Translate

28 września 2012

Torba na gimnastykę.

Kiedy Julia zaczęła chodzić do szkoły stwierdziłam, że nie zmieszczą jej się trampki, ręcznik, szczotka do włosów i jeszcze oczywiście strój na gimnastykę, do powszechnych w Danii worków na gimnastykę - zmieścić, by się zmieściło, ale była by to wielka wypchana kula... A miałam taki porządny worek przygotowany - ze sznurkami zamocowanymi tak, że można go założyć jak plecak, skórzane naszywki w miejscach gdzie może się coś urwać czy przetrzeć, ale czarny był... A ja akurat kupiłam śliczny materiał z wielkim elementem z którym nie bardzo wiedziałam co zrobić, bo na ubranie nie pasuje, na poduszkę - ale Julka nie chciała poduszki. I nagle potrzeba nowej torby. Usiadłam, uszyłam - nadzwyczaj szybko i bezproblemowo mi poszło - bez przeszycia czegoś, czego nie potrzeba, bez prucia bo krzywo... I zadowolona jestem! Torba ma już prawie dwa miesiące i jest cała i zdrowa :)

Torba ma długi pasek do przełożenia przez ramię i krótkie rączki, które służą do noszenia ale też do otwierania bo w tym miejscu jest długi rzep.
Zdjęcia dość jaskrawe, ale kiedy je robiłam miałam problem z ustaleniem dobrego miejsca, bo wiało, chmury szybko się przemieszczały, raz świeciło, raz było ciemno, ostatecznie w łazience udało mi się zrobić w miarę dobre zdjęcie.
Już jutro weekend :) Życzę wszystkim udanego, ciepłego i twórczego weekendu -  dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!!!

27 września 2012

Decu doniczka - ale nie moja! A Julii :)

Moja Julka ma już swoich pierwszych wiernych fanów :) Czasem pokazuję co zrobiła, myślałam nawet o blogu dla niej - co też zaproponowała Anstahe w ostatnim komentarzu - ale to będzie myślę dobry pomysł by zachęcić dziecko do pisania po polsku, a najpierw musi się nauczyć pisać po duńsku, pozna literki, zapozna się z komputerem, to będzie mogła sama i bardziej świadomie prezentować co potrafi zmajstrować - oczywiście publikacja z pełną "maminą" moderacją :) Na razie uczy się literek a ja w domu mam zadanie - tłumaczyć, że ta literka po polsku jest tak, a ta tak - nie wiem jak Ona to załapała, że "e" to "a" a "a" to "e"?!
Potrwa to jeszcze pewnie rok, może dwa, a tym czasem Julka tworzy. Miałam obdrapaną złotą doniczkę... Oczyściłam ją, razem z Julką pomalowałyśmy - ja brzegi, Julia środek. A samo przyklejanie:
Oczywiście musiałam troszkę pomagać - ponieważ element serwetki był długi, a nie wystarczy mazać klejem, tylko trzeba prostować tą serwetkę, więc musiałam trochę pomagać. 
Doniczka już z roślinką - jeszcze małą, ale kiedyś urośnie :)
Widać , że nie jest idealnie, trochę zagięć pościerałam - pokazywałam Julce jak to robić, ale jej nie szło przecieranie, a chciałam by była to jak najbardziej jej praca własna.
Doniczka jest tylko pomalowana na biało i ma naklejony pasek serwetkowy - bez cieni i malowania kolorem - chciałam mieć doniczkę z pasem ze wzorem, taką trochę zwykłą, a dodatkowo, że to Julia robiła, to nie chciałam ingerować w tą doniczkę, a cieniowanie to dobrze jest sobie poćwiczyć na czymś niezobowiązującym :)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuje za liczne odwiedziny i komentarze. 
Miłego dnia!

25 września 2012

Duuuży stos serwetek od Aunt Ivory i zdobyta walizka.

