Translate

27 września 2013

Ciasteczka lawendowe.

Lubicie eksperymenty? Ja lubie :) Kwiaty lawendy są w ziołach prowansalskich, więc w mojej kuchnii są używane. Przepis "wisiał" na blogu "Moje Wypieki", o tu: Lawendowe ciasteczka, a ja go zawsze omijałam, bo niestety są to sezonowe ciasteczka. Ale się zmobilizowałam i latem zrobiłam je po raz pierwszy. O rany! Ale to dobre! Idealnie maślane, kruche, lawendowe - choć obawiałam się, że będą zalatywały jakimiś lawendowymi środkami chemicznymi, to się miło zasoczyłam, bo zapach inny, smak bardzo dobry i na jednym pieczeniu się nie skończyło :)

Zdjęcia robione jeszcze na blaszce, a bo sobie tak wymyśliłam, a wyszło ciemno i niechlujnie. Trudno, wygląda na to, że juz nie będzie ciasteczek lawendowych w tym roku. A macie jeszcze lawendę w ogrodzie? Ja jeszcze mam, ale juz resztki, kilka kwiatków... ścięłam ją po kwitnieniu i skubana kwitnie jeszcze raz, nie wszystkie krzaczki, ale kwitną :)
A jakby tak w tych ciasteczkach zamienić lawendę na... skórkę cytryny?, albo pomarańczy? hmm...
Ładny dzień się dziś szykuje, trzeba go jak najlepiej wykorzystać :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny!!!

26 września 2013

Bułki marchewkowo-owsiane - dla moich dzieci - ulubione:)

Dziś chcę Wam pokazać bułeczki marchewkowo- owsiane i zachęcić do ich zrobienia :) Na te bułeczki zdecydowałam się, bo szukałam czegoś z płatkami owsianymi. Chłopcy wcinają owsiankę co rano, a Julia nie..., więc musiałam gdzieś te płatki wcisnąć. I odkryłam te bułeczki... strzał w dziesiątkę. Przynajmniej raz w tygodniu robie te bułeczki, bo dzieci je uwielbiają. Czasem jak się pytam dzieci jakie bułeczki chcą, to odpowiadają, że marchewkowe :) Za co ja lubię te bułeczki - za to że dzieciom łatwo sie je je - bo są miękkie, puszyste i całą dużą bułe pochłaniają w kilka minut, bo zachowuja świeżość nawet 2 dni (dlużej nigdy nie pożyły, bo zjedzono je), bo nie czuc płatków, a marchewka daje fajny smaczek i kolor. Mój mąż jednak za nimi nie przepada. Ale On ma ciężkie dzieciństwo za sobą - mielone, ziemniaki, zupka i chleb z serem, więc co się dziwić, ze boi się nowych smaków i nie jest przyzwyczajony do nowych smaków. Jemu robię inne bułeczki a ja z dziećmi wcinamy marchewkowe bułki.

Link do przepisu jest tu: Buleczki z platkami owsianymi i marchewka

Moje bułki nie są bardzo pomarańczowe, bo jak widać starłam marchewkę na (bardzo) grubych oczkach (moja tarka ma grubsze oczka niż standardowe tarki), ale można poeksperymentować i zetrzeć na drobniejszych oczkach. Daję też pełną, z lekka górką nawet, łyżeczkę soli, bo marchew ekologiczna którą kupuje jest słodka i bułki były jakby bez smaku, więc zwiększyłam ilość soli i jest dobrze.
Polecem spróbować te bułeczki zrobić. Ciasto może nie należy do najłatwiejszych i najmilszych w formowaniu bułek - jest bardzo miękkie, należy wtedy bułkę delikatnie formować w dłoniach obsypując mąką, bez ugniatania. Bułki te nie nadają się do wyrastania w lodówce, bo sie rozlewają po całej blaszce.
Polecam i smacznego!!!
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego dnia!!!

25 września 2013

Bezrękawniki dwa.

Nadszedł czas na prezentację wymęczonych przeze mnie bezrękawników. Niby takie nic, bo przecież prosty wzór, prosty wykrój, bez udziwnień... jedziesz plecy, dwa przody, kaptur i obrobić wokół... Ta... jasne... jak za proste to zawsze mi się coś poplącze... Oczywiście najwiekszym problemem był kaptur i wykrój pach... bo jak się dzierga szydełkiem nr 4,5 to ciężko a takiej małej przestrzeni manewrować z wykrojem pachy, wychodziło mi strasznie kanciasto. Naszczęście tego nie widać :) 

Jak juz zrobiłam jeden bezrękawnik, to trzeba było zrobić drugi... taki sam... wrrr. Już mi się nie chciało, ale no co? Dziergałam choć za nic mi się nie chciało. Motywacja na szczęście przyszła, bo syn przymierzył swój bezrękawnik i kiedy drugi syn również taki chce, bo on "marzy o takim z takimi guziczkami", to turbo dopalacz się włączył i skończyłam :)

Te bezrękawniki były kiedyś dwoma sweterkami, juz za małymi, to zrobiłam bezrękawniki, żeby mi włóczki starczyło, bo na dokupienie nie miałam co liczyć - włóczka kupiona lata temu, jakoś na poczatku mojej przygody z dzierganiem, w supermarkecie, to był jakiś akryl dla dzieci. Tyle tylko pamiętam. Nawet guziczki wykorzystałam z poprzednich sweterków. 
To już wszystko. Zmykam bo pranie trzeba wstawić, zrobi się "samo", ale samo do pralki nie wlezie... I te tony skarpetkowych kulek do powywlekania... Chociaż mogę kontrolować ewentualne dziury :)
Pozdrawiam! 

24 września 2013

Jesienne ozdoby.

