Translate

21 lipca 2013

Skrzynka decu.

Cóż... Nie ma mnie w blogowym świecie... przeglądam tylko co nowego u Was i tylko na tyle starcza mi czasu. Wakacje pełna parą! Ciągle coś robimy, a jak nie robimy to się pluskamy, wylegujemy, ogniskujemy i późno chodzimy spać. Właśnie dziś udało mi się jakoś wcześniej wstać i po zrobieniu wszystkiego co sobie zaplanowałam, zaoszczędzony czas przeznaczam na skrobnięcie czegoś :) Relację wakacyjną przygotuję, ale to za jakiś czas, bo przyszły tydzień bardzo napięty grafik mamy :) A i pogoda nas rozpieszcza i jak nigdzie nie wyjeżdżamy to i tak wyjeżdżamy nad morze, choc na godzinę, dwie, albo pluskamy się w basenie :) Mam też trochę czasu na robótki :) Ale o tym w swoim czasie:)
Pokażę Wam dziś skrzyneczke, którą zrobiłam ju jakiś czas temu. Drewniana skrzynka po zestawie sztućców, trochę postarzona, ale średnio mi sie podoba. Bo widać strasznie mazy pędzla... nie umiem jeszcze malować po tym preparacie do spękań.


 A co w niej trzymam? Podręczne zestawy podkładek i małych serwetek na stół. A i nawet serwetnik sie zmieści jak mi do wystroju nie pasuje, to go mogę tam schować :)
To wszystko na dziś.

Życzę Wam bardzo miłego dnia!
Pozdrawiam!!!

12 lipca 2013

Czekoladowy torcik na weekend.

Potrzebujecie czegoś czekoladowego, ale nie tak zwyczajnie czekoladowego, czegoś delikatnego, kremowego, z owocami lata... To spróbujcie ten torcik! Przepis jest tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/torcik-czekoladowy-z-owocami-lata.

Torcik jest pyszny, prosty i to jeden z tych torcików, który nie wymaga szpryc, wycinarek do ozdób, umiejętności, barwników itp., a i tak po "ozdobieniu" - wysypaniu okruchów na górę - wygląda pysznie i idealnie. Czasem taki artystyczny nieład jest bardzo apetyczny i wygląda lepiej niż taki wypicowany tort pokryty masą - nie żebym takich sama nie robiła :) Ale na lato, takie okruszki ciasta jako ozdoba, cieknąca frużelina po białym kremie... Tort jest naprawde prosty i szybki w wykonaniu - polecam wypróbować!
Gdzieś zgubiłam zdjęcie z przekroju... Frużelinę zrobiłam z truskawek, porzeczek czerwonych i borówek.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu!

11 lipca 2013

Obrazki w stylu Shabby chic.

Shabby chic to... i tu mam problem, bo to nie tylko technika postarzania mebli przez ścieranie warstwy białej farby, by było widac czarną pod spodem, to cały wachlarz technik postarzania, ale też wystroju wnętrz. Shabby chic to rustykalny styl z postarzaniem, koronkami, różami, haftami, bielą i jasnym różem. To tak w skrócie.
Postarzanie w stylu schabby chic jest rozciągnięte w możliwościach - można bowiem przecierać, malować i ścierac, postarzać preparatami, niedomalować, pościerać itp. I teraz postaram się złożyć poprawnie zdanie: zrobiłam dwie ramki techniką postarzania w stylu shabby chic. Spodobała mi sie ta technika postarzania. Oczywiscie mądra to ja jestem bardzo i zamiast poczytać jak to zrobić żeby czarny wyszedł spod białego ścierając papierem ściernym... stwierdziłam, że przecież to proste i pomalowałam czarną farbą, później białą i ... cos słabo się ścierało... znaczy za mocno jak docisnełam, za słabo jak nie dociskałam. To ruszyłam  po wiedzę do internetu i się dowiedziałam, że powinnam świeczką przetrzeć miejsca w których chcę uzyskać przetarcia... Kolejną pracę którą właśnie męczę... (maluję i maluję, po warstwie dziennie), robię już tak jak powinno być.
Rameczki miały kolor straszny... jakiś taki... jak lamperia na dworcach kolejowych w czasach mojej młodości... wręcz sraczkowaty, jakiś taki ni to kawa z mlekiem, ni to brązowo żółty. Pod spodem odkryłam warstwę różowej farby i tony silikonu, którym przyklejono szybki... Poodklejałam, pomalowałam, pozaklejałam i są :)


