Translate

30 kwietnia 2013

Wełniane onuce.

Dostalam zamówienie, na wełniane skarpety. Ale nie takie zwykłe skarpety, a onuce do butów wojskowych, dla mojego brata, żołnierza. Więc się najpierw męczyłam i próbowałam zrobic je na szydełku... wyszły grube, toporne, no nie takie jak byc powinny. Potem nauczyłam się robić skarpetki na drutach i ponownie zabrałam się za onuce. Wyszły!, wkrótce przekonam się czy są dobre :) Na wszelki wypadek nie wszyłam jeszcze gumki i nie pochowałam końcówek. Skarpety sa z prawdziwej wełny, więc wymyśliłam, że najlepiej będzie konserwować je w lanolinie. Zobaczymy jak się to sprawdzi :)

Onuce sa dość kolorowe :) Bo mi wełny brakowało :) Ale co tam! I tak nie będzie ich widać, mają być funkcjonalne, a nie piękne.
 A że mój brat jest dość sporych rozmiarów, to i skarpety są wielkie :) Dla porównania z nożycami, dużymi nożycami.
To tyle na dziś. Jestem strasznie zabiegana i szykuje się dość ciężki tydzień i ten i następny... Postaram się odezwać co kilka dni. Tym czasem życzę Wam udanego majowego weekendu, ciepłego, jeśli nie za sprawą pogody to ciepła rodzinnego :) 
Pozdrawiam serdecznie!!!

23 kwietnia 2013

Tylko kwiatki.

Dziś tylko kwiatki.
Mam dziś dużo do zrobienia, i w domu i w ogrodzie, a jakoś nie bardzo mi się chce. Leń mnie dopadł z rana, albo muszę się rozruszać :) Ale najchętniej to zapatuliłabym się kocyk i spędziła dzień w fotelu :) Ale nie ma tak dobrze, muszę sprzatnąć na górze i powsadzać roślinki, bo mi jeszcze padną.

Nie mam wieu prac, które mogę pokazać. Zaczełam malować serduszka drewniane na decu, ale nie mam czasu na ich dokończenie, zrobiłam bieżnik, ale że robię jeszcze jeden, więc na razie go nie krochmalę, zrobię to gdy będę miała już zrobione oba, więc bieżnik jest nie atrakcyjny do pokazania. Dobrze, że mam roślinki, to jakiś "ruch" na blogu będzie :)
Jako pierwsze, kwitnące kwiatki, z wczorajszego poranka, dziś już przez okno widziałam, że mi się żonkil otworzył :)
 Kiedy robiłam zdjęcia kwitły mi tylko małe żonkile, które w Danii nazywają się Tete'a'tete. 
 I moje ulubione :) Nie wiem jak się nazywają, kiedyś wiedziałam, ale zapomniałam :) 
 A tu małe żonkile, na nieogarnietej rabatce... ale bajzel...
A teraz moje fuksje. Przezimowały na parapecie w domu. Ale mi się rozrosły. Jak widać na zdjęciach, łodygi się uginają i wyglądają jak jakieś "wąsy". Nie wiem czy mogę wstawić w donice podpory i zawinąć wąsy, żeby się pięły - ale czy fuksja ma zdolności pienne? Chyba że podepnę je na podporę w postaci ścianki. A może powinnam je obciąć? 

 
Fuksja z trzeciego zdjęcia jest dużo mniejsza i taka słabsza, dużo z tych wąsów jej odpadło, łamały się wręcz same.
Nic się nie stanie jak nie bedziecie potrafiły mi pomóc, będę musiała wtedy załozyć konto na forum ogrodniczym - ostatnio dostalam link :), ale nie lubię korzystać z for, bo zadam pytanie, ktos odpowie, poświęci swój czas a ja nie bede miała czasu, żeby tam zajrzeć, albo zapomnę, albo ktoś za jakiś długi czas odpowie, a ja tego nie odczytam... Będę wdzięczna za wszelkie podpowiedzi :)
 Dziękuję za odwiedziny i komentarze! Pozdrawiam serdecznie!                      

22 kwietnia 2013

Znów trochę o bułkach i poczynania ogrodowe.

Po ostatnim poście o bułkach pojawiły się komentarze zaskoczenia, że można bułki trzymać w lodówce, więc postanowiłam zrobić kilka zdjęć z etapu "przed i po lodówkowego". 

