Wiecie, że już od 3 lat jestem tutaj? Już dwa razy sprawdzalam, czy na pewno, ale tak! To już 3 lata. Pamietam kiedy zaczynałam i na różnych blogach widziałam wpisy z cyklu: "pierwsza rocznica", "to juz dwa lata, trzy..." - strasznie odległe mi się to wydawało. A teraz?! Już 3 lata. Poznałam wiele fantastycznych osób, nauczyłam się wielu rzeczy i mam takie swoje miejsce, gdzie mogę zebrać w formie "pamiątek" moje robótki - czasem się coś komuś da, a tu zawsze mogę wrócic i zobaczyć jak wyglądało. Ja jakoś nie jestem zmobilizowana, by walczyć o obserwatorów, więc mam ich - dla niektórych - może tylko 135, ale dla mnie to jest aż 135 i za to im dziękuję. Czasem mój post nie ma ani jednego komentarza, czase ma ich aż jeden, czy dwa. Każdy jest dla mnie ważny, bo wiecie, ja to takie dziecię traumatycznie niedocenione i zwykłe i najprostsze słowo pochwały jest dla mnie jak order najwyższej wagi i się wtedy czuję jak królowa świata :)
Przydałoby się zrobić jakieś candy - nawet jakiś prezencik juz mam przygotowany :) Ale jeszcze chwila, muszę ułożyć sobie plan działania, najlepiej to już kupić znaczki, żebym potem nie miała problemów z dotarciem na pocztę :) ale najpierw to muszę kupić koperty... Rozplanuję wszystko, ogarnę się i przygotuję i coś tam wkrótce ogłoszę - bez fajerwerków i skromnie. To w kwestii rocznicy. A teraz czas na bolerko. Jak już wiecie dwa bolerka dla Julii zrobiłam. Ale ona jeszcze chciała takie bez rękawów... Przejżałam zapisane wzory, wybrałam bolerko i nawet stwierdziłam że włóczka na nie się znajdzie, bo miałam prawie cały motek amarantowego akrylu i trochę granatu pozostałego po Julki tunice (ta jeszcze nie pokazywana była). To usiadłam, Julia odrabiała lekcje i tak przez kilka dni ona do lekcji, ja do bolerka na godzine, czasem pół, wieczorem dokończyłam i szybkie bolerko zrobione :)
A tak przy okazji lekcji (czasem to coś pokolorować, narysować, a czasem trzeba cos npisac, uzupełnić), to wiecie, bo juz o tym pisałam, że w Danii dzieci pisza w szkole ołókiem - bo wygodniej się pisze i nie ma wogóle nacisku na takie "piękne pisanie". Dzieci piszą literki krzywo, nie w linijkach, bo najważniejsze żeby dziecko nie zaprzątało sobie głowy pieknym pisaniem, a skupiło się na zapamiętaniu liter - bo jak juz łatwiej będzie się pisało, raczka się przyzwyczai do ołówka, to się ładnie pisać nauczą. Dzieci znają wszystkie literki - poznały je w zerówce, a teraz poznają pokoleii wszystkie literki jeszcze raz, ale już wykorzystują wszystkie litery i piszą zdania, bez ograniczeń literowych (pamiętam te straszne czytanki o osach, Alach, ulach, kotach i lasach... - jak poskładać te wszystkie czytanki z kilku literowymi słowami to niezła czytanka na dykcję by wyszła:)). A czy wspomniałam, że ani jednej książki i ani jednego zeszytu nie kupiłam dziecku do szkoły? Wszystko dostała, książek nie nosi ze sobą bez potrzeby, część dostaje po kilka kartek, żeby wszystkiego nie nosić, no ale... podatki 37% się płaci. Coś mi się zeszło na temat podatkowy :) Czasem piszecie, że fajnie poczytać o Danii to wtrąciłam kilka słów :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny i komentarze!!!
Mój własny, pierwszy w życiu, wymarzony i wreszcie zdobyłam się na odwagę i go namalowałam. Jestem z siebie taka dumna! Aż mi się płakać chciało ze szczęścia że mi się udało, że potrafię! No dobra, zawsze miałam jakąś smykałkę do wszelkich prac plastycznych, ale to przewyższyło moje najśmielsze oczekiwania. Pewnie że nie jest doskonały, bo ręka za chuda, bo chyba nogi za długie, ale nieważne to dla mnie w tej chwili. Choć jak ochłonę to z wielką pokorą i uwagą przyjmę każdą krytykę i wskazówki co moge zrobić by sie doskonalić - więc piszcie w komentarzach co jeszcze muszę dopracować - tak normalnie to może tego nie widać, ale jakby się wśród Was znalazł jakiś plastyk, czy pokrewne zawody, to ja bardzo proszę o komentarze.