Ale żeby technice schabby chic smutno nie było i tak na debiut żeby sama nie występowała dołożyłam do tego decu różyczki :) To co jest wewnątrz ramek - tak już było i nie ruszałam nic. To obrazki dla Julki, a że u niej dużo różyczek to wszystko pasuje :) 
Musze jeszcze poruszyc sprawę wielu pochwał i zdziwienia że tak szybko zrobiłam pled. Otóż:
po pierwsze, to jeden z najprostszych elementów do dziergania;
po drugie robiłam szydełkiem nr 4, to też się szybko dzierga i robotka rośnie dość szybko;
po trzecie sa wakacje - więcej czasu na przyjemności, Julka uczy się szydełkować, więc siadałam obok niej i kilka godzin w ciągu dnia dłubałyśmy;
po czwarte - organizacja - otóż pierwsze dwa okrążenia robiłam w kuchni - jedna taka część elementu zajmowała mi 4-5 min., w kuchni często stoi się i czeka. Co już zrobiłam, zanosiłam do pokoju, gdzie robiłam kolejne dwa okrążenia, a ostatnie dwa okrążenia a co za tym idzie łączenie elementów odbywało się w ogrodzie - dzieci do basenu, a ja dziergałam - z miejsca ruszyć się nie można jak dzieci się kapią, więc czasu miałam sporo, któregoś dnia produkcję elementów przeniosłam na ogród, bo łączenie elementów koca w taki upał było dość gorącym zajęciem i łączyłam tylki wieczorami. Najdłuższe było chyba obrabianie, to zajęło mi aż dwa wieczorki. 
Meczę też narzutę z elementów... małych elementów... idzie jak krew z nosa i nie wiem, czy to będę robiła dalej, czy spruję... nie idzie i tyle.
W przyszłym tygodniu zaczynamy wakacje pełna parą (teraz tylko ja i Julka się "wakacjujemy", potem przez trzy tygodnie - calorodzinnie), więc pewnie nie znajdę aż tyle czasu na blogowanie. Zobaczymy jeszcze jak to będzie.


Pozdrawiam serdecznie!!! 

10 lipca 2013

Kwadratowy pled.

Od dawna zamierzam się do zrobienia jakiegoś fajnego i dużego koca. Już wiem jakie kolory mają być, jaki wzór, wiem jakią kupię włóczkę, ale jakoś kiedy trzeba sobie przypomnieć o zakupie włóczki na pled to przypomina mi sie tysiąc innych rzeczy i tak mi schodzi z tym pledem już chyba dobry rok... ale teraz mam zamiar wybrać się specjalnie po włóczkę. Najpierw muszę zrobić to co mam chwilowo w głowie, ale taki pledzik... powstanie, powstanie... Tym czasem, sprzatając w kłębkach włóczek trafiłam na wielką kulę białego akrylu, równie wielką kulę kremowej wełny i ecru chustę z akrylu do sprócia. Zważyłam kłębuszki, ułożyłam kolorystycznie i wydziergałam. Początkowo miało być 60 kwadratów, ale w trakcie robienia dorabiałam kolejne i tak celując by włóczki starczyło wyszło  64. Włóczkę wyrobiłam prawie do końca, został maleńki kłębuszek ecru akrylu i może ze 2 m białego. Ponieważ wełny miałam najwięcej to jeszcze zrobiłam 5 rzędów wokół na zakończenie i jeszcze starczyło na obrobienie - już bez żadnych farbanek, bo tyle nie miałam... zabrakło dosłownie na dwa oczka, sprułam kawałek i robiłam trochę ciaśniej i jakoś się zmieściłam :) 

Finalnie koc ma 130x130. I jest nie za ciepły, nie za chłodny i bardzo przyjemny, mimo tej wełny, kóra nie należy do najprzyjemniejszych.



Fajnie się dzierga taki pled. Dość szybko mi poszło, myślałam, że zajmie mi to minimum jakieś 2 tyg, a uwinęłam się w tydzień. 
Zmykam zacząć dobrze dzień :) Może od czekoladowych muffinek :)
Pozdrawiam i dziekuję że ze mną jesteście :)

09 lipca 2013

Cytrynowe ciasto drożdżowe do odrywania.