Pewna Dobra Kobieta zaproponowała, że podzieli się ze mną serwetkami do decu. Aunt Ivory - to moja najbliższa sąsiadka :)  Strasznie miło mi się zrobiło! Tak po prostu chce się podzielić serwetkami, bez niczego w zamian - i tak coś zrobię, w wolnej chwili :) - mam nadzieję, że Ivory sama coś zaproponuje :) A już jak przesyłka dotarła to byłam zaskoczona - dotarł do mnie kartonik serwetek! A co było w środku! Za dużo szczęścia na metrze kwadratowym...
Zobaczcie same:







Ostatnia serwetka jest przecudna... Aż mi brak słów... Kilka dni przed otrzymaniem tej paczki wzdychałam do tego motywu na innym blogu i o! Ja też mam! 
Serwetek jest dużo i są piękne. Mam już kilka pomysłów co z nimi zrobię. Ale na razie to wygląda tak, że gdy chcę coś zrobić, biorę zaplanowaną serwetkę i przymierzam, biorę inną, zastanawiam się, przymierzę z 10 serwetek i odkładam bo się zdecydować nie mogę...Mam  kilka rzeczy przygotowanych do decu, już są pomalowane i czekają, mam nadzieję, że wkrótce się nimi zajmę.
Pochwalę się jeszcze zdobytą ostatnio walizką - dla Julki na jej "skarby" - czyli to wszystko co produkuje w domu i szkole - taka artystyczna walizka :)

4 września Franek i Jędrek obchodzili urodziny. Miałam przygotować ciasto do przedszkola. Ale w tym roku wyjątkowo nie miałam wizji na to jakie to miałoby być ciasto... Dzieci lubią  czekoladowe ciasta - to zrobiłam zwykły polski murzynek na dużą blachę, dzieci lubią bitą śmietanę - więc na przełożenie bita śmietana wymieszana z wiórkami czekoladowymi. A na górę? Kolorowa glazura :) Barwniki spożywcze, lukier i kolorowe groszki. Mój mąż nazwał ten tort "Zap" od popularnego karmelowego loda, a w przedszkolu stwierdzono że to tort "Tęcza". Jak zwał tak zwał. Blacha wróciła z kilkoma kawałeczkami, więc chyba smakowało :) A zobaczcie jak pięknie wyglądało:

Zrobiłam Wam smaka :)? 
Pozdrawiam serdecznie i uciekam!

24 września 2012

Dwie bluzy = cztery pary spodni.

Jak przez 7 lat można wozić ze sobą po świecie ubrania których się nie lubi i nie będzie się ich nosiło?! A no można! Mój mąż nie nosi bluz bez kapturów i nie zapinanych  - nie lubi ich i nic go do nich nie przekona. Kiedy wyprowadzał się od swoich rodziców zabrał ze sobą takie właśnie bluzy "przez głowę" - a bo się może przydadzą, do pracy np... I tak je ze sobą przeprowadzał, bo się może przydadzą, a mi nie udawało się ich wyrzucić - bo zawsze chował je z powrotem. Aż się wkurzyłam i po prostu je zabrałam. Ale nie wyrzuciłam tak od razu - były w worku z ubraniami do kontenera i gdzieś po 5 miesiącach przypomniałam sobie o nich! Podczas przebierania ubrań chłopców okazało się, że brakuje im spodni dresowych - cały worek za małych a dobrych ze cztery pary... I tak sobie pomyślałam wtedy że może kupię materiał dresowy... i tak myśląc od spodni przez materiał, dresy, bluzy dotarłam myślami do tych właśnie bluz po małżonku :)
Poprułam, wykroiłam i uszyłam. Żeby nie myliło się gdzie przód a gdzie tył wydziergałam i naszyłam myszki.
Nie dało się zrobić lepszych zdjęć, bo chłopcom bardzo się podobało pokazywanie brzuszka :)
Ale tak spojrzałam na resztki bluz... przymierzyłam do dresów które były moim miarnikiem - właściwie, to jeszcze z rękawów spodnie wyjdą! Musiałam tylko posilić się ściągaczami, które na całe szczęście wyprułam i nie pocięłam ich. Spodnie z rękawów nie są już takie ładne, marszczą się na tyłeczkach - ale to tylko kwestia wizualna, bo sprawdzają się bardzo dobrze :)
Na tych spodenkach są biedronki :) Ściągacze wszyłam w pas i na nogawkach :)
I co? Jesień mamy nie? Trza by było jakieś dekoracje jesienne uskutecznić. Może jakieś dyńki wydziergać... Muszę poszukać jakiś wzorów, inspiracji, bo jakoś tak mało jesienie się czuję - takie ładne słońce za oknem... 
Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze :)
Pozdrawiam serdecznie!!!
P.S. Nie macie w swoich zbiorach jakiś fajnych dekoracji jesiennych na szydełko, bo tak patrzę i szukam i nic nie znalazłam... Będę bardzo wdzięczna :)

22 września 2012

Szydełkowy koszyczek z drucika ogrodowego i ekstra nożyczki.