Jesień się zaczeła i nie byo rady... w weekend pochowałam letnie ozdóbki. Trzeba było coś wykombinować w jesiennym deseniu. Mam takie dyńki na zydełku, ale niezbyt mi sie podobają. Pomyślałam, pochodziłam, wyciagnełam koszyczek wiklinowy, świeczkę i przypomniałąm sobie o fajnych dyniach które widziałam na jednym z blogów. Wygrzebałam kulki styropianowe, które miały być na bombki... i zrobiłam dyńki :) Bardzo fajnie i przyjenie sie je robi, nawet Julia się zainteresowała i sama zrobiła najmniejsza pomarańczową dynię. Ja owijalam tylko na jeden sposób, miałam tylko cienkie włóczki a z grubą, owijanie na inne sposoby wyglądało by dużo lepiej. Sobie wymysliłam, że skoro ozdobne dyńki maja też kolor zielono - żółty, to jedną dynię obkleiłam dwoma włóczkami, wtym żółta włóczka była z takimi wypustkami i wyszło to nawet fajnie. Cały czas żałuję, że nie miałam grubszych włóczek. Jak ostatnio byłam w mieście, to odwiedziłam sklepik, gdzie mają fajne włóczki też w małych motkach - idealne na takie sezonowe ozdoby, ale nie mieli wtedy żadnych takich "jesiennych" kolorów, wszystko było w pastelach...
Do koszyka trafiły też skarby ze spaceru :)
 Koszyczek trafił na stół, a na ławę zrobiłam mały lampion. Słoiczek, drucik, koronka, swieczuszka i żołędzie :) Ot cała filozofia!

 I nawet głóg się dostał do słoiczka, bo mi dwie kulki się plątały w żołędziach.
Jeśli macie ochote na takie dynie, to zapraszam tutaj: Repeat crafter me. Ja zrobiłam trochę inaczej - nie ścinałam dna kulek, bo mi podstawka niepotrzebna, a nawet jak się dobrze postawi to też stoi. Korki zamieniłam na patyki (kiedys widziałam takie śliczne dynie z patykami z zakręconymi kłączami - niestety przeszukałam cały ogród i nie znalazłam ...), nie robiłam też listków, choć nie wiem, czy przypadkiem nie powstaną, bo coś mi łyso wyglądają. Nie uzywałam kleju w pistolecie - szczerze powiedziawszy to nie wyobrażam sobie trzymania kulki, poklejonych palców, pomiędzy tym wszystkim włóczki, która klei się do wszystkiego i jeszcze pistolet z klejem... Użyłam wikolu i nakładałam go pędzelkiem.
To wszytsko na dziś. Mało tych ozdób, ale to przez te kasztany - jakbym miała ich więcej, to więcej ozdób bym zrobiła. 
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia!!!

23 września 2013

Cukiniowe jesienne ciasto.

Jesień przyszła, kolorowo się robi :) Wczoraj bylismy na spacerze, żołędzi jest dużo, ale coś kasztanów mało. Pogoda jak to na jesieni - wietrznie, choć ciepło pomiędzy podmuchami. Trochę jesiennych ozdobników wczoraj powstało, w planach kolejne, tylko tych kasztanów mało! Całą wieś obeszliśmy, i tylko kilka kasztanów, a ja ich potrzebuję dużo... Może po tych wiatrach spadna, bo na drzewach są, ale coś spadać nie chcą. 
Tak z okazji jesienii, w kuchni zrobiło się równie jesiennie - szarlotki, aromatyczne wypieki z cynamonem, kardamonem..., lekko wkraczamy w smak pierników, dużo jabłek, śliwek. 
Kilka tygodni temu zrobiłam cistao z cukinią - pierwszy raz w życiu jadłam i oczywiście robiłam, ciasto z cukinią - niesamowite... już kolejna cukinia czeka na zrobienie z niej ciasta :) Ciasto jest pyszne... jesienne, aromatyczne, z bakaliami, rozgrzewające, energetyczne i co ważne długo zachowuje świeżość i miękkość. Przepis: Ciasto z cukinii.


Dziś mam spokojny poniedziałek... Oczywiście zmiana pościeli, ręczniki, obiad, bułki, prasowania pół godziny, ale jakoś bez stresu, może jeszcze zanim wyruszę do pracy to zdążę zrobić zdjęcia jesiennym dekoracją, które wczoraj poczyniłam :) Zmykam, bo tak planuje w 2 godziny się wyrobić ze wszystkim :)
Pozdrawiam serdecznie!!!

20 września 2013

Drożdżówki "Chelsea Buns".

Zawiesiłam się kilku cudnych blogach, tak z samego rana, głowa aż syczy z nadmiaru pomysłów, które widziałam, a czasu jak na lekarstwo. Już mam opóźnienie, bo powinnam już kończyć post, a ja dopiero zaczynam. 

Dziś, tak na weekendowy wypad, z racji stabilnego nadzienia - drożdżówki Chelsea Buns. 
Długo wogóle na nie nie zwracałam uwagi. Aż się zdecydowałam i znów plułam sobie w brodę - bo okazały się pyszne! Nadzienie nie wypływa, nie brudzi, więc można je spakować na piknik, czy wycieczkę. No może jakaś rodzynka wypaść, ale to nie dżem czy budyń - jak skapnie to nie ma ratunku.
Drożdżóweczki są proste w składzie, bez fajerwerków, a jednocześnie pyszne w tej prostocie. I do tego ta glazura... pierwszy raz robiłam taką i mam zamiar na wycieczkowe drożdżówki robic taką glazurę a nie lukier. 
Przepis na Chelsea Buns znajdziecie oczywiście u niezawodnej Doroty :) o tutaj: Chelsea Buns

Wczoraj zakończyłam definitywnie przygode z dwoma kamizelkami dla chłopców. Jutro zrobię zdjęcia to pokaże je w przyszlym tygodniu. 
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego weekendu!

19 września 2013

Najlepsze i idealne bagietki na zakwasie.