Potrzebujecie czegoś pożywnego, przyjemnego do jedzenia w letnie upalne dni, czegoś orzeźwiającego? To ta drożdżówka jest idealna - a nawet nie trzzeba jej kroić! Bo robimy to przed pieczeniem :)
Przepis na drożdżówkę znajdziecie tutaj: http://www.mojewypieki.com/przepis/drozdzowe-ciasto-cytrynowe-do-odrywania. Zmieniłam jednak coś: cytrynową posypkę zamienilam na nadzienie maślano cytrynowe - cukier, sok z cytryny i rozpuszczone masło, ale nie dużo masła, tyle tylko by powstała bardzo gęsta papka (dodałam masła na oko, myślę że było to ok 20 g, ale wlewać powoli i mieszając sprawdzac konsystencję). Musi powstać gęsta papka, bo inaczej nadzienie wypłynie dołem. Polecam również nie skracać czasu pieczenia, a jedynie przykryć folia aluminiową ciasto, bo może się spiekać od góry.
Przepraszam za bardzo sloneczne zdjęcia, ale byłaa to już druga taka drożdżówka jaką zrobiłam, a że pierwszej nie zdążyłam zrobić zdjęć, to z tą drożdżówką nie czekałam już do wieczora na zdjęcia.

Na polu robótkowym... właśnie skończyłam pewien duży projekt - jutro pokażę Wam owoc mojej pracy :)

I jeszcze zaakcentuję moją niebywałą zdolność opalania się. Otóż nie lubię się opalać, jeszcze leżąc na leżaczku z szydełkiem czy czytadłem, tak żeby się nogi opaliły trochę to tak (stosując się do zaleceń lekarskich, warto bym czasem wystawiła się na słońce, tak typowo opalając się, ale oczywiście bez przesady). W weekend wystawiłam przód na słoneczko, no ładnie, ju taka blada nie jestem i skóra nie wydaje się taka cienka, wręcz przezroczysta - ale jakoś opalanie tyłu nie napawało mnie radością - leżeć i nic nie robić... nie lubię tak czytać, bo mi kartki odbijają światło i oczy bolą - i jak tu się zmobilizować, jak zawsze mam coś lepszego do zrobienia - a no tak: wczoraj nie miałam prądu przez godzinę... To się położyłam i leżałam i leżałam, nie godzinę, bo i tak już się zmęczyłam jak nie wiem, ale dwa razy po 20 min, z dużą przerwą pomiędzy i smarowaniem najpierw filtrem 15, na drugie 20 min filtrem 30 i co? Jakby byo Euro, albo olimpiada, to mogłabym półdupkami kibicować... pięknie sie opaliłam na czerwono... a najśliczniej to się odbiła farbanka od bikini i mam na tyłku falę :) Nie szczypie, nie swędzi, nie boli, dobrze że to tylko kolor a nie efekt spalenia :) Ale ja już tak mam i nic na to nie poradzę. Kiedyś wysmarowałam się filtrem 50 i nad morzem przez 30 min tak się spaliłam, że aż mi bąble wyszły - nawet na uszach. Pewnie wpływ na to szybkie spalanie sie ma również to że w Danii słońce jest niżej niż w Polsce i pod innym kątem - w połunie nie mamy słońca w zenicie, a lekko na południu. Jako dziecko opalałam się na czekoladę, a teraz na malinkę :0 I to smaczne i to smaczne, ale chociaż skóra nabrała koloru, ale i polepszyła się w dotyku - a dla osób które mają bardzo suchą, podrażnioną i problematyczną skórę polecam poczytać o siemieniu lnianym i jego szerokim zastosowaniu w kosmetyce domowej. 
Zmykam robić zdjęcia póki słońce mi na to pozwala.
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!

08 lipca 2013

Różowa torebeczka.

Torebeczka powstała jeszcze w czerwcu i była prezentem urodzinowym dla Julii koleżanki - Frederike. 

Nie ma co dużo pisać, zwłaszcza, że coś się od rana ślamazarzę i czas nieubłagalnie upływa, a dziś napiety dzień jest... I do zdjęć przechodzimy:

Zmykam!
Miłego, ciepłego, wakacyjnego dnia Wam życzę!
Pozdrawiam!!!

04 lipca 2013

Biała Pavlova - piękny i pyszny deser.