Ostatnim czasem mam manię na różne kosze i koszyczki. Te które mam wydają mi się za małe, nie odpowiednie, a i plastikowych myślę, że za dużo mam. Zaczęłam od małego koszyczka szydełkowego, do łazienki. Korzystając z wyprzedaży po sezonie letnim kupiłam motek drucika ogrodowego w ładnym lekkim fioleciku. Drucik owinięty jest jakimś papierem - nie znam się na tym. Ale przerabiało się ten drucik nawet, nawet... znaczy trzeba było robić przerwy gdzieś po max trzech rzędach, bo można się nabawić bólu ręki... można stracić czucie w palcach, nabawić się odcisków... Ale koszyczek tak mi się podoba, że gdybym miała więcej to zrobiłabym jeszcze przynajmniej jeden taki koszyk.
A teraz o nożyczkach - często na Waszych blogach prezentujecie śliczne nożyczki - swoją drogą bardzo ciekawe hobby - zbieranie nożyczek :) Ja potrzebowałam porządnych nożyczek, małych, ale ciężkich, bo te leciutkie to mnie denerwowały, bo zawsze gdzieś znikały, a to na nie usiadłam, albo złamałam, bo jakieś takie delikatne były... I kupiłam sobie, i wyglądają tak:
 Słodkie nie?!
Jesień już trwa od kilkunastu minut, u Nas zaczęła się ulewą, a teraz świeci piękne słońce... Deser z malinowym musem, weekend pełen przygotowań do jesieni...
Życzę wszystkim miłego i ciepłego początku jesieni :)
Pozdrawiam!




21 września 2012

Mała konewka w różyczki.

Długo szukałam małej konewki do pokoju dla Córki - żeby mogła sama kwiatki na parapecie podlewać. Nie chciałam plastikowej, więc się naszukałam... a jak znalazłam to za droga była jak dla mnie. Ale trafiłam później na rabat 50% i kupiłam :)
Koneweczka wygląda teraz tak:


Nie malowałam jej, tylko przykleiłam różyczki i zalakierowałam. Najbardziej podobają mi się te małe różyczki na rączce i rurce - ma ta część jakąś nazwę?
Odpowiedź w sprawie malowania wikliny papierowej otrzymałam od Diany - dziękuję bardzo, niestety, dziś nici z zakupów min. lakierów,  bo Julka się przeziębiła... i dziś będę z nią w domu... i nici z zakupu kopert i wyprawy na pocztę... eh... A ja już zrobiłam kolejny kosz... Ale pokażę dopiero jak będzie gotowy - czyli pomalowany!!!
Pozdrawiam i życzę udanego i ciepłego weekendu!

20 września 2012

Serwety, serwetki i podkładki szydełkowe.

Nie zapomniałam o szydełku - o nie! Szydełkuję! Oto co robiłam ostatnim czasem - ostatnim, znaczy w sierpniu i na początku września... Wszystkie serwety i podkładki są prezentem dla Anstahe, która kiedyś obdarowała mnie licznymi i ślicznymi prezentami i przygotuje dla mojej Julki pewną śliczną pracę - ale to pokażę, jak dostanę :) Ponieważ początkowo chciałam kupić od niej to co Ona robi, ale Anstahe nie chciała o tym słyszeć i napisała mi, że i tak mi przyśle to co chcę - tak to ja nie mogłam tego zostawić i doszłyśmy do porozumienia, że Anstahe chciałaby serwetki - okrągłą i owalną. To zrobiłam. Do tego wyszły mi jeszcze spod szydełka białe podkładki i czarne i jeszcze w ramach wykańczania kordonka machnęła się wielka serweta z konwaliami (za przypomnienie o tej serwecie podziękowania należą się Kasi ) - robiłam ją wieczorami z taką myślą, że na pewno nie zdążę i zdążyłam, choć wysłałam ją jeszcze ciepłą i niezbyt dobrze rołożoną, bo wykończenie wymagało więcej czasu, którego mi brakło. 




