zgodą abonenta.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia oraz udanego tygodnia!

09 sierpnia 2013

Givskud ZOO - Løveparken.

Po relacji z Aalborg Zoo i Ree Park w Ebeltoft przyszedł czas na takie miejsce, że skarpetki spadają - nie tylko dzieciom! Givskud ZOO - Løveparken (http://www.givskudzoo.dk/) - to miejsce nas zaskoczyło, zaczarowało i choć jedzie się tam ponad godzinę (to jakieś 140 km od nas), to warto i to bardzo warto i wkrótce chcemy tam wrócić. Pomimo tego, że przejżeliśmym stronę ZOO, foldery a nawet filmiki na You Tube, to i tak byliśmy zaskoczeni - nie da się przygotować na coś takiego.
Zapraszam do oglądania. Zdjęcia nie są imponujące, a to przez to jak były robione i przez pochmurną pogodę.
Jak przystało na Safarii - jeździsz własnym samochodem pomiędzy zwierzętami.




 W samochodzie dzieci mogły się spokojnie poruszać, bo jechaliśmy 10 km/h, jedliśmy ciasteczka i oglądaliśmy.
 Można się było na drugim pasie zatrzymać na dłuższą chwilę.

 Co jakiś czas na trasie były parkingi, ja myślałam, że to zoo to będzie zakorkowane i nie będzie można znaleźć miejsca parkingowego, a jak zobaczyłam kolejke czterorzędową do wjazdu to nie wierzyłam że znajdziemy miejsce, ale jakoś tak sprytnie to idzie, parkingi są duże i nie mieliśmy żadnych problemów z poruszaniem się i parkowaniem. Z każdego parkingu można było przejść do różnych ciekawych miejsc, które zwiedza się pieszo.
Hipcio.

 I od tej wycieczki ulubione zwierzę chłopców - "gogyl Ping Pong", czyli goryl King Kong, choć ten goryl akurat ma na imię Samson.


I jego rodzina - gorylica na pierwszym planie na ręku trzyma małego gorylka.
 Nie mogło zabraknąć Julianów, ale schowały się na drzewie...
 Nosorożce.
 Trochę zabawy.
 I to co jest najważniejsze w tym miejscu, to od czego bierze się nazwa zoo - Løveparken, czyli park lwów. 
Jadąc sobie przez Safari trafiliśmy wreszcie na pewien magiczny zjazd - do lwów, znaki ostrzegawcze, że należy pozamykać okna, w razie potrzeby nie wysiadać a użyć klaksonu,  nie wolno się zatrzymywać i należy jechać tylko jednym pasem (drugim pasem poruszały się ciągniki porządkowe - pokazywali różne informacje np zamknij okno, kierowali ruchem, pomagali, ale sami nie wysiadali, ba! Nawet szyby mieli okratowane ). Już w kolejce słyszymy ryki lwów, dojeżdżamy do pierwszej bramy, wjeżdżamy w taki korytarz, zamykają nas tam, otwiera się kolejna brama i naszym oczom ukazał się wielki lew biegnacy pomiędzy samochodami, zatrzymał się już poza drogą, spojżał za siebie, bo tam szła sobie spokojnie lwica, spacerując pomiędzy samochodami. Niestety nie zdążyłam zrobic zdjęć, bo nie można sie zatrzymywać. Na trasie widzielismy jeszcze wylegujące się lwice, ale za to zaraz za wybiegiem lwów był wybieg z lwami, które można było oglądać tylko zza siatki. 
 I flamingi, a Jędruś smutny bo choć ogrodzenia nie było to nie mógł do nich podejść.
 Takie spotkanie, robi wrażenie.

 Starałam się ograniczyć ilość zdjęć. Choć naprawdę można o tym miejscu opowiadać dużo. Już na koniec naszej podróży odnalazłam lasek z wielkimi polanami piknikowymi i placem zabaw z piaskownicami i zabawkami w nich - zawsze mnie zdumiewały piskownice w różnych takich miejscach bez zabawek - bo kto jedzie do zoo, czy innej takiej atrakcji z wiaderkiem i łopatką? Polany były naprawdę wielkie, a w niektórych miejscach, pomiędzy drzewami były rozwieszone hamaki... oj można się tam zatracić...

To tyle na dziś, od poniedziałku wracam z postami robótkowymi, mam co prawda jeszcze jedno miejsce do pokazania, ale to najsłabsza atrakcja, nie ma z czym się spieszyć.
Życze udanego weekendu i pozdrawiam serdecznie!!!