I tutaj w imieniu wszystkich dzieci którym rodzice nie dali szans na rozwój swoich zainteresowań, nie popchneli w kierunku jakiegoś zainteresowania - dziekuje bardzo. Mam żal do rodziców? Nie, raczej przestrzegam innych i staram się nie popełniać tego błędu. Ja juz nie mam co płakać nad rozlanym mlekiem, bo nawet jeśli mam jakieś zdolności plastyczne to sobie teraz moge... malować na własne ściany - a i to przyjemne. Ja może jestem jeszcze młoda matką, ale staram się rozwijać pasje moich dzieci - coś się spodoba dziecku to pokazuję, daje możliwość spróbowania. Chociażby Julia zaczęła interesować się trochę bardziej malowaniem, jej rysunki były coraz lepsze, to kupiłam jej szkicownik i kredki akwarelowe, bo ja nimi uwielbiałam malować i stwierdziłam, że są dla niej odpowiednie, bo sa miękkie i się dziecko rozwinęło jeszcze bardziej, jak chce to maluje, teraz by chciała sztalugę, to dostanie i będzie malowała. Poszukamy jej zajęć plastycznych jeśli dalej będzie chciała się rozwijać. Jeżdżę z nia na wszelkie zajęcia sportowe, tydzień temu byliśmy obejżeć piłkę ręczną i siatkówkę ale nie przypadło jej to do gustu a dzisiaj idzziemy obejżeć tenis. Chłopcy uwielbiają zwierzęta, a przy rybkach to moga stać i stać... To na urodziny dostali akwarium, już mamy pierwsze rybki, pomagali w założeniu akwarium, teraz karmią rybki i już się pytają kiedy będziemy sprzątać. Będą chcieli uprawiać sporty, będa szukać swojej pasji to ja im pomogę. Ja miałam tylko czytanie książek, zainteresowanie historią... na mojej głowie były wszelkie malunki dla młodszego rodzeństwa... kiedyś kółko teatralne, ale je rozwiązali... ale nigdy rodzice mnie nie pokierowali, nie zaproponowali kółka, zajęć jakiś, nie wspominając o tym jak kiedyś baknęłam coś o wyborze liceum plastycznego... ile to będzie kosztowało... A moze ja mam talent?! Jakiś tam?! Sama sobie musiałam szukać zainteresowań. A o sporcie to już nie wspomnę... Piłka? A po co to? To jak ten kołek na w-fie, nie dość że mała, to nawet z piłką nie byłam obyta i nie potrafiłam jej odbijać, ale oceny ważne były, no bo jak to... Ja się tego boję, że nie dam moim dzieciom szans na poznanie swoich talentów, że kiedy już będa starsi i do mnie to dotrze, że zmarnowałam ich talent, że czegoś im nie umożliwiłam, to sobie tego nie wybacze. To jak tak ponarzekałam, pobiadoliłam - ale wiecie, bez wzruszeń, bo przyzwyczaiłam się do tego, że jak ja sama o siebie nie zadbam - nie zadbałam, to nikt tego za mnie nie zrobi i nie zrobił :), to może cza na moje dzieło sztuki :) Jakiś miesiąc temu, zrobiłam rysunek na próbę, bo myślałam, że przede mną długa droga prób i prób i nauki... a tu machnęłam próbnik i zabrałam się za dzieło finalne do ramki:) Teraz wyglada tak (wymiary to 4 xA4)
Oczywiście nie malowałam z głowy, poszukałam sobie w internecie czegoś podobnego, musiałam tylko głowę przekręcić do tyłu, a korpus do przodu i stópki zrobić tak, żeby było je widać. Wzór był mi potrzebny, żebym mogła dojżeć te magiczne proporcje które i tak zawaliłam. Wiem to, choć w tej chwili to jakoś mało mnie to przejmuje :) Rysunek węglem powstał ze specjalnym przeznaczeniem. To prezent dla mojego Męża z okazji 8 rocznicy ślubu, która obchodzimy właśnie dziś :) I z samego rana jeszcze śpiąc otwiera prezent i mówi: "To Ty to zrobiłaś? ... (niecenzuralne słowo które znaczy to samo co "bujasz!")" i chyba do tej pory nie wierzy w to co zobaczył :) Jaka ja jestem z siebie dumna! Prosze o komentarze! Zwłaszcza osób które mają jakieś pojęcie plastyczne (wyłuczone czy z zamiłowania) - najgorsze sa te proporcje a nie wiem jak to opanować, żeby ręce nie były za długie, a nogi za krótkie itp... Wszelkie komentarze mile widziane - chcę wiedzieć, czy mam próbować dalej czy dać sobie spokój? Piekny dziś dzień, słoneczko świeci od samego rana :) Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego i pięknego dnia.