Jako "model" posłużą nam bułki Crusty Hard Rolls. Przepis znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/crusty-hard-rolls
Najpierw jednak kilka słów o tych bułeczkach - choć samo wyrabianie ciasta jest bardziej wymagające, bo ciasto należy odstawić na 2 godziny i co godzinę je zagniatać (już sobie nad morze nie wyskoczymy na czas wyrastania - czasem tak robimy, jak mam wolne 1,5 godz :)). Ale niewątpliwie są to jedne z lepszych bułeczek - miękkie w środku, smaczne również dnia następnego, mają fajną chrupiącą skórkę, ale też nie zbyt chrupiącą - a takiej nie chcę, bo ranią dziąsła dzieciom. Jedyny minus to nacięcie na bułkach - jeśli wejdzecie na stronę skąd pochodzi przepis, zobaczycie piękne nacięcie, a mi takie nie wychodzi. Przy trzymaniu bułek w lodówce to na pewno nam takie nie wyjdzie, bo bułki opadną, więc niektórych bułek nawet nie nacinam, a niektóre tylko odrobine nacinam. Bułki, które wyrastają w "trybie normalnym" nacinam dość pożądnie, ale wydaje mi się że powinnam po nacięciu odstawić je jeszcze na kilka minut do wyrośnięcia. 
A teraz jak wygladają dwie blachy bułek zapakowane w folię i gotowe do leżakowania w lodówce - wieczorem wyrobiłam ciasto i uformowałam bułki. Jedną blachę upiekłam rano, dnia następnego, a drugą wieczorem.

 A rano, po odpieczętowaniu kokonu foliowego:
Smarujemy, sypiemy o pieczemy.
A upieczone wyglądaja tak:
Na zdjęcie załapały się akurat najmniejsze bułeczki, bo reszta została zjedzona do śniadania - uszykowaąłm sobie w koszyku bułeczki, poleciałam po telefon, a jak wróciłam to się już rodzinka rozsiadła z bułeczkami, pokrojone i smarują je masełkiem...
A jeszcze pokażę Wam klipsy, którymi spinam worki foliowe w których przechowuję bułeczki. Klipsy są lepsze od gumek, bo przede wszystkim są łatwe do odpinania, nie trzeba mocno zawijać gumki, żeby się powietrze nie dostawało, tylko wystarczy je zapiąć. Klipsy idealnie się sprawdzają również do zapinania mrozonek - jesli mamy w zamrażarce np groszek, natke pietruszki czy owoce, czyli duże worki, które dość często otwieramy i zamykamy - klipsy są najlepsze. Nie mam pojęcia gdzie w Polsce można znaleźć takie klipsy, może w Ikea, może w internecie, nie mam pojęcia. Fakt, że po długim użytkowaniu, klipsy się zużywają, nie sa tak szczelne po zamknieciu, ale wtedy te klipsy używam do różnych drobnych rzeczy, które pakuję do worków, np do świeczek, które trzymam w woreczkach, żeby się nie kruszyły i nie rysowały.
Klipsy jak widać są małe i długie i bardzo kolorowe :) Jeden zielony klips jest już zużyty, co widać bo się nie składa :)
A teraz zapraszam z kuchni do ogrodu :)
To był pracowity weekend. Dużo drobnych prac do wykonania, do tego kupilismy jeż pierwsze 10 m drewna na przyszłą zimę i wciąż nie mogę uwierzyć, że w dwa dni udało nam się pociąć je w mniejsze bale i przewieźć część spod domu na ogród.
Ja się zabrałam za pielenie i rozsadzanie roślinek w kołach wokół tarasu i "przygotowałam" kolejną rabatkę - wykopałam wszystkie rośliny, przekopałam ziemię, położyłam włókninę i musiałam reszte prac odłożyć na dziś - rośliny schowałam do skrzynek, przykryłam szczelnie włókniną i mam nadzieję, że nic im się nie stanie - to są rośliny skalniakowe, więc myślę, że nic im nie będzie.
Rabatka wygląda o tak:

Jak widać, strasznie się odcinają pozostałe rabatki... są one gęsto zarośnięte roślinami płożącymi, a niestety dostała mi się tam trawa końska... Nie do wypielenia, bo wyrywam z korzeniami rośliny... Zaplanowałam że ta rabatka będzie miała więcej kolorowych kwiatów, na dzień dzisiejszy mam tylko lawendę do zasadzenia, bo resztę moge wysadzić dopiero w maju. 
Muszę zrobić zdjęcie moich fuksji. Bo nie wiem co z nimi teraz zrobić - pięknie przezimowały, ale strasznie urosły i maja takie wąsy i nie wiem czy obciąć, czy mogę je ułożyć na stelażu do pięcia? Lecę zrobić zdjęcia i mam nadzieję, że i tym razem będę mogła liczyć na Waszą pomoc :) Bo nigdzie nie znalazłam informacji co z nimi zrobić...
To ja uciekam! Pozdrawiam serdecznie!!!

