Translate

31 października 2013

Mechata torebeczka.

Zrobiłam torebeczkę, z resztek takiej śmiesznej "kulkowej" włóczki i resztki różowej "tasiemkowej" włóczki.
Wyszło... Tak wyszło:

Kolory sa trochę bardziej intensywne niż na zdjęciu. W środku miala być podszewka, ale ponieważ kulki sa też z drugiej strony t trochę deformowały podszewkę. Pomyślę, może zrobię ją z grubszego materiału, to się nie podniesie. 
Torebka ma być prezentem dla jednej z Julii koleżanek, która jeszcze torebki szydełkowej nie dostała. Jeszcze nie wiem dla której koleżanki, bo to zależy, czasem dziewczynki same się pytają czy mogą dostać np komódkę, albo coś takiego. Ta torebka będzie torebką na czarna godzinę. 
No i co? To wszystko na dziś. Wczoraj sobie trochę powymyślałam robótkowo, zrobiłam coś, co miało wyglądac inaczej, wogóle tego nieprzemyślałam. Pokombinuje zaraz to może będzie to zdatne do pokazania :)
Pozdrawiam!!!

30 października 2013

Firaneczka.

Nie mam co pokazać... Obiecałam sobie, że dziś ukończę torebkę, której trzeba doszyć kwiatka i guziczek. Druga torebka nie ma rączek, muszę kupić, a jakoś nawet do sklepu mi nie po drodze... Teraz utknęłam w pięknych wieżach elementów szydełkowych, bo kocyk się szykuje :) Teraz muszę obadać ile Julii koleżanek będzie miało w najbliższym czasie urodziny i co dostały w zeszłym roku, żeby przygotować jedną z wersji prezentów :) Tymczasem próbuje już trzeci dzień dokończyć sprzątanie w moim "magicznym pokoju". Tam bałaganu nie było jakiegoś przeraźliwego, tylko taki nieład kontrolowany, czyli włóczki w pudełkach, torbach, stały sobie na podłodze - z góry jak się spojży to od razu widać co gdzie jest :) Sterta materiałów znacząco zaczęła wystawać poza skrzynki, tona pierdołków do decu, które czekają na wenę, ramki do zdjęć, obrazów... Ogarnęłam to, zostało pracy może na dwie, trzy godziny - mam dużo kulek włóczkowych do zwinięcia i dużo do pruciaAle od wczoraj jestem w domu z chłopcami bo się przeziębili i niestety nie ułatwiają mi sprzatania... Chcą uczestniczyć w sprzataniu i pocichutku wynoszą mi wszystko co znajda i im się spodoba...
Pokażę Wam dziś firaneczkę, bo na zazdrostkę trochę za duża. Strasznie chorowałam na ten wzór - najpierw chciałam zrobic tą firankę do pokoju Julii, ale ni jak nie mogłam dopasować wzoru, bo okno małe... Ale do kuchni będzie pasowała (nie dokońca pasowała, bo musiałam zmniejszyć wzór - odejmowałam oczka na bokach i pośrodku). Zrobiłam ją już dawno, dawno temu i tak od tej pory czeka aż kupie te druciki do zawieszenia zazdrostek... Ja je kuuje w Jysku i zawsze jak jesteśmy tam, to czymś się zanteresujemy, a bo jakaś wyprzedaż, albo z wystawy wyprzedaż, albo po coś konkretnie przyjechaliśmy i nie myślę o moich zazdrostkach...
A to moja śliczna zazdrostka:
Nie wyglada ładnie na zdjęciu, bo jeszcze jej nie krochmaliłam - zrobię to przed powieszeniem, czyli kiedyś...
Pozdrawiam serdecznie i życze udanego dnia!!!

29 października 2013

Decu komódka i kolczyki.