Uwielbiam dobre bagietki. Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to coraz więcej produktów można było dostać, kiedy to wolny rynek stawał się wolny. Mój tata wtedy pomagał uruchomić koledze piekarnię i chwilę tam pracował, a jako pierwsze przywiózł nam z pracy bagietki. Pyszne, chrupiaca skórka, sprężysty miąsz i te cudne bąbelki na spodzie! To one mi zostały w głowie :) Teraz już wiem, że te bąbelki to wynik wgłębień w specjalnej do bagietek blaszce :) Czy ten smak można odtworzyć? Nie. Ale można spróbować upiec bagietki, które może smakiem nie będą takie jak ze wspomnień (zreszta wydaje mi się że we wspomnieniach smaki zawsze są idealne), ale będą nas zadawalały smakiem i strukturą. Dobrego przepisu szukałam długo. Jednym z pierwszych wypieków chlebowych w moim życiu były bagietki... zwykłe na drożdżach, rozlały się, zrosły, wyszedł płaski placek... ale zawzięta jestem i te bagietki na drożdżach juz opanowałam i bez problemów wychodzą takie jakie być powinny. O tych bagietkach na drożdżach pisałam tutaj: Bagietki. Ale to nie ten smak. Szukałm dalej, próbowałam różne przepisy, ale to nie to... Jak zaczęłam przygode z zakwasem, to właściwie od razu zabrałam się za przepis na bagietki od Doroty - jak zawsze same niezawodne przepisy!
Bagietki są pyszne, takie mi do szczęścia wystarczą. Nie mają bąbelków na spodzie, ale sobie kupie taką blaszkę i bąbelki też będą :) Może i piekne nie są, nie mają pieknego kształtu bagietek, ale i tak sa piekne i pyszne :) Powiem Wam szczerze, że czasem jak mi się nie chce robic zakwasu, to sobie pomyślę o tych bagietkach i już mi się chce. Dla nich warto! Chrupiąca skórka, puszysty miąsz, smak bagietkowy... pyszne.

Przepis na te bagietki znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/pszenne-bagietki-na-zakwasie. Przepis jest na 8 małych bagietek, ja zrobiłam 4 duże, wyszły wielkością akurat na blachę do piekarnika. Ponieważ nie mam blaszki do bagietek, to poradziłam sobie inaczej: na papierze do pieczenia poukładałam takie  "zapory" z folii aluminiowej, żeby się bagietki nie zlepiły. Choć w kilku miejscach bagietki wrosły się w folię :) Pomiędzy zapory włożyłam bagietki. Przecinałam je żyletką, ciasto jest delikatne i mogło by opaść pod naciskiem noża.
Polecam te bagietki, nawet jeśli dla nich będziecie musiały zacząć przygodę z produkcją zakwasu - warto, są naprawdę pyszne. Nam idealnie się sprawdzały na ogniska, żeby w nie wcisnąć kiełbaskę - nie rozpadały się jak chleb czy bułki pod wpływem ściskania kiełbaski w pieczywie przez dziecięce łapki.
Miłego dnia życzę i pozdrawiam serdecznie!!!

18 września 2013

Tort "Dwa Michały".

Od dziś do... nie wiem do kiedy będą same kulinarne posty. Mam dość dużo zdjęć wszelkiego rodzaju wypieków, zbieranych przez ostatnie kilka miesięcy. Robótkowo pustka, znaczy nie pustka, ale pustka, już tłumaczę, otóż:

1. Dwie zazdroski czekają na zakup tego czegoś do powieszenia, póki co nawet nie usztywnione leżą i czekają.
2. Torebka, której skończyc nie moge bo nie mam rączek drewnianych.
3. Druga torebeczka bez podszewki, bo niby mała była, a mnie wkurzyła i jak ją skończyłam to od razu schowałam.
4. Komódka i skrzyneczka czeka cierpliwie na wenę i decu...
5. Dwie kamizelki, które mnie chyba wykończą... już miałam jedną całą zrobioną, konczyłam drugą i stwierdziąłm, że spróbuje zmniejszyć kaptur, bo w tej pierwszej jakiś taki wielki wyszedł... i masz! kaptur wyszedł lepiej i musiałam pruć...
Coś mi ostatnio nie idzie.
Może to i dobrze, pokażę trochę kuchennych wyczynów.
Zacznę od tortu dla moich synów na urodziny. "Dwa Michały" dla dwóch chłopców - tort o smaku popularnych cukierków i z orzeszkami. Nam smakował bardzo, ale polecam go dobrze ochłodzić - nawet przez noc. Krem do tortu jest niesamowity, poniewaz do jego przygotowania nie potrzebujemy ani jednego cukierka Michałka! Więc jest to plus dla tych wszystkich którzy mieszkają poza granicami Polski :) 
U mnie tort bez wiekszych ozdób, bo świeczki były najważniejsze :)
Przepis na tort znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/tort-dwa-michaly
Cały tort obsypany orzechową praliną (przepis tutaj, pod lodami: http://www.mojewypieki.com/przepis/lody-pralinowe). 
Oczywiście znowu cos odwaliłąm i zgubiłam zdjęcia z przekroju.... a przy okazji jeszcze jeden tort mi zaginął, a prócz tego że strasznie smaczny był, to jeszcze taki ładny. No trudno, mam chociaz pretekst żeby zrobić go jeszcze raz :) 
Byłam wczoraj z Julią na tenisie :) Fajnie było... Dziecko zadowolone, co jakiś czas mi machała i piszczała, że chce tu chodzić i się uczyć :) Ja myślałam, że mi pójdzie dóżo gorzej, a poszło całkiem sprawnie, trener zwrócił mi tylko uwagę na ustawianie się przy serwach. ja nigdy o sportach jako takich nie myślałam, bo fizyczność nie ta, niska jestem, pierś się ma że jak podskoczę to zęby moge sobie wybić, szczupła też nie jestem. Ale jak sie patrzy na tenisistki... taka Serena, albo Balotelli, co Wimbledon wygrała... Pogramy sobie, a co :)
Zmykam, bo mało mam czasu dziś na domowe obowiązki... 
Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę!!!