18 kwietnia 2013

Szydełkowe kapcie i trochę ogrodu.

Kapcie robiłam i robiłam, końca nie było widać. I bynajmniej nie chodzi tu o część szydełkową, a o przyszycie skóry na podeszwy... Wreszcie po zszyciu jednego kapcia, zbuntowałam się i do pozostałych trzech kapci zatrudniłam męża. Zszywał je chyba ze trzy tygodnie. Na szczęście już po wszystkim :) Już są :) I już są używane - kapcie służą chłopcom jako kapcie po kąpieli. Kapci jest sztuk 4 czyli dla dwóch chłopców po parze :) Na zdjęciu tylko jedna, bo jedno dziecko akurat miałam w domu, ale papcie są identyczne, więc nawet nie ma sensu ich fotografować.


Wczoraj był piękny i ciepły dzień. Potańcowałam na drabinie, okna umyłam, jedno mi zostało, a dziś... ledwo wchodze po schodach, a co mówić o drabinie... trochę zrobiłam w szklarni, zostało tylko zamieść dróżkę i czekamy na pomidory.
Teraz szkalarnia wygląda tak:
W skrzynkach juz widać spore aksamitki :) 
Wczoraj na krzewach i drzewach zaczęło się zielenić :) Mój agrest wygląda o tak:
A po południu żonkile zaczęły się wykluwać :)
To już wszystko. Życzę Wam udanego weekendu, ciepłego i miło spędzonego :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje za odwiedziny!

17 kwietnia 2013

Bułeczki, bagietki, czyli domowe pieczywo - najlepsze na świecie!

Piękna pogoda! Dziś przed 7 rano, wypatrzyłam na żywopłocie pierwsze zielone pączki! Już prawie, prawie... i listki się otworzą! Już takie popekane są, widać pomarszczone listki! Zaraz uciekam do ogrodu:) Ale najpierw coś napiszę.
Zacznę od bagietek. Otóż ten przepis na bagietki był jednym z pierwszych przepisów na domowe pieczywo. Niestety wtedy brakowało mi umiejetności, może wyczucia, bo bagietki niedość, że się rozlały, to jeszcze nie urosły, tylko troche, ale i tak wcinaliśmy je aż się uszy trzęsły.