Decu komódka na specjalne  życzenie, dla koleżanki córki - Amelii, która uwielbia konie :) Kiedyś powiedziała mojej Julii, że chciałaby bardzo dostac na urodziny taka komódke jak ma Julia. To tylko kazałam dziecku doprecyzować zamówienie jaki motyw na komódce ma być. Amelia jeździ konno i ma swoje konie, więc gdy Amelia powiedziała, że obojętne jaki motyw, mogą być kwiatki albo konie, to padło na konie - bo miałam piekną serwetkę i bardzo chciałam ją wykorzystać :)

Komódka wygląda tak (zdjęcia oczywiscie z wieczora...)


Trudna była ta komódka, bo niedość że musiałam ładnie rozłożyć serwetkę, żeby przy uchwytach się nie marszczyła, to jeszcze musiałam ładnie rozkładać serwetkę na każdym boku - nie wyrywałam, ani nie wycinałam motywu z serwetki, tylko przyklejałam razem z tłem - to ma swoje plusy i minusy... Otóż, jeśli my wyrywany czy wycinany motyw, to jak nam się coś krzywo przykleja to w miejscach gdzie mamy wyrwaną "przestrzeń" można lekko naprostować motyw, a jak przyklejam całość... to już nie mam takich możliwość, ale za to mam ładne tło, bez mieszania farb :)
Dla Amelii przygotowałam też kolczyki z kwiatkami :)
 A tył wygląda tak:
Urodziny odbyły się wczoraj, zdążyliśmy wrócić do domu i zaczęło się... Pogodę monitoruję codzień rano i wiedziałam, że ma strasznie padać popołudniu i że ma wiać. I wiało, i lało, dokładnie jak weszliśmy do domu, tak jak w prognozie pogody napisano, co do minuty się zgadzało - wiało 30m\s to jest jakieś 105 km\h, ale właściwie to pamiętam silniejsze wiatry, szkód nie widać, u nas tylko dynia spadła ze schodów i zerwało nam blachy falowane którymi przykrywamy drewno do palenia - a dodatkowo na blachach były położone duże kawałki drewna, a i tak zwiało.
Dziś cisza i spokój, piękne niebieskie niebo :)
Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego dnia!!!

28 października 2013

Decu skrzyneczka i kolczyki piórkowe dla Sary.

Zanim przejdę do sedna, to pozwolę sobię na poruszenie dwóch tematów. Pierwszy temat, nieplanowany, ale muszę wspomnieć, że na naszych oczach współczesność zmienia się w historię. Dziś odeszła wielka postać Tadeusz Mazowiecki - i nie ważne jakie kto ma poglądy, czy go lubił, czy nie, czy go winił za decyzje, niezgadzał się z nim - ale to nasza historia, to człowiek który jest nasza historią, a historia jest krwią narodu i musimy albo ją uszanować, albo się z nią pogodzić. 

Drugi temat to moja chusta z poprzedniego postu. Założyłam ją w piątek, wybrałam się do banku opłaty zrobić, a że nasz bankomat przy banku działa w takim tępie zstraszajacym... to jeszcze sobie wybrałam gotówkę i tym sposobem, dłużej niż zwykle zabawiłam w banku. Na koniec - moja chusta została doceniona :) Pani z banku była zachwycona i powiedziała, że bardzo dobrze wygladam w tym kolorze i że mnie rozświetla ten kolor :) Bardzo miło, bardzo :)
To może teraz przejdę do skrzyneczki decu. To prezent dla Sary, Julii koleżanki z klasy. Skrzyneczka z fiołkami, z fioletowymi brzegami, taka w sumie, zwykła skrzyneczka.
W skrzyneczce znalazł się jeszcze jeden prezent, kolczyki, o których Sara "marzyła" - zobaczyła Julii piórkowe kolczyki i bardzo jej się spodobały. To też jej zrobiłam, niebiesko - żółte. 
Wybaczcie, ale znów zdjęcia nieostre, robiłam je w ostatniej chwili dobrego światła, popołudniu, a rano prezent powędrował do Sary.
Dziękuję za wszystkie komentarze i za odwiedziny. 
Pozdrawiam serdecznie!!!

25 października 2013

Pineapple Deligt - chusta ananasowa na drutach.