17 września 2013

Prosta tunika dla Julii.

Dzis pokażę Wam tunikę, o której wspominałam wcześniej przy okazji bolerka dla Julii. Tunika jest prosta, ażurkowa, z miękkiego akrylu dla dzieci Red Heart Baby - ta włóczka jest wprost wpsaniała, mięciutka, przyjemnie się nią dzierga i jest wydajna. Kupiłam 3 motki granatowe i jeden amarantowy po 50g każdy i jeszcze mi zostalo na bolerko :)

Coś mi rękawy kiepsko wyszły - ale ja rękawów to nie umiem robić. Te wyszły... jakieś takie dzwonowate, ale dość dobrze to wygląda na Julce. U dołu tuniki zrobiłam rozcięcia, żeby się dziecku dobrze siadało i biegało. Nie jest ona długa, siega lekko za tyłeczek, jak znalazł do ulubionego rodzaju spodni Julii, czyli do rurek :) 
Po wczorajszym pracowitym dniu dziś trochę luzu, ogarnę co trzeba i odpocznę z robótką w ręku :) A dziś idę z Julią na tenis :) Ja też... zobaczymy jak to bedzie :)  Julia mnie wkopała, bo to tenis dla dzieci i dorosłych razem, więc jak się trener powiedział, że mama tez może przyjść grać, to dziecię moje powiedziało, że mama też przyjdzie :) Hmmm. Ja to nie sportowa jestem. Rower, rolki to tak. Ze sportów zimowych to lepienie bałwana, a z letnich zbieranie muszelek :) Ale co tam, spróbujemy. Kort pod nosem bo tylko 5 domów dalej :) Eh i co mi przyszło na stare lata trenować :)
Pozdrawiam serdecznie i życze miłego dnia!!!

16 września 2013

Pudełeczko decu.

Bycie mamą bliźniaków ma wiele zalet i radości. Pod każdym względem na pewno było mi łatwiej nawet z niemowlętami niż z jednym dzieckiem - jakoś tak wszystko szło automatycznie, zakupy ubrań też nic prostszego - biorę po dwie takie same rzeczy i szukać specjalnie nie muszę :) Dobrze, że mam w miarę  sprawna lewa rękę i dużo potrafię zrobić oburącz, więc karmienie  nawet łyżeczką na dwa fronty to nic trudnego. Ale jest jeden minus, ale to tylko minus dla mam dziergających - bo wszystkiego trzeba zrobic po dwa i to jeszcze identyczne... I tak właśnie utknęłam przy pewnym projekcie ubraniowym... Niby szybko się go dzierga, bo gruba włóczka i duże szydełko, już jeden mam, ale teraz musze wydziergać drugi... Dobrze, że zapisywalam sobie w notatniku jak i gdzie zwężać i ile rzędów poszczególnych elementów i części mam wydziergać :) Dziś to pewnie szydełka nie ruszę nawet, bo jak to przy poniedziałku - nagle wszystko trzeba zrobić! A jeszcze sobie na obiad kluski śląskie z gulaszem wymyśliłam a to do szybkich obiadów nie należy... a chleb zrobić, posciel zmienić, ręczniki, kuchnie ogarnąć, czajnik odkamienić, prasowanie, pranie rozłożyć, podłożyć spodnie... No masakra, czy Wy też tak macie że tyle tego do zrobienia? Czy to tylko ja sobie życia nie ułatwiam... Ale za to na jutro planuję dzień beztroskiej laby, bo mam do skończenia decu prezencik to sobie pomiędzy schnięciami poszydełkuję :) A jeszcze dziś tak się nic nie chce... bo pada strasznie, tak gęsto, że za oknem jest wręcz biało jakby mgła. Ale co tam, kluczem jest to by się wogóle ruszyć, a jak juz się zacznie coś robić, to reszta jakoś pójdzie :) 
Odbiegłam od tematu strasznie. 
Pokażę Wam jakie pudełeczko kupiła sobie Julia. Drewniane, z cienkiej sklejki właściwie, zamykane na guziczek z gumką. Początkowo trochę się bałam tego pudełeczka - bo sklejka może się wypaczyć pod wpływem farby - ale poszło dobrze :) Pudełeczko wygląda teraz bardzo wiosennie :)


Tym wiosennym akcentem kończę dzisiejszy post :)
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!!!

13 września 2013

Słoik na kamienie w szydełkowej czapeczce.

O tym słoiku wspominałam już przy okazji poprzedniego słoika w szydełkowej czapeczce. I wreszcie doczekał się zdjęć i publikacji. 

Słoik z przeznaczeniam na kamienie, których Julia uzbierała już niemałą ilość. Część jest w buteleczce i w szkatułce szklanej, reszte, te największe włożyłyśmy do słoika. 
Nie ma co za dużo pisać od tym słoiku, wspomnę tylko o samej czapeczce - szydełkowy kwiatek wokół obrobiony jak granny square (babcine kwadraty). Wzór na ten i poprzedni kwiatek na słoik pojawi się jeszcze w tym miesiącu na blogu Inspiracje dla kreatywnych, zapraszam do zaglądania.
I czas na gwóźdź programu :)
Ciemno było, bom Julia ma zachodnie okno, a ja na zdjęcia mam czas do południa.