Tym razem wyszły idealne. 
 Nie nacinałam ich, bo bałam się że opadną. Jakieś blade zdjęcia mi wychodzą... Minus bagietek - najlepsze są bardzo świeże, wręcz jeszcze lekko ciepłe. Z godziny na godzinę tracą świeżość. Nie próbowałam trzymać uformowanych bagietek w lodówce na drugie rośnięcie, żeby upiec np rano, więc nie wiem  jak się zachowują. (o tym procederze napiszę jaśniej przy bułeczkach niżej). 
Przepis na bagietki znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/bagietki.
Drugi wypiek to pszenne ślimaczki - ciekawe urozmaicenie śniadania zwłaszcza dla dzieci. Pięknie wyrastają, są puchate i miekkie.
Przepis znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/pszenne-buleczki---slimaczki.
A teraz podsumowanie ślimaczków: są naprawdę dobre, wciąż miękkie i nie gumowate następnego dnia!, Formując ślimaczki, rozdzielam je na dwie blaszki, na jednej blaszce 6 slimaczków, na drugiej 6 slimaczków (mi taki rozdział pasuje, ale każdy może je sobie rozdzielać jak chce, nawet na 4 blaszki, po 3 szt :)). Jedna blachę przykrywam ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia w ciepłe miejsce - postępuję jak w przepisie, a drugą blaszkę zawijam szczelnie folią spożywczą - bardzo szczelnie, bo do środka nie może dostawać się powietrze - żeby bułki nie wyschły. Ja używam blaszek do ciast, dzięki wysokim brzegom folia nie przykleja się do bułek. Tak zabezpieczone bułki chowam do lodówki, na "drugie rośnięcie" - czasem robie bułki w sobote rano i trzymam je w lodówce aż do niedzielnego poranka. Jeśli chcemy mieć na śniadanie cieplutkie bułeczki, należy wstać jakieś 30 - 45 min przed domownikami, przeciąć ostrożnie folię (ja raz lekko pomiażdżyłam bułeczki...), wyjąć bułeczki i dalej wg przepisu: smarujemy, sypiemy i do piekarnika. Po upieczeniu na kratkę, przestudzić (ja sie czasem posiłkuję otwartym oknem) i na stół - rodzina padnie z wrażenia! Co zauważyłam, to bułki "po lodówce" są duzo lepiej wyrosniete, ale tez nie przerośnięte. Jest jeszcze jeden sposób na przetrzymywanie ciasta drożdżowego przed pieczeniem - wyrabiamy ciasto, część którą potrzebujemy chowamy do lodówki w misce, szczelnie zakrywamy folią, kiedy potrzebujemy bułeczek należy wyjąć ciasto, uformować bułeczki i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na czas ok 30 min do 1 godz. i dopiero po tym czasie pieczemy (więc korzystając z tego sposobu rano trzeba by było wstac jakieś 2 godz wczesniej). 
Trzecie bułeczki to bułeczki fantazyjne. Ich magia polega na ciekawych kształtach i różnych ziarenkach, a co za tym idzie dzieci miały radochę w wybieraniu bułeczek :) 
Przepis na bułeczki fantazyjne jest tu: http://www.mojewypieki.com/przepis/fantazyjne-buleczki. Te bułeczki również ładnie się zachowują "po lodówce". Długo zachowują świeżość, również na drugi dzień, ale nie więcej niż 24 godziny (upieczone wieczorem są świeże na drugi dzień ale wieczorem już nie). Są smaczne i puszyste.
Następnym razem, gdy będzie post o pieczywie, napiszę o przechowywaniu pieczywa (spotkałam się z opinią, że takiego pieczywa nie da się przechowywać, bo wysycha i należy je zjeść zaraz po upieczeniu), ale muszę zrobić zdjęcie klipsów, których używam.
To tyle w temacie pieczenia :)
Mam nadzieję, że Was zainspirowałam i pokusicie się o własne pieczywo :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę smacznego!!!

16 kwietnia 2013

Wygrane Candy i różności ogrodowe.

Nigdy nie miałam "tego czegoś" (chęci, zapału, umiejętności, cierpliwości?) do wszelkiego lepienia. Po Plastusiu w podstawówce, kilku próbach na modelinie, które się spiekły w piekarniku..., a te utwardzane w gorącej wodzie straciły kolor..., machnęłam z masy solnej postaci do szopki bożonarodzeniowej i na tym koniec, jakoś mi nie pasuje ta technika, może ze względu na niedość dobre i irytujące mnie materiały - masa solna mogła byc lepiej rozrobiona, modelina lepsza... moze jakąś glinkę wypróbuję? Zwłaszcza, że mam zamówienie, bo Julia zaczęła się fascynować lepieniem - oczywiście po odkryciu zawartości przesyłki... Nawet ulepiła dwa małe cudaczki :)