Czy słyszałyście te historie, o tym jak strasznie trudno jest przygotować bezę? Ja usłyszałam to kiedyś od mojego taty - kucharza, no co Ty, nie wyjdzie Ci - my robiliśmy kiedyś ale nie wyszło. A jak mi się powie, że nie da rady - to będę się starała tak długo, zęby pozjadam, włosy powyrywam, a zrobię. Oczywiście pierwsze pieczenie bezów nie poszło, drugie też nie bardzo, trzecie już lepiej, a potem... czasem, jak piekę trzy blaty na raz, to muszę lekko ugniatać je w piekarniku, bo tak puchną, że mi się do blachy wyżej przyklejają... Jaki jest sekret bezów? Moim zdaniem to jedna rzecz - idelane ubicie, a nie przebicie białek. Piana musi być sztywna, ale też nie może być za długo ubijana, na to nie ma rady, najlepiej sprawdzać, odwracając miskę do góry nogami. A co robię inaczej niż w przepisach? Nie dosypuje cukru malymi partiami, tylko wsypuję strumieniem do miski, cały czas miksując (bo tak szybciej) i nie używam termoobiegu, bo wydaje mi się, że szybciej się "suszy" bezę, na "góra i dół", wierzch jest chrupki, a środek ciągnący, ale też nie jest przesuszona.
Jeśli chcecie wypróbować swoje zdolności i zrobić bezę, a nigdy jej nie próbowałyście zrobić, jednak szkoda Wam (w najgorszym wypadku) "zmarnować" kilka jajek - to na to też mam sposób. Kiedy coś robimy, pieczemy, gotujemy budyń itp. zostają nam białka, dziś jedno, jutro drugie, za kilka dni kolejne. Ja mroże białka - mam plastikowy pojemnik w zamrażarce, na pokrywce nakleiłam taśmę malarską i markerem rysuję kreskę, za każdym razem gdy dolewam nowe białko. Białka rozmrażam przez noc w lodówce - bałabym się zostawić je na całą noc poza lodówką...
I czas na królową dnia - biała pavlova z bitą śmietaną i frużeliną z owoców lata. Orginalny przepis lekko zmodyfikowałam: http://www.mojewypieki.com/przepis/szwarcwaldzka-pavlova, otóż zamiast wiśni do frużeliny użyłam truskawek, borówek, porzeczek i malin i nie posypywałam góry czekoladą.

Lubie takie ciasta, desery, gdy kremy, masy i polewki niekoniecznie trzymają się swojego miejsca, gdy spływa, przenika się, a jeszcze jak te warstwy kontrastują kolarami... mmmm... 
Dziekuję za odwiedziny i komentarze! Miłego dnia życzę wszystkim :) Pozdrawiam!!!

03 lipca 2013

Chleby na zakwasach - z ziarnami.

Musze trochę urozmaicić tematykę na blogu, i dziś coś z kuchni Wam pokażę:)
Zawzięcie próbuję swoich sił w pieczeniu chlebów na zakwasie. Moje wnioski po wypróbowaniu kilku przepisów i wyjęciu z piekarnika dwóch bochenków którymi można by było zabić..., stwierdzam, że mam już kilka ulubionych przepisów, najlepsze chleby wychodzą mi jednak z dodatkiem drożdży, niewielkim, ale zawsze (chociaż 1/4 łyżeczki - chyba do przepisów bez drożdży sama będę je dosypywała), po drugie, jednak zakwas pszenny lepszy mi wyszedł, chleby na nim wychodzą fantastyczne, a na żytnim tylko te z drożdżami - nie będę już robiła zakwasu żytniego, tylko pszenny, może zrobię z mąki pszennej pełnoziarnistej, ale już nigdy z żytniej pełnoziarnistej...
Dzisiaj pokażę Wam dwa chleby, które zrobiłam jako pierwsze - niesamowicie dobre chleby...
Pierwszy to chleb wieloziarnisty chleb na zakwasie, przpis: http://www.mojewypieki.com/przepis/wieloziarnisty-chleb-na-zakwasie.
Bardzo dobry chleb, ziarna się nie narzucają - nie są jakoś bardziej wyczuwalne, fajnie chrupie słonecznik, miło się je ten chleb. Dodam jeszcze, że ani mój mąż, ani córka nie lubią chlebów ziarnistych - a ten im smakował.
 Strukturę miąsza ma ciut poszarpaną, ale to przez niecierpliwość i niesamowity zapach - nie mogliśmy się doczekać i pokroiliśmy go jeszcze ciepłego... Ziarna jakie użyłam to siemię, słonecznik i sezam.
Drugi chleb, dostał przydomek "wciągający"... Kursowaliśmy do kuchni po kolejną "małą kromeczkę" jak małe wyścigówki. Pyszny, puszysty chleb, zdecydowanie lepszy od poprzedniego, a przez uzycie zakwasu pszennego - nie mam już drobinek z zakwasu żytniego, kolor piekny, jasny i jak widać ma śliczne dziury w miąszu... Przepis: http://www.mojewypieki.com/przepis/chleb-z-siemieniem-lnianym-i-slonecznikiem-na-zakwasie
Podsumowując moją pracę z zakwasem, stwierdzam, że nie taki on straszny. Jednym problemem jest to, ze żeby taki chleb przygotować nie wystarczy jak w chlebie na drożdżach, który zawsze robię - wrzucić wszystkie składniki do misy miksera, włączyć - samo się robi, po 1,5 godz. wyjąć z misy, bez wykładania na blat czy podsypywania mąką, uformować kulę w dłoniach, położyć na formie i po pół godz. do piekarnika i już. A zakwasowce, to nie tak prosto... Dzień wcześniej trzeba zacząć myśleć o tym jaki chleb chcemy zrobić - zakwas po wyjęciu z lodówki potrzebuje 3 godzin na ocieplenie, potem 3 godziny po dokarmieniu, wtedy możemy zrobić zaczyn, który musi odczekać 12-16 godzin... więc jak w południe wyciągnę zakwas, to dopiero na drugi dzień wieczorem mamy chlebek. Ale tak szczerze, to warto pomęczyć się z zakwasem, dla tak pysznych chlebów.
To wszystko na dziś, zmykam, bo starsznie dużo na głowie mam dziś.
Pozdrawiam!!!