Czapeczkę przykleiłam do pokrywki klejem w żelu - fajnie się wcisnął pomiędzy materiał i niedość że go nie widać, to nawet nie czuć pod palcami - w porównaniu z klejem na gorąco - ten w żelu jest dużo lepszy. Kiedyś przykleiłam koralik klejem typu kropelka - to mi stryszczyl się lakier z koralika, a ten klej w żelu nie robi takich psikusów - w kwiatku na zdjęciu powyżej można dojżeć mały koralik. Dość dobry to klej, łatwy w używaniu, nie ma z nim problemów takich jak zaklejenie tubki, czy przyklejenie palców. Klej jest przezroczysty i używałam go nawet do zaklejania końcówek sznurków przy bransoletkach. Klej ten to Pattex 100% do wszystkich materiałów (w Polsce nazywa się Pattex Total). 
Jeszcze o jednej rzeczy chcę napisać. Otóż wczoraj odkryłam, że mamy w okolicy sowę puszczyka :) Czasem wieczorami słyszałam gdzieś na południowym - zachodzie jakby zachrypnienty kogucik rajski, ale z dnia na dzień głos się zbliżał, zawsze około godziny 21. Głos mnie zaciekawił i wczoraj zasiadłam z telefonem na schodach na ogród. Czekam na głos. I słyszę go na wschodzie i to dość blisko. Poszukałam głosy sów na you tube i się dowiedziałam że to samiec puszczyka. Głos porównywałam na bierząco - sowa huhuu, a ja słuchałam czy to tak samo :) W Polsce mieszkałam przy lesie, dużym bo z poligonem wojskowym, kiedyś widok był na pola i lasy, teraz to sie tam domy wynurzają... ale sowy na wolności nigdy nie słyszałam - chowały się pewnie, bo kiedyś to więcej ludzi chodziło do lasu. A tu, środek wsi, normalnie domy, niektóre domy to gospodarstwa, mniejsze i większe, ale mamy spory starodrzew, może własnie to one przyciągnęły puszczyka :) 
Chciałam jeszcze podziekować bardzo serdecznie za wszystkie wczorajsze odwiedziny i bardzo miłe komentarze. Dziękuję że jesteście tu ze mną :) 
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!

12 września 2013

Małe bolerko i się 3 lata zrobiły...

Wiecie, że już od 3 lat jestem tutaj? Już dwa razy sprawdzalam, czy na pewno, ale tak! To już 3 lata. Pamietam kiedy zaczynałam i na różnych blogach widziałam wpisy z cyklu: "pierwsza rocznica", "to juz dwa lata, trzy..." - strasznie odległe mi się to wydawało. A teraz?! Już 3 lata. Poznałam wiele fantastycznych osób, nauczyłam się wielu rzeczy i mam takie swoje miejsce, gdzie mogę zebrać w formie "pamiątek" moje robótki - czasem się coś komuś da, a tu zawsze mogę wrócic i zobaczyć jak wyglądało. Ja jakoś nie jestem zmobilizowana, by walczyć o obserwatorów, więc mam ich - dla niektórych - może tylko 135, ale dla mnie to jest aż 135 i za to im dziękuję. Czasem mój post nie ma ani jednego komentarza, czase ma ich aż jeden, czy dwa. Każdy jest dla mnie ważny, bo wiecie, ja to takie dziecię traumatycznie niedocenione i zwykłe i najprostsze słowo pochwały jest dla mnie jak order najwyższej wagi i się wtedy czuję jak królowa świata :)

Przydałoby się zrobić jakieś candy - nawet jakiś prezencik juz mam przygotowany :) Ale jeszcze chwila, muszę ułożyć sobie plan działania, najlepiej to już kupić znaczki, żebym potem nie miała problemów z dotarciem na pocztę :) ale najpierw to muszę kupić koperty... Rozplanuję wszystko, ogarnę się i przygotuję i coś tam wkrótce ogłoszę - bez fajerwerków i skromnie. 
To w kwestii rocznicy. A teraz czas na bolerko. Jak już wiecie dwa bolerka dla Julii zrobiłam. Ale ona jeszcze chciała takie bez rękawów... Przejżałam zapisane wzory, wybrałam bolerko i nawet stwierdziłam że włóczka na nie się znajdzie, bo miałam prawie cały motek amarantowego akrylu i trochę granatu pozostałego po Julki tunice (ta jeszcze nie pokazywana była). To usiadłam, Julia odrabiała lekcje i tak przez kilka dni ona do lekcji, ja do bolerka na godzine, czasem pół, wieczorem dokończyłam i szybkie bolerko zrobione :)
A tak przy okazji lekcji (czasem to coś pokolorować, narysować, a czasem trzeba cos npisac, uzupełnić), to wiecie, bo juz o tym pisałam, że w Danii dzieci pisza w szkole ołókiem - bo wygodniej się pisze i nie ma wogóle nacisku na takie "piękne pisanie". Dzieci piszą literki krzywo, nie w linijkach, bo najważniejsze żeby dziecko nie zaprzątało sobie głowy pieknym pisaniem, a skupiło się na zapamiętaniu liter - bo jak juz łatwiej będzie się pisało, raczka się przyzwyczai do ołówka, to się ładnie pisać nauczą. Dzieci znają wszystkie literki - poznały je w zerówce, a teraz poznają pokoleii wszystkie literki jeszcze raz, ale już wykorzystują wszystkie litery i piszą zdania, bez ograniczeń literowych (pamiętam te straszne czytanki o osach, Alach, ulach, kotach i lasach... - jak poskładać te wszystkie czytanki z kilku literowymi słowami to niezła czytanka na dykcję by wyszła:)). A czy wspomniałam, że ani jednej książki i ani jednego zeszytu nie kupiłam dziecku do szkoły? Wszystko dostała, książek nie nosi ze sobą bez potrzeby, część dostaje po kilka kartek, żeby wszystkiego nie nosić, no ale... podatki 37% się płaci.
Coś mi się zeszło na temat podatkowy :) Czasem piszecie, że fajnie poczytać o Danii to wtrąciłam kilka słów :) 
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny i komentarze!!!

10 września 2013

Akt kobiecy węglem - MÓJ akt kobiecy.