Niektórzy już wiedzą, a jak ktoś nie wie to się dowie zaraz, że w sieci buszuje Taka Jedna, co to inspiruje, kusi, i jest tak dobra w tym co robi, że nawet najgorszego młota drutowego przewlecze za pysk przez proces tworzenia nawet najtrudniejszego, by się wydawało, dzieła na drutach.
Oczywiście mowa o Intensywnie Kreatywnej, a to jej adres: Na Rogu Renifera. Ostatnia jej propozycja to było Pineapple Delig czyli chusta w ananasy. A że miałam sobie coś zrobić, akurat, tak wyszło, że zaczęłam dziergać. Oczywiście zanim zaczęłam to sobie wzór wydrukowałam, przeczytałam pierwszy post, uszykowałam wszystko co potrzebne i włączyłam pierwszy film... Zawału dostałam, jak się pokapowałam ile oczek trzeba nabrać! Oczy aż mi ścierpły, a mi się słabo robiło na myśl o przeliczaniu... A weź tu się gdzies pomyl, to powodzenia z pruciem...
Markery co 50 oczek i jakoś poszło, nawet błędów nie było jakiś wielkich, pierwszy rząd musiałam lekko popruć ale to tylko dwa powtórzenia, więc bez płaczu.
Po kilku rzędach zaczęło do mnie docierać jak ten wzór będzie wyglądał na chuście i zaczęłam się głowić jak ja to wogóle zrobię?! Do prowizorycznego łańcuszka, który będę musiała spruć - ale jak?! - przecież tam są oczka i mi się chusta popruje!!!, mam dorobić dół chusty... i jeszcze jakieś rzędy skrócone! Ciepło to mi się robiło nie raz...
Chustę zaczęłam na poczatku października, miałam 3 motki włóczki, bałam się, że mi niewystarczy i kupiłam jeszcze dwa motki, ale jakoś tak wyszło, że wykorzystałam dosownie równe 3 motki - zostało może pół metra :) Wybrałam sobie taki intensywny kolor czerwony, żeby mi pasowała do kurtki ramoneski :) Trochę mi zeszło zanim ją ukończyłam... I co? Tyle się namęczyłam, i mam jej teraz nie nosić? Gdzieś to we mnie siedzi, żeby jej nie nosić, jeszcze nie wiem jak się będę w niej czuła. Jakie to prozaiczne, jakie to płytkie... 
Czym jest żałoba? W moim niezwykle niedoskonałym mózgu powstało kiedyś przeświadczenie, że nie ważne jak wyglądasz, a ważne co masz w sercu (pozdrawiam Elvisa - nie Tego, tylko innego, który to właśnie te słowa powiedział wtedy kiedy trzeba było), nie patrze na to czy ktoś będzie się za mną oglądał, bo Ona ma żałobę, a na czarno nie chodzi ubrana - a zresztą - kto tu na mojej wsi o tym wie? 
Zobacze jak się bedę czuła w tej chuście, jak dobrze, to będę nosiła, bo już mnie trochę gardło zaczyna boleć, a poranki coraz chłodniejsze. W końcu czerwony kolor to też kolor żałoby... w niektórych kulturach.
Znów Wam marudze, ale czasem muszę, to już tak jest, jak ktoś chce czy nie chce, a musi byc silny i dzielny, to czasem trzeba tak na szybko wyrzucić to z siebie by dalej być silnym.
Czy Wy wogóle rozumiecie co ja pisze?! Nieważne, ważne że ja wylałam to z siebie.
To może pokażę moją chustę? Trochę ciężko mi było zrobić zdjęcia, bo na dworzu mrzawka, raz słońce raz deszcz, na dworzu zdjęcia odpadły, a w domu zaczęło sie polowanie na słońce - bo mi kolor chusty się zmieniał... A jak się kolor wstrzelił dobry, to zdjęcie poruszone, bo się spieszyłam ze zdjęciem... Tak to już jest jak wieje niemiłosiernie i przewiewa chmury przez niebo...