Pochmurnie, deszczowo, nic tylko pod kocyk, bo z miła chęcią schowałabym się pod kocykiem, jakoś tak dzisiaj nic się nie chce, nie wiem... przeziębiona może jestem? Deszczyk kropi, choć ciepło. Wczoraj wieczorem, a właściwie w nocy kilka minut przed 24 było 18 st, a dziś rano 16 st., więc przyjemnie. Tylko pada... Lubię poranne spacerki na autobus z Julią, bo tak przyjemnie ptaszki śpiewają, koniki słychać, krówki, kurki ... i nawet pogoda nie psuje tego :)
To tak w ramach tego bym sie troche przebudziła, a teraz przejdźmy do bolerka. Jeszcze podczas wakacji podczas zakupów ciuchowych dla Julii, dziecko znalazło na wyprzedaży żółte bolerko sweterkowe. Niestety dużo za małe, a że to koniec kolekcji był to juz więcej nie było. Ale tak sobie pomyślałam, że przeciez na drutch to ja umiem, a włóczka już na inne bolerko kupiona, to może jak zostanie to zrobię takie bolerko... I zaczełam dziergać. Oczywiście włóczki z poprzedniego bolerka zostało, ale za mało, musiałam dokupić. Prucia było co nie miara, mierzyłam i prułam, aż wreszcie zrobiłam. Przymierzam... Rękawy za ciasne (a gdzie pod spód bluzka na dugi rękaw?), przód ledwo sie dopina... tył ciut przy duży (jak ja to wyliczyłam?!) a ściągacz wokół lekko sie faluje... natomiast rozszerzanie przy guziku i dziurce... - po reanimacji igłą i nitką wyglądało tragicznie... Bolerko było skończone, co!? Ja już nie miałam na nie siły - schowałam do szafy i musiałam od niego trochę odpocząć. Przyszedł jednak czas, kiedy poczułam że musze się zabrać za to bolerko. Sprułam i przystąpiłam do dziergania ponownie. Tym razem już od początku jakos lepiej mi szło, lepiej wyglądały poszczególne elementy - bo już wiedziałam z poprzedniej próby w jaki sposób najlepiej zmiejszać ilość oczek itd.... Magiczne mierzenie jeszcze przed zrobieniem ściągacza wokół... no i jest! Dobrze jest! Może trochę za długi ściągacz przy rękawie, ale to akurat nie problem bo podwinąć można. Zabrałam się za ściągacz... to to męczarnia była... bo robiłam wokół całego bolerka - czyli wszystkie oczka miałam na drutach... strasznie niewygodne to, ale nie wiem czy tak to się robi, czy inaczej. Ale udało się, nawet ładnie mi wyszło, bo wzór ściągacza się złożył :) Dość dobrze - bardzo dobrze na moje umiejętności - wyszło mi w miejscu poszerzania - czyli przy guziku. Wiem że bolerko wygląda... średnio, bym powiedziała nawet wybitnie niedoskonałe, ale ja jestem z tego wykonania dumna, bo dla mnie to nie lada wyczyn i wielkie osiągnięcie :) Zdjęcia z dzisiajszego poranka :)
Szkoda, że nóg nie widać, bo Julia w kaloszach już była :) a ja ją na zdjęcia ciągnę :) Oj chyba przeziębiona jestem, bo cos minie kichanie bierze. Jutro będzie... ważny dzień, z dwóch powodów, napisze o tym wszystkim jutro, dziś tylko w ramach odstresowania się, muszę trochę upuscić powietrza, bo zaraz chyba pęknę - strasznie się niecierpliwie, bo to mój debiut będzie, bo... zrobiłam coś pierwszy raz w życiu, cos o czym zawsze marzyłam, ale co wydawało mi się poza moimi umiejętnościami. A ja to zrobiłam i choć wiem że dużo niedoskonałości, to ja jestem tak szczęśliwa że to zrobilam, że aż płakac mi sie chce z wrażenia i ze szczęścia. Zapraszam jutro :) Dziękuję za odwiedziny!!! Miłego dnia życzę wszystkim. Pozdrawiam!!!
Julia stworzyła taką prostą ozdobę wiszącą - troszkę dzwoni, bo ma maleńkie dzwoneczki na końcach. Zrobiła ją glinki plastycznej, bez malowania, jedynie lakier o mlecznym kolorze. Ja tez miałam swój mały wkład, pomagałam wiązać i musiałam stworzyc stelaż - wiecie jak ciężko tnie się bambusowe tyczki i jak ciężko wierci się w nich dziurki! Prędzej zrobiłabym dziurę w ścianie, albo każdym innym drewnie...
A wygląda ona tak:
Ja nie wiem, czy ja zwolniłam w tym tygodniu, czy czas przyspieszył, ale ja wogóle nie moge się ogarnąć, czas mi się kurczy i się nie wyrabiam. Może choć dziś uda mi się zrobić wszystko co mam zaplanowane :) Pozdrawiam serdecznie i życze wszystkim udanego weekendu!