Muszę się pochwalić, że wczoraj wyplotłam koszyk - mały, niski, krzywy jak nie wiem co, ale wyplotłam - będzie on schowany w szafce w łazience, więc może taki być - na wystawę nie idzie, ma tylko mieścić w sobie szczotkę, gąbkę, ściereczki do sprzątania - takie rzeczy nie do oglądania, więc koszyk może  być mniej udany. Teraz myślę nad malowaniem koszyczka - może któraś z Was może mi doradzić - wiem, że koszyczki malujecie bejcą - problem polega na tym, że w Danii nie spotkałam się z bejcą - tutaj stosuje się oleje do drewna - w różnych odcieniach... Ale ja bym chciała by koszyk był biały i nie wiem czym go pomalować - białą farbą do drewna? A  może farbą w sprayu, bo jednak farba nakładana pędzlem daje grubszą warstwę i może pękać. CO o tym myślicie? Dziękuję z góry!
Pozdrawiam i idę wyplatać kolejny koszyk :)

19 września 2012

Pokrowce na krzesła.

Hmmm... Tak piszę o tym, że szyję, to wreszcie muszę pokazać co tak szyję :)
Uszyłam pokrowce na krzesła. Dość spontanicznie to wyszło - początkowo pokrowce miałam kupić gotowe, potem znaleźć materiał, a wyszło tak że na przecenie w meblarskiej sieciówce kupiłam na wyprzedaży materiał (5mx140 za 75 kr, czyli jakieś 37,5 zł). Jaka radość była... i przerażenie... Krzesła są bardzo fajne, ale ich pokrowce były... no cóż... Krzesła były już w tym domu, znaleźliśmy je w piwnicy i na strychu po przeprowadzce - jedno stało w kotłowni... były poplamione, podrapane przez psa, a jedno to nawet było w białej farbie. Wyprałam je, przeczyściłam, ale wyglądały z prania na pranie, coraz gorzej... Nawet rzepy przestały kleić i musieliśmy przybijać pokrowce na zszywki meblarskie, a jednak to jest dość trwały sposób i ciężko co chwile ściągać i prać.
Szyciem pokrowców byłam przerażona - najpierw rozprułam jeden pokrowiec, wg niego wycinałam, potem szycie i o rany! Pasuje!
Zobaczcie same jakie śliczne! - ja jestem z nich dumna, zadowolona, szczęśliwa i dla mnie są śliczne! Na tym pokrowcu na zdjęciu widać linię zgięcia, teraz już jej nie ma, bo są poprasowane, ale jak skończyłam szyć, to bardzo szybko chciałam zrobić zdjęcia - bałam się że znikną czy co?!

Po pierwszym pokrowcu byłam przerażona tylko jedną rzeczą, a mianowicie że widać poszycie krzesła przy nogach! Ale spojrzałam na stare pokrowce i stwierdziłam, że też widać.
Tak się rozbujałam z tymi pokrowcami, że z końcówki materiału zrobiłam jeszcze pokrowce na krzesła dla chłopców - mają większe krzesła, żeby nie spadli :) Te już szyłam bez dopasowania, bez sznurków do wiązania, bo są poduchy wiązane, a i ja miałam już serdecznie dosyć robienia lamówek... Choć i tak skorzystałam z pomysłu LolaJoo - polecam wszystkim ten pomysł na szybkie zrobienie lamówki z paska materiału!!!
Tyle na dziś. Dziś robię podejście numer dwa do wyplatania... koszyczek potrzebuję i nie wytrzymam kolejnego tygodnia - bo dopiero za tydzień będę w sklepach gdzie mogę kupić coś fajnego...
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za liczne komentarze!!!

18 września 2012

Letnio - jesienne wylegiwanie.