Mój własny, pierwszy w życiu, wymarzony i wreszcie zdobyłam się na odwagę i go namalowałam. Jestem z siebie taka dumna! Aż mi się płakać chciało ze szczęścia że mi się udało, że potrafię! No dobra, zawsze miałam jakąś smykałkę do wszelkich prac plastycznych, ale to przewyższyło moje najśmielsze oczekiwania. Pewnie że nie jest doskonały, bo ręka za chuda, bo chyba nogi za długie, ale nieważne to dla mnie w tej chwili. Choć jak ochłonę to z wielką pokorą i uwagą przyjmę każdą krytykę i wskazówki co moge zrobić by sie doskonalić - więc piszcie w komentarzach co jeszcze muszę dopracować - tak normalnie to może tego nie widać, ale jakby się wśród Was znalazł jakiś plastyk, czy pokrewne zawody, to ja bardzo proszę o komentarze.

I tutaj w imieniu wszystkich dzieci którym rodzice nie dali szans na rozwój swoich zainteresowań, nie popchneli w kierunku jakiegoś zainteresowania - dziekuje bardzo. Mam żal do rodziców? Nie, raczej przestrzegam innych i staram się nie popełniać tego błędu. Ja juz nie mam co płakać nad rozlanym mlekiem, bo nawet jeśli mam jakieś zdolności plastyczne to sobie teraz moge... malować na własne ściany - a i to przyjemne. Ja może jestem jeszcze młoda matką, ale staram się rozwijać pasje moich dzieci - coś się spodoba dziecku to pokazuję, daje możliwość spróbowania. Chociażby Julia zaczęła interesować się trochę bardziej malowaniem, jej rysunki były coraz lepsze, to kupiłam jej szkicownik i kredki akwarelowe, bo ja nimi uwielbiałam malować i stwierdziłam, że są dla niej odpowiednie, bo sa miękkie i się dziecko rozwinęło jeszcze bardziej, jak chce to maluje, teraz by chciała sztalugę, to dostanie i będzie malowała. Poszukamy jej zajęć plastycznych jeśli dalej będzie chciała się rozwijać. Jeżdżę z nia na wszelkie zajęcia sportowe, tydzień temu byliśmy obejżeć piłkę ręczną i siatkówkę ale nie przypadło jej to do gustu a dzisiaj idzziemy obejżeć tenis. Chłopcy uwielbiają zwierzęta, a przy rybkach to moga stać i stać... To na urodziny dostali akwarium, już mamy pierwsze rybki, pomagali w założeniu akwarium, teraz karmią rybki i już się pytają kiedy będziemy sprzątać. Będą chcieli uprawiać sporty, będa szukać swojej pasji to ja im pomogę. Ja miałam tylko czytanie książek, zainteresowanie historią... na mojej głowie były wszelkie malunki dla młodszego rodzeństwa... kiedyś kółko teatralne, ale je rozwiązali... ale nigdy rodzice mnie nie pokierowali, nie zaproponowali kółka, zajęć jakiś, nie wspominając o tym jak kiedyś baknęłam coś o wyborze liceum plastycznego... ile to będzie kosztowało... A moze ja mam talent?! Jakiś tam?! Sama sobie musiałam szukać zainteresowań. A o sporcie to już nie wspomnę... Piłka? A po co to? To jak ten kołek na w-fie, nie dość że mała, to nawet z piłką nie byłam obyta i nie potrafiłam jej odbijać, ale oceny ważne były, no bo jak to...
Ja się tego boję, że nie dam moim dzieciom szans na poznanie swoich talentów, że kiedy już będa starsi i do mnie to dotrze, że zmarnowałam ich talent, że czegoś im nie umożliwiłam, to sobie tego nie wybacze. 
To jak tak ponarzekałam, pobiadoliłam - ale wiecie, bez wzruszeń, bo przyzwyczaiłam się do tego, że jak ja sama o siebie nie zadbam - nie zadbałam, to nikt tego za mnie nie zrobi i nie zrobił :), to może cza na moje dzieło sztuki :)
Jakiś miesiąc temu, zrobiłam rysunek na próbę, bo myślałam, że przede mną długa droga prób i prób i nauki... a tu machnęłam próbnik i zabrałam się za dzieło finalne do ramki:)
Teraz wyglada tak (wymiary to 4 xA4)
 Ramka postarzana schabby chic oczywiście przeze mnie.
 A to próbnik A4
Oczywiście nie malowałam z głowy, poszukałam sobie w internecie czegoś podobnego, musiałam tylko głowę przekręcić do tyłu, a korpus do przodu i stópki zrobić tak, żeby było je widać. Wzór był mi potrzebny, żebym mogła dojżeć te magiczne proporcje które i tak zawaliłam. Wiem to, choć w tej chwili to jakoś mało mnie to przejmuje :)
Rysunek węglem powstał ze specjalnym przeznaczeniem. To prezent dla mojego Męża z okazji 8 rocznicy ślubu, która obchodzimy właśnie dziś :) I z samego rana jeszcze śpiąc otwiera prezent i mówi: "To Ty to zrobiłaś? ... (niecenzuralne słowo które znaczy to samo co "bujasz!")" i chyba do tej pory nie wierzy w to co zobaczył :)
Jaka ja jestem z siebie dumna!
Prosze o komentarze! Zwłaszcza osób które mają jakieś pojęcie plastyczne (wyłuczone czy z zamiłowania) - najgorsze sa te proporcje a nie wiem jak to opanować, żeby ręce nie były za długie, a nogi za krótkie itp... Wszelkie komentarze mile widziane - chcę wiedzieć, czy mam próbować dalej czy dać sobie spokój?
Piekny dziś dzień, słoneczko świeci od samego rana :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego i pięknego dnia.

09 września 2013

Krótka historia o moim zawzięciu, czyli bolerko nd drutach.