 I jeszcze z czasu blokowania - bo dumna jestem że mi ananasy prosto się złożyły :) Ale napinanie to wstrętna robota, jak upiełam górę to musiałm dół korygować, i tak kawałek po kawałku... 
To już wszytsko, ponarzekałam, pokazałam co miałam pokazać i to tyle.
Życzę dobrego weekendu. Pozdrawiam!!!

24 października 2013

Muffinki miętowo - czekoladowe.

Uwielbiam połączenie smaku miętowego i czekoladowego - w lodach, czekoladkach, deserach... To takie połączenie które idealnie sprawdza się na upalne, letnie popołudnie - orzeźwiające i z czekoladą :) Jakby komuś temperatura za oknem zbytnio przypominała lato, albo jakby ktoś narzekał, że za ciepło, to te muffinki są akurat w ten czas :) A może ktoś lubi tak jak ja, czasem coś piernikowego lub typowo świątecznego latem, a zimowym czasem jakieś fajne letnie desery :)
Przepis prosty, znajdziecie go u Doroty, o tutaj: Miętowe muffiny z czekoladą
Moje muffinki wyglądają tak:
O! I tu się na zdjęciu pojawił szydełkowy pokrowiec na pojemnik na papilotki do muffinek :)
I w przekroju, a raczej rozerwaniu :)
Czekolada, miętowy, orzeźwiający smak i zielony kolor - niewymagane, choć ja dodałam odrobinę barwnika, żeby dzieci zaskoczyć :)
Polecam wypróbować ten przepis :)
Wczoraj mało czasu miałam, dziś jeszcze mniej a strasznie dużo do zrobienia... Każdą wolną chwilę wykorzystuję na kolejne malowanie, czy lakierowanie, bo na sobotę i poniedziałek dwa małe prezenty decu muszę przygotować - oczywiście zaczęłam malować je jeszcze chyba latem... i zamiast sobie spokojnie malować to teraz na szybko się za to zabieram... Jeden prezent już prawie gotowy, trochę przetrzeć papierem muszę tylko, a drugi jeszcze tylko spód polakierować na raz i już będzie dobrze :) To co? Może się tak zabiorę za to malowanie :)
Pozdrawiam serdecznie!!!

23 października 2013

Kocyk, poduszka, kołderka, materacyk... część to twórczość nie moja :)

Dziś pokaże Wam efekt jaki wywołało bycie "niedobra matką". Całe historia zaczęła się od kocyka do wózka dla Izabelli - Julii lalki. Machnełam w dwa wieczory taki mały kocyk, z resztek, więc krzywy jak nie wiem co, włóczki cienkie, grube, powstał efekt fali, a Julia się ucieszyła, że taki fajny ten kocyk z falbankami :) Kocyk wygląda o tak (zdjęcia z samego rana, ciemno strasznie i niezbyt ładne wyszło):

I teraz o wspomnianej "niedobrej matce" - podczas ferii jesiennych sprzatałam z dziećmi w piwnicy i znalazłam cienką gąbke z jakiegoś materaca, wycięłam kawałek dopasowałam do kołyski, obszyłam materiałem, nawet zostawiłam otwór żeby można było gąbkę wyjąć i pokrowiec uprać :) Niestety nie miałam tego dnia więcej czasu na szycie, trzeba było się zająć obiadem, a Julia zaczęła się turlać po podłodze z chłopcami... Składając materiał po szyciu tak sobie "w powietrze" powiedziałam, że Julia to umie szyć, ale że jej sie nie chce i zamiast uszyć lalce poduszeczke to się woli turlać, a ja uszyłam jej materacyk, więc jak ona zrobi za mnie obiad, to ja za nią uszyję poduszeczkę. Trochę jej pojechałam po ambicji. Zaczełam robić obiad, a Julia usiadła sobie przy stole w kącie i szyła :) Na kawałeczku lnu ćwiczyła. Nic nie mówiła. Zobaczyłam co robi, to przyniosłam materiał, na szybko wycięłam podusię, zaznaczyłam długopisem gdzie szyć, powbijałam szpilki, krótki instruktaż jak szyć i zostawiłam Julię z szyciem samą. Dała radę. Juz po chwili zajrzałam do niej jak jej idzie i mi szczęka opadła. Opłaciło się trochę na nią pomarudzić - ani dla mnie ani dla mnie nie było to przyjemne, ale za to jaki efekt!!! Ja tylko zzszyłam jej dziurkę po włożeniu wypełnienia, ale już przy kołderce - bo Julia się rozkręciła i teraz szyje kołderkę!!! - chce spróbować sama :)
Teraz się cieszy, że to takie proste i szybko się szyje i że może sobie szyć poduszki, kołderki, woreczki i wszystko co chce, bo to takie fajne :)
Zobaczcie jak jej to wyszło:
Podusia i materacyk
 Tu starałam się uchwycić szew, jak widać Julia trzyma sie linii idealnie i jak ja krzywo narysowałam linie to Julia równo po tej lini szyła :)
 Jeszcze kawałeczek i kołderka powstanie :)
Zmykam, bo chusta do blokowania czeka :), a czasu mam mało.
Pozdrawiam serdecznie!!!

