Translate

17 września 2012

Magiczne 40 sztuk agrestu.

Magiczne bo wyczekane i wychuchane i zagłaskane. Dwa krzaczki znalazłam podczas ogarniania ogrodu po poprzednich "użytkownikach" - biedne badylki z kilkoma listkami wciśnięte pomiędzy bluszcz a ogrodzenie... Wykopałam, przesadziłam. Po roku pojawiły się nowe gałązki i listki, a w tym roku... Owoce! Było ich trochę więcej niż 40 sztuk, bo kilka zjadł mój brat, a to dzieci się dorwały do "dobrych kulek". Jeden krzaczek agrestu jest to zielony agrest, drugi krzak to czerwony agrest. Dzieci wolały czerwony - więc tego agrestu zebrałam mniej. Ale co zrobić z tak małą ilością agrestu? Można zjeść tak po prostu nieprzetworzony agrest, ale to potrwałoby jakieś 5 min i byłoby po wszystkim! A jak to bym chciała jakoś podelektować się tym agrestem - przez dłuższą chwilę. I znalazłam przepis na niezawodnej stronie Moje Wypieki (uwaga - strona zmieniła domenę i teraz funkcjonuje jako www.mojewypieki.com), na Babeczki z agrestem i bezą. No czegóż chcieć więcej - agrest i beza!
Ale i tak jedzenie babeczek trwało zbyt krótko... 
Dziś mam stresa. Moje najstarsze dziecko pojechało dziś samo do szkoły - autobusem szkolnym! Odprowadziłam ją na przystanek - wioska mała - to dwa kroki od domu. Pomachałam - prawie się poryczałam jak odjeżdżała - ale Julka była taka dumna z siebie! W Danii kwestia autobusów jest rozwiązana bardzo mądrze - autobus podjeżdża rano pod samą szkołę, dzieci wychodząc z niego od razu wchodzą na teren szkoły i tak jak Julka - młodsze dzieci - idą do świetlicy gdzie czekają na rozpoczęcie lekcji. Po lekcjach - jako że dzieci nie znają się jeszcze na zegarku - pani nauczycielka ma listę które dzieci odprowadzić na autobus, a które idą na świetlicę. Oczywiście odprowadzić i wsadzić do autobusu. A ja poczekam u nas na przystanku i Julkę odbiorę :) Denerwuję się, czy o wszystkim będzie pamiętała, żeby zabrać wszystko, bo o samą podróż się nie martwię, bo kilka razy jeździłam z nią tym autobusem więc wie jak się zachować w autobusie. To już mniej ważne, że zapomni o śniadaniówce czy wróci w kaloszach a nie w adidasach (klosze powinny zostać w szatni), ale bardziej martwię się tym że jak o czymś zapomni to Julka będzie się martwiła i denerwowała. Ja już się przyzwyczaiłam do takich "zapominajek" i mam zastępcze bidony, śniadaniówki itp... Dodatkowo zrobiłam liste - o czym trzeba pamiętać - narysowałam wszystkie rzeczy o których Julka ma pamiętać jak kończy lekcje - śniadaniówka, bidon, worek na owoce, kurtka, czapka itp. Zobaczymy czy zda to egzamin :)
Teraz mam małą przerwę w sprzątaniu - ale na ten tydzień zaplanowałam sprzątanie w szafkach i szafach. Już od rana tak sprzątam bo muszę coś robić, żeby nie zwariować - ale że wreszcie się wzięłam za uruchomienie nowego routera to musiałam sprawdzić jak śmiga internet :) Znaczy router nie jest taki znowu nowy... ale podczas sprzątania jak już go wyjęłam, to go podłączyłam. Router ma już dwa lata i tak czekał... na zmiłowanie, a że stary router zaczął się grzać i coś się internet zaczął mulić, to przyszedł czas na starocia :)
Dobra słuchajcie, muszę się ruszyć bo już cała chodzę.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze - tak się zastanawiam kiedy ja będę miała czas na komentowanie u Was? - ale już jest lepiej bo jestem na bieżąco z nowymi postami :)
Pa!