A wracając do przesyłki - wygrałam candy u Nastole (http://na-stole-cos-z-niczego.blogspot.dk/). 
Dostałam ślicznego Aniołka - takiego jak sobie wypatrzyłam :) 
Cudny prawda? A jakie ma rzeźbienia na skrzydłach!
W paczuszce były też herbatki i karteczka :)
Dziękuję bardzo!!!
I jeszcze trochę zdjęć ogrodowych.
Ślicznie wymyta szklarnia:
Nie patrzcie na bałagan wokół... Ale szklarnia czyściutka, aż blask po oczach bije! Jak już pisałam w zeszłym tygodniu, nawet ptaszek się o nią zabił. Małżonek oczywiście myślał, żeby zrobic to łatwiejszym sposobem, czyli spryskać płynem, szczotką rozprowadzić i myjką zmyć. A ja gąbką, szczotką i ściereczkami pucowałam... Ale nie sama, bo z Julią - dzielnie mi pomagała!
I moja pierwsza wypielęgnowana rabatka - Przekopałam, wykopałam wszystkie cebulki (a nawet troche więcej - bo się rozmnożyły), mojego wielkiego kwiata co jak mak wyglada przesadziłam gdzie indziej i zrobiłam sobie rabate "cebulową". Całość wyłożyłam mikrofibrą, jak widać białą... bo kupiliśmy białą z innym przeznaczeniam :) Porobiłam nacięcia, w dziury nasadziłam cebulki, całość wysypałam korą. Trochę się martwiłam, czy mi nie zmarzną liście, bo już dość spore liście z cebulek wyrastały, a niektóre coś płytko się zasadziły, albo niechcący ziemie odgarnęłam układając korę. Ale kwiatki dają radę, coraz większe pączki się pojawiają, już czekam na pierwsze kwitnienia, bo już lada chwila... Rabatka generalnie ma kwitnąć najpierw żonkile, narcyzy, hiacynty, potem tulipany, na koniec dalie, a gdy już zetnę liscie np po hiacyntach w dziury wsadzę np bratki, albo aksamitki.
Oczywiście wokół jest jeszcze straszny bałagan, ale pogoda coraz lepsza, trawa już się zieleni :) A w nocy - kładę się spać 10 stopni w plusie, budzę się rano i nadal 10 stopni! - no dziś rano to zimno było tylko 6 stopni. W dzień cudnie ciepło i słonecznie. Dlatego uciekam, do ogrodu :) 
Pozdrawiam Was serdecznie!!!

11 kwietnia 2013

Słodkości i zieloności.

Dziś post "nie robótkowy", choć z niezłym dokonaniem w innej dziedzinie :). Miałyby dziś być zdjęcia ogrodowe, ale aplikacja na telefonie się aktualizuje i nie mogę zrzucić zdjęć, a czasu później nie będę miała, więc zdjęcia ogrodowe w przyszłym tygodniu. Trochę już w ogrodzie zrobione, krzewy przycięte, rabatka z cebulkowymi roślinami  wysprzątana, mikrofibra na chwasty wyłożona, kora wysypana, no to jakieś 1/6 rabatek zrobiona... co prawda liczyłam, że zdążę przed deszczem - bo po deszczu jak wszystko ruszy, zazieleni się i usuwanie zeszłorocznych niedobitków chwastów nie będzie łatwe, ale trzeba było jeszcze szklarnię umyć i tu zdążyć przed słońcem, co by się nie uprażyć. Szklarnię umyłam razem z Julką - pomocnica niezastąpiona - Ona lała wodą z płynem, a ja pucowałam. Kilka godzin to trwało, trochę nas przygrzało wewnątrz, ale dałyśmy radę. No cóż... tak idealnie wymyłyśmy szklarnię, że wczoraj sikorka się o nią zabiła, na szybie został ślad i trochę puchu, a sikorka na dole... Od wczoraj pogoda niezbyt ciekawa, a dziś pada od świtu. Ale to dobrze, bo nastepny tydzień ma być słoneczny, więc się zazieleni :)
Tymczasem ja mam w domu "wielkanocną choinkę", czyli kawał brzozy :) W czasie Wielkanocy na brzozie wisiały jajka, ale wtedy nie było jeszcze listków... a tydzień czasu w wodzie stała! Jajka zdjęłam zaraz po świętach i brzoza się zazieleniła :) 
Zdjęcia zrobione zaraz po świętach :)

Teraz będzie o słodkościach :) Ostatnio dość często coś piekę, jak nie bułki, to ciasta, ciastka, babeczki, muffinki... ale ciężko mi nadążyć z robieniem zdjęć... bo zrobię i zaraz zabieram się za coś innego, a później to nie pamiętam o zdjęciach. Tym razem to co robiłam, było tak cudne i tak fascynujące, że musiałam to uwiecznić. To byly muffinki Hit- hat cupcakes (przepis tu: http://www.mojewypieki.com/przepis/babeczki-z-piankowymi-kapeluszami-hi-hat-cupcakes).
Ale pokolei. Najpierw wzniosę zachwyty pod adresem samych muffinek - cudowny smak, niesamowicie puszyste, delikatne. A pianka... zabierałam się za te babeczki od dawna, aż stwierdziłam, że spróbuję... i się udało. Pianka wyszła cudowna, jak ta którą pamiętam z "zimnych lodów". Niesamowite! Polewa, o dziwo pianka się nie odrywała od muffinki!, o idealnej konsystensji, pięknie zastygła i co tu dużo pisać! Jesteśmy nimi zauroczeni. Choć słodkie jak nie wiem, rodzina była zachwycona! A nadmiar polewy czekoladowej trzymam w kubku w lodówce i używam jako polewy na ciasta (jak wczoraj np), podgrzewam w mikrofalówce w najniższej temperaturze przez kilka minut, ze środka wylewam ile potrzebuję, a reszta do lodówki :) 
Czas na muffinki:

Zdjęcie samej muffinki coś niewyraźne, ale spieszyłam się, bo znikały w tempie zastraszającym :) 
Na dziś tyle. Pozdrawiam wszystkich, którzy mnie odwiedzają i dziękuję za komentarze!!!