22 października 2013

Ananasowe szorty szydełkowe - razem robione w Szkole Szydełkowania.

Czasem w komentarzach od Was czytam pochwały, jaka to ja zdolna jestem, że Wy tak nie potraficie itd... To wcale nie jest tak! Ja też poległam na niejednym projekcie, nie raz nie potrafiłam rozszyfrować schematu. Tak też było z tymi szortami. Od dawna mi sie podobały. Próbowałam je zrobić z kremowej bawełny, ale poległam i zmieniłam przenaczenie tej włóczce :) Tym razem skorzystałam z pomocy Perfidnego Obiboka ze Szkoły Szydełkowania - polecam zajrzeć!!!

I mam szorty :)
Orginał wyglada tak...
Trochę pokombinowałam... pozmieniałam, po zrobieniu elementów kółkowych... okazało się że na mój mały tyłek to wystarczy kółek, bez dodawania - wg Perfidnego Obiboka trzeba pododawać trochę kółek i pozakrywać dziurki, które powstają, ale ja tego nie robiłam - tyłeczek mały, a i włóczka gruba, to tez pewnie wpłynęło na to że musiaąłm trochę zmienić wzór. 
"Farbanka" z półkoli na pasku - to nawet było trudne, bo zamykałam pasek szydełkiem, więc połączenie paska z kółkami z bioder było dość zajętym miejscem, a ja jeszcze w to wbijałam półkola...

 Jak już tak zaczęłam zmieniać to poleciałam po całości :)
Zrobiłam nogawkę wg schematu, ale stwierdziłam, że spróbuję inaczej, wg zdjęcia orginalnych szortów. Pierwsze ananasy - trochę przesadziłam, bo nogawki wyszły za długie, to zmniejszyłam ilość powtórzeń ananasów i wyszły :)

 Za pomocą kartki pokazuję jak wyglądają moje szorty:)
Mam nawet przygotowany schemat ananasów które zastosowałam, w wersji dłuższej - to dla cieńszej włóczki i wersję krótszą - dla grubszej włóczki. Musze je ładnie rozrysować i wrzuce je w najbliższym czasie, jeśli będzie takie zainteresowanie. 
Wszystkie potrzebne schematy, instrukcje i pomoc znajdziecie u Perfidnego Obiboka, o tu: http://szkolaszydelkowania.blogspot.dk/.
Raz mi z tymi szortami nie poszło, a drugi raz! No proszę! Nawet sama sie pokusiłam o kombinowanie ze wzorem. Czasem wystarczy złapać za pomocną dłoń - reszta pójdzie gładko.
Trochę mi zeszło zanim pokazałam te szorty... już dobry miesiąc czekały na pokazanie. Dziś miałam blokować chustę, ale muszę się zająć czymś innym i czasu na upinanie pewnie nie znajdę... może wieczorem.
Wczoraj miałam dobry dzień, spokojny, trochę leniwy, taki na ułożenie sobie wszystkiego.
Chyba mi jakoś już pójdzie i znajdę w sobie chęć do pisania.
Pozdrawiam!!!