Jesienna pogoda dopisuje i aż miło spędzić trochę czasu w ogrodzie, trochę sprzątając ogród, trochę celebrując piękną jesienną pogodę i ten zapach... Uwielbiam zapach września. Kiedy przyjechałam do Danii, mój pierwszy wrzesień a w Danii wrzesień nie pachnie!!! Ależ pachnie! Ale mój pierwszy wrzesień był za zimny, drugi wrzesień był za ciepły a dwa ostatnie wrześnie pachną tak jak powinny pachnieć. A czym pachnie wrzesień? Mgłą, porannym zimnem, mokrą ziemią, lekko ogrzanymi roślinami ostatnimi ciepłymi promieniami słońca? Nie wiem czym pachnie, ale dla mnie pachnie. I październik i listopad też pachną jak nie jest zbyt mokro. Ogród powoli przygotowuje się na zimę... Malin końca nie widać, znów będę je zbierać do listopada, ja nie wiem co one mi tak późno dojrzewają - podejrzewam, że w Danii to tak jest, bo u sąsiada też późno dojrzewają  maliny. Pomidorki się kończą... Papryka jeszcze zielona - chyba zdąży przed przymrozkami? A cebulki gradioli mają mnóstwo jakiś maleńkich cebulek na sobie - to tak ma być? Czy je oczyścić? Nie lubię nie wiedzieć... a jeszcze tylu rzeczy nie wiem...
Tak pogoda pozwala na siedzenie w ogrodzie i na przykład dzierganie. Ja mam swój magiczny fotelik z szydełkową kołderką. To moje miejsce :)
Kołderka to prawdziwa kołderka jeszcze po chłopcach, a włóczki kupiłam kiedyś kilka motków na sweterek, ale nie lubię tej włóczki, bo jest ona jakaś taka... ma takie bąble i cienkie nitki. Zrobiłam z niej najpierw kocyk, ale jakoś nie widziałam dla niego przydatności, był jakiś mały i dziurawy i wcale nie ciepły. Ale jak przyszła wiosna, a ja wyciągnęłam mój fotel na ogród, to stwierdziłam, że jeśli kolejne lato mam się męczyć z dwoma poduszkami pod tyłkiem, to zrobię sobie coś porządnego. I tak też powstała moja kołderka. A tego dnia, kiedy robiłam to zdjęcie, ja szydełkowałam,  dzieci na kocyku obok budowały zamki z klocków :)
Dziękuję za odwiedziny, ja się staram odwiedzać Was i zostawiać komentarze - i nawet powoli mi się to udaje :)
Pa!

17 września 2012

Magiczne 40 sztuk agrestu.

Magiczne bo wyczekane i wychuchane i zagłaskane. Dwa krzaczki znalazłam podczas ogarniania ogrodu po poprzednich "użytkownikach" - biedne badylki z kilkoma listkami wciśnięte pomiędzy bluszcz a ogrodzenie... Wykopałam, przesadziłam. Po roku pojawiły się nowe gałązki i listki, a w tym roku... Owoce! Było ich trochę więcej niż 40 sztuk, bo kilka zjadł mój brat, a to dzieci się dorwały do "dobrych kulek". Jeden krzaczek agrestu jest to zielony agrest, drugi krzak to czerwony agrest. Dzieci wolały czerwony - więc tego agrestu zebrałam mniej. Ale co zrobić z tak małą ilością agrestu? Można zjeść tak po prostu nieprzetworzony agrest, ale to potrwałoby jakieś 5 min i byłoby po wszystkim! A jak to bym chciała jakoś podelektować się tym agrestem - przez dłuższą chwilę. I znalazłam przepis na niezawodnej stronie Moje Wypieki (uwaga - strona zmieniła domenę i teraz funkcjonuje jako www.mojewypieki.com), na Babeczki z agrestem i bezą. No czegóż chcieć więcej - agrest i beza!
Ale i tak jedzenie babeczek trwało zbyt krótko... 
Dziś mam stresa. Moje najstarsze dziecko pojechało dziś samo do szkoły - autobusem szkolnym! Odprowadziłam ją na przystanek - wioska mała - to dwa kroki od domu. Pomachałam - prawie się poryczałam jak odjeżdżała - ale Julka była taka dumna z siebie! W Danii kwestia autobusów jest rozwiązana bardzo mądrze - autobus podjeżdża rano pod samą szkołę, dzieci wychodząc z niego od razu wchodzą na teren szkoły i tak jak Julka - młodsze dzieci - idą do świetlicy gdzie czekają na rozpoczęcie lekcji. Po lekcjach - jako że dzieci nie znają się jeszcze na zegarku - pani nauczycielka ma listę które dzieci odprowadzić na autobus, a które idą na świetlicę. Oczywiście odprowadzić i wsadzić do autobusu. A ja poczekam u nas na przystanku i Julkę odbiorę :) Denerwuję się, czy o wszystkim będzie pamiętała, żeby zabrać wszystko, bo o samą podróż się nie martwię, bo kilka razy jeździłam z nią tym autobusem więc wie jak się zachować w autobusie. To już mniej ważne, że zapomni o śniadaniówce czy wróci w kaloszach a nie w adidasach (klosze powinny zostać w szatni), ale bardziej martwię się tym że jak o czymś zapomni to Julka będzie się martwiła i denerwowała. Ja już się przyzwyczaiłam do takich "zapominajek" i mam zastępcze bidony, śniadaniówki itp... Dodatkowo zrobiłam liste - o czym trzeba pamiętać - narysowałam wszystkie rzeczy o których Julka ma pamiętać jak kończy lekcje - śniadaniówka, bidon, worek na owoce, kurtka, czapka itp. Zobaczymy czy zda to egzamin :)
Teraz mam małą przerwę w sprzątaniu - ale na ten tydzień zaplanowałam sprzątanie w szafkach i szafach. Już od rana tak sprzątam bo muszę coś robić, żeby nie zwariować - ale że wreszcie się wzięłam za uruchomienie nowego routera to musiałam sprawdzić jak śmiga internet :) Znaczy router nie jest taki znowu nowy... ale podczas sprzątania jak już go wyjęłam, to go podłączyłam. Router ma już dwa lata i tak czekał... na zmiłowanie, a że stary router zaczął się grzać i coś się internet zaczął mulić, to przyszedł czas na starocia :)
Dobra słuchajcie, muszę się ruszyć bo już cała chodzę.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze - tak się zastanawiam kiedy ja będę miała czas na komentowanie u Was? - ale już jest lepiej bo jestem na bieżąco z nowymi postami :)
Pa!