Pochmurnie, deszczowo, nic tylko pod kocyk, bo z miła chęcią schowałabym się pod kocykiem, jakoś tak dzisiaj nic się nie chce, nie wiem... przeziębiona może jestem? Deszczyk kropi, choć ciepło. Wczoraj wieczorem, a właściwie w nocy kilka minut przed 24 było 18 st, a dziś rano 16 st., więc przyjemnie. Tylko pada... Lubię poranne spacerki na autobus z Julią, bo tak przyjemnie ptaszki śpiewają, koniki słychać, krówki, kurki ... i nawet pogoda nie psuje tego :)

To tak w ramach tego bym sie troche przebudziła, a teraz przejdźmy do bolerka.
Jeszcze podczas wakacji podczas zakupów ciuchowych dla Julii, dziecko znalazło na wyprzedaży żółte bolerko sweterkowe. Niestety dużo za małe, a że to koniec kolekcji był to juz więcej nie było. Ale tak sobie pomyślałam, że przeciez na drutch to ja umiem, a włóczka już na inne bolerko kupiona, to może jak zostanie to zrobię takie bolerko... I zaczełam dziergać. Oczywiście włóczki z poprzedniego bolerka zostało, ale za mało, musiałam dokupić. Prucia było co nie miara, mierzyłam i prułam, aż wreszcie zrobiłam. Przymierzam... Rękawy za ciasne (a gdzie pod spód bluzka na dugi rękaw?), przód ledwo sie dopina... tył ciut przy duży (jak ja to wyliczyłam?!) a ściągacz wokół lekko sie faluje... natomiast rozszerzanie przy guziku i dziurce... - po reanimacji igłą i nitką wyglądało tragicznie... Bolerko było skończone,  co!? Ja już nie miałam na nie siły - schowałam do szafy i musiałam od niego trochę odpocząć. Przyszedł jednak czas, kiedy poczułam że musze się zabrać za to bolerko. Sprułam i przystąpiłam do dziergania ponownie. Tym razem już od początku jakos lepiej mi szło, lepiej wyglądały poszczególne elementy - bo już wiedziałam z poprzedniej próby w jaki sposób najlepiej zmiejszać ilość oczek itd.... Magiczne mierzenie jeszcze przed zrobieniem ściągacza wokół... no i jest! Dobrze jest! Może trochę za długi ściągacz przy rękawie, ale to akurat nie problem bo podwinąć można. Zabrałam się za ściągacz... to to męczarnia była... bo robiłam wokół całego bolerka - czyli wszystkie oczka miałam na drutach... strasznie niewygodne to, ale nie wiem czy tak to się robi, czy inaczej. Ale udało się, nawet ładnie mi wyszło, bo wzór ściągacza się złożył :) Dość dobrze - bardzo dobrze na moje umiejętności - wyszło mi w miejscu poszerzania - czyli przy guziku. Wiem że bolerko wygląda... średnio, bym powiedziała nawet wybitnie niedoskonałe, ale ja jestem z tego wykonania dumna, bo dla mnie to nie lada wyczyn i wielkie osiągnięcie :) 
Zdjęcia z dzisiajszego poranka :)

Szkoda, że nóg nie widać, bo Julia w kaloszach już była :) a ja ją na zdjęcia ciągnę :)
Oj chyba przeziębiona jestem, bo cos minie kichanie bierze. 
Jutro będzie... ważny dzień, z dwóch powodów, napisze o tym wszystkim jutro, dziś tylko w ramach odstresowania się, muszę trochę upuscić powietrza, bo zaraz chyba pęknę - strasznie się niecierpliwie, bo to mój debiut będzie, bo... zrobiłam coś pierwszy raz w życiu, cos o czym zawsze marzyłam, ale co wydawało mi się poza moimi umiejętnościami. A ja to zrobiłam i choć wiem że dużo niedoskonałości, to ja jestem tak szczęśliwa że to zrobilam, że aż płakac mi sie chce z wrażenia i ze szczęścia. Zapraszam jutro :)
Dziękuję za odwiedziny!!! Miłego dnia życzę wszystkim.
Pozdrawiam!!!

06 września 2013

Wisząca ozdoba z gliny hm by Julia.

Julia stworzyła taką prostą ozdobę wiszącą - troszkę dzwoni, bo ma maleńkie dzwoneczki na końcach. Zrobiła ją  glinki plastycznej, bez malowania, jedynie lakier o mlecznym kolorze. Ja tez miałam swój mały wkład, pomagałam wiązać i musiałam stworzyc stelaż - wiecie jak ciężko tnie się bambusowe tyczki i jak ciężko wierci  się w nich dziurki! Prędzej zrobiłabym dziurę w ścianie, albo  każdym innym drewnie...

A wygląda ona tak:

Ja nie wiem, czy ja zwolniłam w tym tygodniu, czy czas przyspieszył, ale ja wogóle nie moge się ogarnąć, czas mi się kurczy i się nie wyrabiam. Może choć dziś uda mi się zrobić wszystko co mam zaplanowane :) 
Pozdrawiam serdecznie i życze wszystkim udanego weekendu!

05 września 2013

Szydełkowy pled z kwiatkami Maybelle.