21 października 2013

Trudne powroty z chlebem wiejskim w tle...

Zacznę od prezentacji chleba, bo jakoś mi się nie chce pisać, a jak się może rozkręce z pisaniem to jakoś mi później pójdzie.

Chleb wiejski wg Zorry - no to to jest chleb! Zachwycający dla tych, którzy lubią smak prawdziwego chleba. Chleb może się wydawać trudny do zrobienia. Bo prócz zakwasu, który uzywamy do mieszanki z zakwasem, potrzebana jest nam jeszcze "jakaś" biga i poolish, oczywiście potrzebujemy też dużo czasu... jak chcecie chlebek na kolację to przygotowania do pieczenia tego chleba należy rozpocząć wieczór wcześniej, a jak nie macie zakwasu, to jeszcze wcześniej...
A czy warto? Warto. Chleb się pięknie piecze, dobrze pracuje się z ciastem, choć trzeba być uważnym przy formowaniu bochenka, żeby nie ugnieść chleba - lepiej żeby kształt był nieciekawy, niż twardy chleb.
Przepis, jak i wszelkie wskazówki dotyczące przygotowania i pieczenia, znajdziecie tutaj: Chleb wiejski wg Zorry
A tak wyglądał mój chlebek:

Chleb wart zachodu - polecam wypróbować ten przepis.

A mi się jakoś tak nie chce pisać. Ostatnie wydarzenia, potem tydzień ferii jesiennych, niewiele się u mnie działo robótkowo, coś się dzierga, coś czeka na zdjęcia, coś na wykończenie... Nie mam o czym pisać, a wrzucać przepisy ileż można? Poza tym to, to co się wydarzyło wpłyneło również na mój blog, miałam plany, na dzień moich urodzin przygotowałam candy, ale że dzień urodzin spędziłam w samochodzie jadąc do Polski, mój nastrój i sytuacja nie sprzyjała by wracać do koncepcji candy. Nie wiem czy do niego wrócę w najbliższym czasie, bo jakoś nie mam ochoty teraz tego robić.
O mnie się nie martwcie, trzeba żyć dalej i się z tym pogodzić. Piękna pogoda, lawenda kolejny raz kwitnie, podobnie jak bakopa, która już miałam wyrzucić, a ona się zazieleniła i znów zakwitła. Okoliczności przyrody pomagają. Trochę straszą "tyczki na śnieg" - ustawiane przy drogach żeby było widać drogę jak śnieg spadnie - jakoś tak przypominają o tym, że wkrótce spadnie śnieg, będzie zima i święta... czas zacząć o nich myśleć, w sklepach już świąteczny asortyment, dobrze, bo można wszystko spokojnie przemyśleć, kupić co trzeba i co można, wcześniej. 
To tyle. Wymęczyłam te kilka słów, jakoś... Chyba bardziej mi sie nie chce pisać - albo się odzwyczaiłam od tego - niż mój nastrój na to wpływa. Nawet mnie nie ciągnie by sprawdzać co słychać na Waszych blogach, raz dziennie przejżę co się dzieje i tyle. Muszę się trochę ogarnąć.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie słowa jakie pozostawiłyście w komentarzach pod ostatnim postem.

08 października 2013

***

Wczoraj zmarł mój Tata...
W zeszłym tygodniu pozwoliłam sobie na krótką refleksję po śmierci Taty mojej przyjaciółki... Mój tata nie był idealny, pogodziłam się z tym lata temu.
Jest ciężko.
Przepraszam, nie będzie mnie jakiś czas...

04 października 2013

Pain Rustique - pyszny chlebek.