16 września 2012

Ficowa zakładka.

Filcowa zakładka, ale zrobiona nie przeze mnie! A przez Julkę! W szkole na świetlicy zrobiła. Ja jestem pod wrażeniem, zwłaszcza że za filc się nie zabieram! 
Teraz Julka uczy się szyć. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ma swoje niteczki, igły, szpilki, małe nożyczki i centymetr, wszystko w skrzyneczce i zrobiłyśmy nawet mały igielnik - ja szyłam większość a Julka wciskała wypełnienie i zaszyła. Jak się mój komputer wyleczy to pokażę zdjęcia :)
Pozdrawiam serdecznie!

15 września 2012

Doniczka.

Znów doniczka. No ale co ja poradzę?! Doniczka była niebieska, więc jej nie malowałam, chciałam, żeby była raczej delikatnie ozdobiona, mało widocznie, więc zostawiłam  niebieski kolor, a na to przykleiłam lawendowy wzorek.

Ale coś mi nie wyszło - bo na drugim zdjęciu widać jasne plamy wokół obrazka - chyba za mało namoczyła się klejem serwetka...
Ja uciekam... obowiązki wzywają. 
Pa!

14 września 2012

Wykopalisko skamienielin.

Któż nie chciał kiedyś pobawić się z archeologa, paleontologa i poszukać skamienielin?! Ja to nawet chciałam zostać archeologiem :) Ale bardziej tą tematyką był zawsze zainteresowany mój brat, więc gdy przyjechał do nas mój brat w odwiedziny - wiedziałam, że muszę zabrać go na wykopaliska.
Ale od początku skąd się wzięły te wykopaliska - kiedyś była to żwirownia na terenie której odkryto skamienieliny sprzed ok 65 milionów lat - dokładniej  epoki paleocenu z ery kaneozoicznej (to zaraz po dinozaurach :)). Jak tylko wykopali jakieś skamienieliny, trafiły one do muzeum, a cały teren przejęła od prywatnego właściciela Komuna, zrobili parking, ławeczkę i tablicę informacyjną. Obiekt jest otwarty cały czas, więc można sobie go zwiedzać, kiedy tylko ma się na to ochotę. Urocze jest to że są tam tony wapnia... dlatego po wyjściu  tego dołu wszyscy i wszystko jest białe...
Ale zobaczcie jakie piekne i ekstremalne widoki - jak z seriali niskobudżetowych z serii science-fiction :)












A teraz o wykopaliskach - wiele kopać to nie trzeba, wystarczy się tylko schylić i poprzekładać kamienie, a  coś się znajdzie. Moim największym znaleziskiem były kawałki jakby ogonków jaszczurek - ale jeden ogonek dałam Tacie a dwa bratu, ale muszę zrobić zdjecia jak pojadę do Polski, bo takie znaleziska, a ja nie mam nawet zdjęć!? Ale zobaczcie co mam:



 Te okrągłe kamienie - to muszle. A ta jedna ciemna pochodzi prosto z morza! Znalazłam ją nad morzem na plaży podczas zbierania muszelek :)
Tyle na dziś. Mam nadzieję, że zabrałam Was na miłą wycieczkę :)
Pozdrawiam Was bardzo gorąco!!!