09 kwietnia 2013

Skarpetki.

Kolejne i nie ostatnie skarpetki w tym miesiącu. Mam jeszcze jedne, już zrobione, co prawda nie moge pochować nitek, bo nie wiem czy dobry rozmiar, więc jakby pruć trzeba..., ale są... "potwory". 

Dziś tematem są skarpetki dla Julki, do kaloszy :) 
Sobie wymyśliłam dwukolorowe :)
Miałybyć z warkoczem, ale mi się wzór ni jak nie mieścił na skarpetce, zmniejszałam i musiałabym z trzech warkoczy zrobić jeden... a tak to ja nie chciałam.
A mnie znów mało będzie w "tym" świecie, ale powód jest o wiele przyjemniejszy niż nadmiar pracy, otóż pogoda... jest cudowna, idealna do prac w ogrodzie. Już właściwie od świąt szalejemy w ogrodzie, każdą wolną chwilę, teraz to ja wręcz się muszę spieszyć, póki za ciepło nie jest, bo właśnie szklarnie doprowadzam do ładu :) 
To ja uciekam!
Pa, pa i miłego dnia życzę!

04 kwietnia 2013

Wspomnienie Świąt Wielkiej Nocy.

Pokażę Wam dziś jak to było u Nas w czasie Wielkiej Nocy. Zacznę od Grudnia, który nie zakwitł na Boże Narodzenie, nie wiedziałam czemu, a teraz już wiem... Śnieg za oknem, grudzień kwitnie, tylko te kurczaki coś nie pasowały :)

A takie kurczaki robili Chłopcy w przedszkolu, na drucikach przyklejali kawałki gipsowego materiału (nie mam pojęcia jak to się nazywa - wygląda jak bandaż z gipsem ). 
Teraz kolej na moją dumę wielkanocną - zakwas na żurek :) Z mąki pełnoziarnistej żytniej.



Tak ciekawie wygladał ten zakwas jak się rozwarstwił i opadały ziarenka, że nie mogłam się powstrzymać i narobiłam masę zdjęć :)
Wielkanocne babeczki - to miks dwóch przepisów. Ciasto na babeczki:http://www.mojewypieki.com/przepis/tartaletki-z-mango,-bita-smietana-i-beza, a krem maślany na bezie szwajcarskiej (bajecznie prosty!!!) o tu: http://www.mojewypieki.com/przepis/babeczki-malinowe-z-kremem-malinowym


Ja do babeczke wciskałam krem, a dzieci winogrona i jajeczka i całą resztę. Szkoda, że nie chciały mnie słuchać i winogrona wciskały dziurkami po ogonkach do góry, ale co tam, dla nich ważne było, by były słodkie :)
A teraz zmagania mojej pomocnicy :) Strasznie dużo mi pomaga w kuchni. Tu kilka zdjęć z akcji krojenia na sałatkę jarzynową :)



Tylko ziemniaki jej nie pasowały, bo klejące były :)
To tyle z cyklu wspomnień. A teraz czas na przestrogę!
To może osoby wrażliwe niech nie patrzą.
Otóż jestem z tych osób, które do wszelkiego sprzątania i używania płynów chemicznych używają rękawiczek... nawet do mycia okien, nawet ziemniaki obieram w rekawiczkch - nie chodzi mi o to, że się ciężko potem domywają, ale o to, że zaraz mam jakieś przygody - a to mi opuszki pękają, a to skóra robi się szorstka i powstaja ranki... no dość wrażliwe takie te dłonie mam. I z tej mądrości, a bo tylko chwilę, raz przetrzeć, płynem alkaicznym (a z czym wam się kojaży to słowo? mi z bateriami, czyli z jakimś tam kwasem - chemikiem nie trzeba być, by brzmiało to groźnie )... i tak kapkę do wody wlałam, zamoczyłam gąbkę... oj coś mnie szczypie dłoń... 
No, wyżarło mi skórę. Brawo! Trzeba być wybitnym...
A żebym to ja pierwszy raz używała tego płynu...  I tak na przestroge, dla tych co myślą że rękawiczki to dla wrażliwych - moja skóra kiedyś taka nie była i myślę, że ją uwrażliwilam nie używaniem rękawiczek.
Zbliżeń nie pokażę, to zdjęcie wygląda naprawdę "lajtowo". 
Dziękuję za chwilę uwagi :) Za komentarze pod poprzednim postem i odwiedziny  :)
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!