Lubicie chleby typu ciabatta? Z chrupiącą skórką i pysznym miąszu, z dziurami, delikatnym, bez zapachu drożdży... A nie chcecie robić chlebów na zakwasie, bo zajmuje to za dużo czasu? A to można zrobić chlebek na zaczynie. A co to za zwierz? Z czym to się je? To  nic innego jak odrobina drożdży z wodą i mąką odstawione na 12-16 godzin. Na takim zaczynie możemy zrobić pyszny chlebek, choć mi tu bardziej pasuje nazwa "buła" :).
Przepis na Pain Rustique znajdziecie tutaj: Pain Rustique.
Mój własny chlebek wygladał tak:

Czy widzicie te dziury? Uwielbiam takie :) Skórka nie jest za gruba, ale chrupiaca, bardzo rustykalna z wyglądu. Ja jednak muszę zwrócić dodatkową uwagę na dwie kwestie, które w przepisie są zaznaczone, ale ja i tak zwrócę na nie dodatkową uwagę - podczas układania ciasta na blachę nie możemy go ugniatac, zagniatać, uklepywać ani nic takiego.Ja robię to tak. Z misy wyjmuję ciasto na obsypany maką blat, lekko obsypuję tą górkę ciasta mąką, całość kroje na pół. Połowy odsuwam od siebie, miejsce przecięcia obsypuję mąką, to będzie spód chlebka - przekładam na blachę, rozcięciem do dołu i delikatnie dłońmi formuję kształt bochenka - jakbyśmy formowały glinianą wazę na kole garncarskim, tak objeżdżam dłońmi wokół bochenka. Im więcej ugniatania tym chleb będzie mniej puszysty. I uwaga druga - nacięcia na bochenku. Nie polecam tego robić nożem, chyba że macie noże ostre jak samurajskie miecze... Każdy większy nacisk, szrpnięcie powoduje opadnięcie ciasta. Nie wpływa to na smak, ale chlebek nie jest wtedy taki ładny wyrośniety. Ja przecinam chleby i bułki wkładem do nożyka do papieru - takiego wysuwanego. Takim nożykiem bez oprawki można jednym, szybkim ruchem zrobić długie nacięcie. Można też zrobić to żyletką, ale taki nożyk jest ostry tylko z jednej strony i nie ma obawy że się człowiek potnie przez przypadek.
To już wszystko. Nie mam dziś dobrego humoru... bardziej taki refleksyjny, dobrze, że znów dziś dużo mam do zrobienia to nie będę za dużo myślała. Jakby tą historię opisać? Chyba tak jest najlepiej, słowami "Autobiografii" Perfectu
"Było nas trzech
W każdym z nas inna krew
Ale jeden przyświecał nam cel
Za kilka lat
Mieć u stóp cały świat
 Wszystkiego w brud"
A dokładniej trzy, trzy przyjaciółki od zerówki, mieszkałyśmy w tzw. "trójkącie bermudzkim", bo tak się nasze domy ułożyły, nie było zawsze kolorowo, nie tylko między nami, ale wokół nas, było dużo trudnych sytuacji, problemów, trzeba było brać odpowiedzialność za swoje czyny... dorastać... zmagać się z tym co nie łatwe, stawiać czoła problemom i starać się żyć normalnie. Każda z nas miała jakiś problem, każda inny, bo każdy problem jest inny. Rodziny nie są idealne... no ale litości - to już była przesada.
Jakoś sobie żyjemy, trochę się rozjechałyśmy, trójkąt bermudzki ię rozszeżył na Anglię, Danię i Polskę. Pierwsza za mąż wyszłam ja, ta najmniej chcąca dorosnąć, może najbardziej dziecinna, z etykietką nieodpowiedzialna, zmuszona do tego by dorosnąć w kilka miesięcy..., pierwsza urodziłam dziecko, potem przyszedł czas na  Ostrą, a Dora... hmm... miała chłopaka jeszcze od liceum, aż wreszcie ślubowali i po kilku latach, radosna wiadomość, że jest dzidziuś i rośnie i ... zmarł Dory ojciec, wczoraj, przykra historia, rak mózgu. No trudno, tak już jest i nie mamy co się z tym bić, nie mamy na to wpływu, ludzie umierają a nam jest trudno i ciężko. Ale te wszystkie emocje, te nasze noce przeryczane, narzekania na rodziców, złorzeczenia i co teraz? Co powiedzieć? Że mi przykro? Ale co Ona czuje? Ulgę? Że już się skończyło cierpienie jej, rodziny i fizyczne ojca, czy poczucie winy? Za to jak bardzo chciała by zniknął i by życie było normalne. I co powiedzieć? Współczuję. To jak Dora miała w domu, wpłynęło na to, że jest ona zimna, niektórym może się wydawać bezwzględna i nieczuła - a ona jest ostrożna w okazywaniu uczuć. Nie wiem czego się po niej spodziewać, to trudne emocje związane z przeżyciami o których chciałoby się zapomnieć. Czy sie zamknie w sobie i uda że nic takie się nie stało, czy stawi czoła, pożegna się i zamknie tą traumatyczną część jej życia?
Życze wszystkiego najlepszego rodzicom którzy zniszczyli życie swoim dzieciom, przez alkohol, aresję, brak zainteresowania, brak miłości - umierając nie będziecie wiedzieć czy nad Waszą trumną ktoś stanie... A stanie i tak stanie... zawsze staje, choćby nie wiem jak to bolało.
...


