Nadszedł czas na prezentację wymęczonych przeze mnie bezrękawników. Niby takie nic, bo przecież prosty wzór, prosty wykrój, bez udziwnień... jedziesz plecy, dwa przody, kaptur i obrobić wokół... Ta... jasne... jak za proste to zawsze mi się coś poplącze... Oczywiście najwiekszym problemem był kaptur i wykrój pach... bo jak się dzierga szydełkiem nr 4,5 to ciężko a takiej małej przestrzeni manewrować z wykrojem pachy, wychodziło mi strasznie kanciasto. Naszczęście tego nie widać :)
Jak juz zrobiłam jeden bezrękawnik, to trzeba było zrobić drugi... taki sam... wrrr. Już mi się nie chciało, ale no co? Dziergałam choć za nic mi się nie chciało. Motywacja na szczęście przyszła, bo syn przymierzył swój bezrękawnik i kiedy drugi syn również taki chce, bo on "marzy o takim z takimi guziczkami", to turbo dopalacz się włączył i skończyłam :)
Te bezrękawniki były kiedyś dwoma sweterkami, juz za małymi, to zrobiłam bezrękawniki, żeby mi włóczki starczyło, bo na dokupienie nie miałam co liczyć - włóczka kupiona lata temu, jakoś na poczatku mojej przygody z dzierganiem, w supermarkecie, to był jakiś akryl dla dzieci. Tyle tylko pamiętam. Nawet guziczki wykorzystałam z poprzednich sweterków.
To już wszystko. Zmykam bo pranie trzeba wstawić, zrobi się "samo", ale samo do pralki nie wlezie... I te tony skarpetkowych kulek do powywlekania... Chociaż mogę kontrolować ewentualne dziury :)
Pozdrawiam!
Jak juz zrobiłam jeden bezrękawnik, to trzeba było zrobić drugi... taki sam... wrrr. Już mi się nie chciało, ale no co? Dziergałam choć za nic mi się nie chciało. Motywacja na szczęście przyszła, bo syn przymierzył swój bezrękawnik i kiedy drugi syn również taki chce, bo on "marzy o takim z takimi guziczkami", to turbo dopalacz się włączył i skończyłam :)
Te bezrękawniki były kiedyś dwoma sweterkami, juz za małymi, to zrobiłam bezrękawniki, żeby mi włóczki starczyło, bo na dokupienie nie miałam co liczyć - włóczka kupiona lata temu, jakoś na poczatku mojej przygody z dzierganiem, w supermarkecie, to był jakiś akryl dla dzieci. Tyle tylko pamiętam. Nawet guziczki wykorzystałam z poprzednich sweterków.
To już wszystko. Zmykam bo pranie trzeba wstawić, zrobi się "samo", ale samo do pralki nie wlezie... I te tony skarpetkowych kulek do powywlekania... Chociaż mogę kontrolować ewentualne dziury :)
Pozdrawiam!
Mamusiu...a czy wiesz,że dziecko już potem całe życie pamięta taki wydziergany ciuszek ? Ja mam kilka takich cudownych wspomnień....
OdpowiedzUsuńBędzie ciepło chłopakom. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRewelacyjne kamizelki :-) A najważniejsze, że chłopcy szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Też chcę być smerfem w takiej kamizelce:) Dziękuję ci strasznie za aktywność na moim blogu:) No jak ty już coś napiszesz kochana...to ja czytam z przyjemnością:) Pozdrowienia z Polski i buziaki ze wsi:)
OdpowiedzUsuń