02 kwietnia 2013

Torebeczka dla Panienki.

Najpierw bedzie o torebeczce, a potem ... ponarzekam na brak czasu.

W zeszłym roku dla Julki koleżanek z klasy (sztuk aż 10), robiłam szkatułki i komódki decu. No może nie dla wszystkich bo z tego co pamiętam to dwie koleżanki dostały perfumiki - z tego jedna już zaznaczyła, że na kolejne urodziny chce komódkę :). Koleżanki obdarowane, a ja musiałam cos wymyślić na prezenty w tym roku. Padło na torebki, kolorowe z elementów, właściwie to wykorzystanie resztek a z pożytkiem :) 
Już teraz kończę kolejną torebkę :), lepiej żebym miała jedną torebkę zapasu :) 
Tyle o przyszłości, a teraz czas na torebkę dla Nikoline.

Torebeczka spodobała się bardzo, usłyszałam budujące słowa zachwytu od rodziców Nikoline, a Julia z dumą opowiadała o tym jakie przerażenie w oczach mają jej koleżanki i ich rodzice gdy mówi im, że szkatułki decu czy torebkę szydelkową robiłam ja. Aż się człowiekowi miło robi.
Tyle o torebce, teraz czas na kilka słów o przeszłości... Otóż nie było mnie i to długo, strasznie mnie to męczyło, ale nawet jakbym chciała, napisać cokolwiek, to najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu. Niedość że dużo pracy miałam, to jeszcze się pochorowałam i skończyło się na antybiotyku... Od poniedziałku przed świętami mieliśmy ferie, a w tym roku wyjątkowo, nie od czwartku, ale właśnie od poniedziałku feria miał nawet mój mąż, więc kocioł był nie do ogarnięcia... Dobrze, że od piatku pogoda się zaczęła poprawiać i dzieci mogły się pobawić na ogrodzie. A wczoraj... piekna pogoda, byliśmy na spacerze i aż żal było wracać, ale musiałam, bo chleb rósł... Ale za to przez następne dwie godziny szalałam w ogrodzie, pograbiłam liście, ogarnęłam rabatę z cebulkami :) Tego mi było trzeba :) 
Chciałam Wam coś jeszcze pokazać, ale nie wiem czy to nie jest zbyt drastyczne, to tak ku przestrodze miało być, ale to może następnym razem. 
I jeszcze tak na koniec, chcę serdecznie podziękować za życzenia świąteczne jakie otrzymałam od Jomo, Agnieszki, Na-stole, Insomni i Gugi. A ja tak poświetach, ale szczerze, chcę Wam życzyć by Zmartwychwstały Chrystus pozostał w Waszych sercach z tą wielką mocą, która pozwala nam przezwyciężać trudy codzienności. 
To tyle na dziś, pewnie nie prędko wrócę w pełnym wymiarze do blogowego świata, podgladam co jakiś czas co tworzycie, o czym piszecie (a i wspomne tu, niestey nie w komentarzu, ale dobre i to - jestem zachwycona i pelna podziwu dla Anstahe za jej pierwszą szydelkową robótkę!!!). I łączę się z Wami w nawoływaniu pogody bardziej wiosennej. Ja generalnie nie narzekam na pogodę, zima ma prawo być jeszcze w kwietniu, a przedwiośnie to ja już czuję i słyszę od marca, a śnieg jakoś mnie nie przerażał, ale w tym roku to już nawet moje kurtki zimowe zapinać sie już nie chcą! Więc lepiej żeby za zimno już nie bylo... A dokłanie 2 kwietnia 2003 roku w moim rodzinnym mieście było śniegu po kolana. 
Dobra, bo się zagadałam :) Zmykam posprzatać i może się uda wyskoczyć do ogrodu :)
Pozdrawiam!!!