03 października 2013

Kosz z papierowej wikliny.

Bez fajerwerków - zwykły kosz, kosz na śmieci, na moje chusteczki :), do sypialni. Wydłubałam go z papierowej wikliny już dawno, dawno temu, ale jakoś tak się nie złożyło żeby go pokazać. Najpierw miałam go pomalować na biało, może jakieś decu na niego walnąć, potem ale a to farby nie miałam, a to nie miałąm czasu a to mi sie wizja zmieniła... Potem sobie wymyśliłam, że może go pomaluje tylko czymś przezzroczystym, bo tak sie już przyzwyczaiłam do tych gazetowych rurek, zresztą kosza nawet dobrze nie widać, bo stoi troche schowany, a używa sie go dobrze i tak już prawie rok, niemalowany a używany. Jeszcze się nie rozpadł :) To niech taki zostanie. Od jakiegoś czasu w sklepach można spotkać koszyki z papierowej wikliny, ale kolorowe, bez malowania, druk zostaje, często są to kolorowe, nawet bardzo kolorowe, z takich śliskich gazetek i wyglądają bardzo fajnie. 

A może mi się odwidzi i go pomaluję :) Kiedyś tam w przyszłości. 
Robótkowo zastój, bo co ukończę robótkę to jej wykończyc nie mogę... dwie zazdroski niezawieszone... torebka bez rączek... torebka bez kwiatka, a bo mi się nie chciało po igłę wstać... trochę decu do wykończenia... coś tam dłubie powolutku, może dziś jakoś mi lepiej pójdzie, może coś wykończę? Bo dziś strajkuje :) Nic nie robie :) Znaczy zrobie, musze pranie rozłożyć, aż dwie bluzki wyprasować, obiad zrobić, sprzatnąć gałęzie po przycięciu żywopłotu, a reszta dnia dla mnie :) 
Pozdrawiam serdecznie!!! Miłego dnia życzę :)

02 października 2013

Kolejna puszka decu.

Kolejna puszeczka decu, tym razem malutka, taka na nożyczki, klej, czy inne drobiazgi. Puszka zrobiona dla Julii z potrzeby, bo ciężko dziecku było wyciągać nożyczki z większych puszek :) Tych puszek juz trochę stoi na Julii biurku, ale za to jaki dziecko ma porzadek! Aż z podziwu wyjść nie mogę :)
I puszeczka:

Nie będę sie rozpisywała, bo wykończona jestem ostatnimi dwoma dniami. Czasem tak mam, że w pracy jestem praktycznie cały dzień, z dziećmi widze się jakieś dwie godziny, bo zaraz spać idą. Dziś muszę wszystko ogarnąć na co nie miałam czasu przez ostatnie dwa dni... nawet zmywarke wstawiłam dopiero wczoraj po dwóch dniach :) A co? Było na czym jeść, obiad zrobiony tylko podgrzać, to co sobie jeszcze głowę naczyniami zawracać? Ale dość tych labów, ide sprzatać, bo mi sterta prania rośnie w oczach...
Pozdrawiam serdecznie!!!