Translate

29 lipca 2012

Decu szaleństwo w kuchni.

Kilka razy w postach wspominałam, że mam w głowie duży projekt. I udało mi się go wykonać - w części, bo jeszcze dużo przede mną... dużo drobiazgów do wykonania :)

W kuchni mam płytki na ścianie, które były pomalowane na biało (pierwotnie były brązowe, co odkryłam przy szorowaniu przed malowaniem) - zresztą często się z tym spotykam, ze w duńskich domach płytki są malowane, nie tylko na biało - a to jest całkiem nie głupie, bo tańsze, niż zrywanie płytek i na pewno tańsze! A wiadomo, że kobiety lubią zmiany :) Do malowania płytek użyłam duńskiej farby w tłumaczeniu "gruntowna", która pokrywa tłuste plamy i np plamy nikotynowe. Zachowuje się jak farba akrylowa, a na puszce opis, że do klinkietów i paneli. To "se malnęłam", a że farby zostało, to coś jeszcze "malnęłam". Malowałam wałkiem i dzieki temu wyszło idealnie :)
Ale to nie wszystko, no ba! Przeciez nie była bym sobą jakbym czegos nie odwaliła :) Zrobiłam decu na płytkach :) Z serwetek od Anstahe :) 
Najpierw wyglądało to tak:
I zaczęłam rozmyslać... Wymyśliłam, żeby zrobić tak:
I to jeszcze nie koniec, bo chce zrobić cieniowaną ramkę fioletową na każdym kafelku z decu. I na koniec musze je jeszcze zalakierować, bo na razie zamalowałam je lakiero-klejem, który swoją drogą jest bardzo odporny na wodę, bo już nie raz przecierałam płytki i nic się nie zmazało :)
A teraz pokażę Wam całość:
 jeszcze tylko dreniany wieszak stoi na pochłaniaczu, a powinien wisieć, musze nowe rękawice uszyć i brakuje mi kilku słoiczków do przypraw - bo wykupiłam wszystkie jakie były, a ostatnio zapomniałam sprawdzic czy już są...

 zobaczcie ile ja pierdołków mam na górze na meblach... całą masę...
Na ostatnim zdjeciu mój cudny wieszaczek i jak się przyjżycie to zobaczycie moje cudne ściany... Byłam zachwycona tymi wypukleniami, które okazały się moją zmorą, bo kurz się na nich osiada i muszę je czyścić szczoteczką do zębów... Kuchnia nie jest idealna, bo jest ciemna, mam w niej drzwi na korytarz, do salonu i do "mojego tajemniczego" pokoju, gdzie mam min zamrażarkę i trzymam swoje skarby - włóczki, pierdołki, przydasie itp... a jak ktoś przyjedzie to jest tam też kanapa dla gości :)
Zrobiłam jeszcze kilka drobiazgów do kuchni. Doniczkę - która powstała z koszyczka - wszyłam w niego grubą folię i sadzę w nim cebulki, które mi kiełkują i mam szczypiorek :)

Doniczki nie widać gdy stoi na parapecie, bo parapet mam niżej niż blat, ale z ogrodu ja juz widać.
Stojak na noże:
A do tego puszka na drewniane łyżki. 


A przy łyżkach najlepsze jest to że, jakieś dwa miesiące temu zaczęłam wymieniać drewniane łyżki - i za jednym zamachem kupiłam prawie wszystkie... ale upchnęąłm je gdzieś, bo stwierdziłam, że wyjmę je jak już zrobie nową puszkę (starą możecie zobaczyć na pierwszym zdjęciu kuchni - stoi przy kuchence). Oczywiście jak zrobiłam już puszkę, to nie mogłam znaleźć łyżek... Na szczęście znalazłam je przy sprzataniu pokoju w którym mial spac mój brat (to właśnie ten magiczny pokój). Ale zdjęcia już są i nie będę robiła nowych z nowymi łyżkami. Chociaż widać, że je używam :)
Chcę Wam podziekować, za komentarze pod ostatnim postem (odpowiedziałam już na pytania). A zwłaszcza dziękuję, tym które szyją, a ja je podziwiam - uskrzydlacie mnie :)
I odpoczęłam. Wróciłam dziś do kuchni z wielkim zapałem, bo... dzieci dały nam pospać do 9.30! I nowe materace.... Się wyspałam! Było mi to potrzebne!
Pozdrawiam!