02 lipca 2013

Ciekawa donica.

Kupiłam sobie taką ciekawa donice na stół tarasowy - jak zobaczyłam te dziurki na roślinki to już miałam wizję co zasadzę, choć teraz wszystko się zmieniło, w donicy rosną fuksje, które sama wychodowałam z kawałków gałązek :) Dziurki jeszcze nie są odsadzone - musze się wybrać do centrum ogrodniczego, bo coś mi pomysłów brakuje - potrzebuję trochę pogapić się na kwiatki, to mi wizja przyjdzie :) Pewnie i tą fuksję wysadzę z tej donicy do innej :)
Donica jest kamionkowa?/gliniana?, nie była niczym lakierowana i malowana, więc mi to ułatwiło pracę - podkład malowalam na biało bardzo mokrym pędzelkiem - bardzo mi się to podoba, a co lepsze to wcale nie widać prześwitów, oczywiście jakby się przyjżeć... Dla mnie to mogłoby je troche widać :)
To już wszystko :
Pozdrawiam i dziekuję za odwiedziny!!!

01 lipca 2013

Pokrowiec na stołeczek.

Dziś zacznę od tematu poruszanego prawie przez każdego "ludzia" na ziemi: wakacje. Julia rozpoczęła wakacje w piątek, ale żeby była tym jakoś szczególnie szczęśliwa?!: "Cieszysz się że kończysz już zerówkę?", "No...", "A cieszysz się, że b edą wakacje, czy że pójdziesz do pierwszej klasy?", "Że pójdę do pierwszej klasy"... Nawet tak na wszelki wypadek przypomniała mi, że w wakacje też można chodzić do szkoły, do takiej jakby "świetlicy" - gdzie dzieci od 0 do 3 spędziają czas od 6.00 do lekcji i po lekcjach do 17.00. W wakacje i wszelkie ferie ta świetlica funkcjonuje przez cały dzień. Rozwiązanie kapitalne, ale teraz ja musze dorównać "fajności" świetlicy, by dziecko poczas wakacji było zadowolone. Chłopcy jeszcze dwa tygodnie będą w przedszkolu, bo za dwa tygodnie zaczynają się wielkie wakacje w Danii - nawet niektóre firmy będą przez dwa tygodnie zamknięte, bo w te dwa tygodnie wszyscy biorą wolne - w czasie tych dwóch tygodni zamknięta jest też świetlica w szkole i przedszkole (oczywiście zawsze w regionie jest otwarte jakieś dyżurne przedszkole i świetlica)

Wakacje się zaczęły a ja mam jakieś 45 min więcej czasu, bo nie muszę rano po odprawieniu facetów zajmować się Julką i odprowadzać ją na autobus :) I już kończę te moje wywody, bo za chwilę skończy mi się te magiczne 45 min :)
Pokrowiec na stołeczek - taki drobiazg, bo podrapany był.
Hmmm... robótkowo natopmiast... przeżyłam kryzys, zaczęłam narzutę, po 150 elementach zaczęłam ją pruć, bo mi się nie spodobała - robilam ją z kilku różnych resztkowych włóczek i to nie był dobry pomysł... więc sprółam, do dwóch rodzajów włóczki, dobrałam trzecią i robię pled, z kwadratów. To trochę potrwa... a narzuta, no cóż... czas sie wybrać na zakupy po włóczkę :)
Uciekam się wakacjować :)
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!