Maybelle square - jeden z piękniejszych elementów szydełkowych jaki widziałam. Historia tego elementu jest nawet długa :) Otóż jedna kobieta z Wielkiej Brytanii, wykonała kwiatki Maybelle Crochet Flower (http://6ichthusfish.typepad.com/6ichthusfish/2010/05/maybelle-crochet-flower-free-pattern.html), udostępniła opis wykonania. Inna kobieta, mieszkająca w Szwajcarii (a jest Szwedką) wymysliła by przerobić Maybelle crochet flower na Maybelle square, czyli kwiatki przerabiamy na kwadratowe elementy (http://myrosevalley.blogspot.dk/2013/06/maybelle-square-crochet-pattern.html). Ja jednak troszkę zmodyfikowałam wzór, musiałam go dostosować do moich potrzeb - czyli łączenia elementów oczkami łańcuszka pomiedzy słupkami. Zmiana nastapiła w rzędzie 3. Otóż cały rząd to słupki, nad każdym oczkiem, nad każdym słupkiem, na rogach na dwóch oczkach łańcuszka robiąłm dwa słupki, dwa oczka łańcuszka i dwa słupki. Łącznie na jednym z boków, licząc od dwóch oczek łańcuszka wychodziło mi 25 słupków.
Dodatkowo zrobiłam jeszcze rząd 4, w którym łączyłam ze sobą kwadraty oczkami łańcuszka. Opis mógłyby być mało zrozumiały, więc rozrysowałam wspomniany już rząd 3. i 4. 
Legenda:
Kropka - oczko łańcuszka
przekreslona kreska - słupek
dwie/trzy przekreślone kreski - słupki wbijane w jedno oczko


Pled robiło sie przyjemnie, nawet szybko, choć oczywiście odwaliłam  włóczkami, bo sobie wymysiliłam, że kupię najpierw każdego koloru po 5 motków i sprawdze ile mi wychodzi elementów z jednego motka. Policzyłam, pomierzyłam jaki duży ma być ten pled - dużo musiałam dokupić i oczywiście, a to nie jechaliśmy do sklepu z tą włóczką, a to czarnego nie było i tak ponad miesiąc pled się dziergał... Pled ma tylko 48 elementów, ale jest duży... - 150 cm x 190 cm, włóczka to akryl, a szydełko 4. I jest ciepły, choć nie goracy, bo taki też miał nie być :) 
I tak wygląda :


 I oczywiście zabrakło mi siwej włóczki na obrobienie... muszę dokupić... a zobaczcie na jaki mały kawałeczek - można się wkurzyć... Ale trudno, pled jest już w używaniu, dokończe jak kupię włóczkę, bo specjanie po nią nie będę jechała.
Miłego dnia życzę! Dziękuję za odiwedziny i komentarze. Pozdrawiam!!!

04 września 2013

Chusta Echo Flower dla Karolinki.

Dziś dość chaotyczny mam dzień. Dziś Franek i Jędrek kończą 5 lat, a ja mam wciąż wrażenie, że oni mają może ze 3 lata... a w pamięci wciąż mam pierwszą próbę nakarmienia dwóch małych fasolek naraz i wzięłam ich "pod pachę" jednego i drugiego i mogłam ich nakarmić, dwóch naraz, a teraz... rosną, mądrzeją, dorastają, już są w grupie dzieci przygotowywanych do szkoły... w sierpniu przyszłego roku zaczną zerówkę... Muszę się jakoś ogarnąć, to może do mnie dotrze ile lat mają :)
Zobaczcie jakie to małe fasolki były :) (jakość zdjęć straszna, zdjęcia stare takie akurat miałam na dysku, a nie chce wyciągac albumów, bo jeszcze się rozczulę)
Tu chłopcy mają 2 może 3 tygodnie
 Tu chłopcy mają 3 dni :)
Nie chcę pisać więcej bo się jeszcze bardziej rozkojażę, więc wracam do chusty :)
Karolinka, to moja młodsza o... 8 lat siostra. Poczatkowo nie widziała siebie w chuście na drutach, ale jak zobaczyła moja chustę, przyierzyła, no to też chce. Chustę zaczęłam dziergać w maju... skończyłam w czerwcu... a zblokowałam w zeszłym tygodniu :) Nie rozciagałam jej bardzo,  bo chciałam żeby zostały takie wypukłości. Siostra wie, ze jak nie będzie ich chciała, to ma ja sobie rozciągnąć :) 


Chusta ma kolor jak na ostatnim zdjęciu. Zdrobiona jest z włóczki alpakowo - moherowej. 
To wszystko na dziś. Chyba muszę zabrać się za coś, to może jakoś przeżyję dzisiejszy dzień :)
Pozdrawiam serdecznie!!!

02 września 2013

Bransoletka koralikowo-sznurkowa.

Przyszedł ten dzień, gdy pokażę Wam moja wymęczoną i wymarzoną bransoletkę. Pokazywałam w zeszłym tygodniu bransoletke w brązach, ale tak ona miała nie wygladać... Bo chciałam czarne sznurki, koraliki, to właściwie takie jakie bym miała i byle by pasowały do czarnych sznurków. Kupiałam odpowiedni sznurek za 5 koron :), koraliki wygrzebałam z moich zbiorów. Chciałam zrobić ja tak jak ta bransoletka ze sklepiku z pamiątkami, którą widziałam podczas wakacji, a że planowaliśmy jeszcze jedną wycieczkę w to miejsce, więc miałam okazję, by dobrze  zapmiętać jak ta bransoletka wygląda. Obejżałam sobie gotową bransoletkę, która kosztowała 45 koron..., zapamiętałam co i jak ma wygladać. Dnia następnego zabrałam się za dłubanie bransoletki. Nawet szybko mi poszło, nawet pamiętałam jak powinna wyglądać, nawet mi się podoba i to bardzo. I tym sposobem zaoszczędziłam 40 koron :) 

Początkowo wydawało mi się że sznurków z koralikami jest za mało i że słabo będzie wyglądała. Właściwie to mało jest tych sznurków, ale nie miałam więcej takich koralików i tak musi zostać, a teraz stwierdzam, że nawet tak też jest dobrze, trochę delikatniej wygląda. Muszę poszukać takich koralków w różnych kolorach, bo strasznie mi się spodobały takie sznurkowe bransoletki :)
Zmykam, bo czekaja mnie bardzo napięte dwa dni i im szybciej zabiorę się za obowiązki tym szybciej się z nimi uporam :) 
Dziekuję za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie!!!