Translate

27 lutego 2011

"Hej dzieci jeśli chcecie zobaczyc SMERFÓW las - pred ekran diś zapraszam Was!"

Udało mi się! Ale jestem z siebie dumna! Może jeszcze powstaną butki, ale muszę dokupić włóczkę i znaleźć chwilę czasu - bo już w piątek moi chłopcy będą pierwszy raz w życiu obchodzić Festelavn - czyli duński karnawał. Przypada on w tym roku w niedzielę 06.03. Mamusia stanęła na wysokości zadania i chłopcy mają stroje - smerfów. Stwierdziłam, ze skoro jest ich dwóch to fajnie by było to wykorzystać i zrobić im stroje które by odzwierciedlały jakąś "paczkę". I tak powstały smerfy (właśnie mi się przypomniało, że smerfy to jeszcze ogonki mają... muszę im dorobić...). Chłopcom bardzo się spodobało "pozowanie" - więc zdjęć powstało dość dużo...









Opis:

  • włóczka biała poliacryl 100%
  • szydełko nr 3
  • wzór: design's by alex :)
                                                                     
Guga, Kasia, Bean, Agus2003, Lamika88 Katarzyna/Kathryn, Janeczkowo, Anioły Anielki: Dziękuję za docenienie mojej "ciężkiej" (bo przymieranie to nie było wcale łatwe) pracy i mojego "genialnego" (musiałam dość intensywnie przeszukać moją dziecięcą pamięć w poszukiwaniu "zgrai" międzynarodowej, łatwej i szybkiej do zrobienia - chłopcy chcieli zostać "Pingu"... ale nie podołałabym) pomysłu, a dzieci obiecują że będą dobrze się bawić na zabawie, i dziękują za miłe oceny ich "pozowania".
 Edi: bardzo Ci dziękuję za to co napisałaś - taką też mam nadzieję i staram się jak mogę, a chłopcy póki co nie powiedzą mi tego - ino "Tulituli" i "Buzi".
Mamiczu: Dziękuję i witam serdecznie u mnie.
Piuma (Asia), Beso_78: Dziękuję Wam bardzo!
Iza: Dziękuję, a Smerfetka jest piratką od ponad roku - już obskoczyła dwa Halloween i dwa Festelavn w tym przebraniu i na szczęście dla Mamy portfela póki co chce nią zostać :)

25 lutego 2011

Naleśniki z jabłkami i sosem toffi.

Obiad prosty, szybki a jakże praktyczny! Mam taki dzień w tygodniu - środa - kiedy robię przegląd lodówki i szafek z zapasami - wyciągam wtedy wszystko co traci termin lub jest tego znikoma ilość. Planuję wtedy obiady " resztkowe" - na środę, czwartek i piątek. Ostatnio "zmarszczyły" mi się jabłka. Zaczęłam je przerabiać na mus - taki do jabłecznika, z większymi kawałkami. Czasem tak robię, że sobie zbieram po słoiczku małym jabłek, a potem do jabłecznika - kiedy już uzbieram większą ilość. 
Jabłka się zaczęły prużyć, ja zaczęłam piec naleśniki... i tak jakoś wyszło, że jabłka znalazły się w naleśnikach... Jabłka prużyłam z dodatkiem cukru waniliowego i cynamonu, ale tylko dałam im zmięknąć, więc nie był to mus. Zużyłam przy okazji resztę śmietany kremówki i sos toffi. Ha! jeden obiad, a wykożystałam aż 3 "resztki" - nie wiem czy to normalne, ale po takim "resztkowym" obiedzie jestem taka z siebie dumna!, że umiem być taka zaradna :) 


A ja wciąż się męczę z brakiem inspiracji, robię jeszcze stroje dla synów na karnawał :), może jutro uda się je pokazać :)
                                                       
Bean: Cieszę się, żę podobają Ci się moje zdjęcia :) Zdolności kucharskie po Tacie jednak mam - jak zauważacie - to i może fotograficzne :0 - bo Tata swojego czasu - dość zamierzchłej młodości - był nadwornym fotografem Zdrowej Wody :) P.S. to ci od jednego hitu: "Piwo" :)
Guga, Eve-Jank, Anioły Anielki: Jest mi strasznie miło i cuję sie niesamowicie dowartościowana, że to moje pisanie i pstrykanie zdjęć "pożywieniu" nie idzie na marne i Ktoś zwraca na to uwagę :) 

24 lutego 2011

Drożdżówki ze śliwkami i kruszonką.

Chodziły mi po głowie drożdżówki ze śliwkami. Nie wiem czemu - może za oknem za dużo białego i potrzebowałam dla odmiany intensywnego koloru.
Przepisu na takie drożdżówki u Doroty  Moich Wypieków nie znalazłam - więc sobie wykorzystałam przepis na drożdżówki z truskawkami (kliknij), a zamiast truskawek dałam śliwki.
I to cała historia. Pyszne były to i szybko "poszły", do zdjęć zostało kilka tych co się przypiekły, bo chłopcy nie mogli się doczekać i mi przekręcili temperaturę w piekarniku. 


A ja jeszcze spieszę donieść, że na "mojej dalekiej północy" już jest jasno do godziny 17.30 - znaczy to że wiosna się zbliża. Niedługo będzie i u Was. Słoneczka coraz więcej... Ja już tęsknię za białymi nocami... Ja nie wiem ale mi to w ogóle nie przeszkadza :)
                                                                                 
Terra, Guga: gdybyście tylko wiedziały jak byłam wyrzucana z kuchni przez moich rodziców...wszystko robiłam nie tak, nawet wodę w czajniku elektrycznym przypalałam, a jak miałam kiedys usmażyć wątróbki to tylko Mama się spytała gdzie znikł litr oleju i co to za czarne kulki na patelni... (bo je pokroiłam... i zesmażyłam na czarno...)- a teraz - to do mnie się zgłaszają po radę (nawet mój Tata kucharz!), a ciasto drożdżowe jest takie wdzięczne - tylko trzeba trzymać się kolejności w przepisie i jak ma być ciepłe to ciepłe, jak rozpuszczone masło to rozpuszczone - na koniec mikserem, przykrywam i rośnie jak trzeba :) Kiedyś zamieszczę foto- relację z mojego artystycznego wygniatania ciasta drożdżowego :) A jakże często Synowie mi pomagają - i zawsze rośnie!
Reni: Dziękuję :)
Iza: Jeśli potrzebujesz bezglutenowych wypieków to zapraszam tutaj: Moje Wypieki - tam w tagach znajdziesz bezglutenowe przepisy.

21 lutego 2011

Za oknem śnieg a w kuchni Morze Śródziemne - calzone i foccacia - czyli sprzątanie lodówki.

Przejrzałam lodówkę i wyciągnęłam warzywa, które musiałam zużyć dość szybko... Pieczarki, papryka, pomidor, miałam też dużą paczkę otwartą sera tartego, a że to mozzarella to zaczynała się miękka robić. Brzmi jak pizza prawda? Ale niestety moje dzieci jadają pieczarki tylko kiedy ich nie widzą, a pizze to tylko z kurczaczkiem i kukurydzą. No i co by tu zrobić? Brainstorm... Sos, farsz warzywny, nadzienie... Gdzieś to widziałam - tak to było Calzone. Przepis na sprawdzone Calzone znajdziecie tutaj: Calone. Za oknem zima a w kuchni... ciepłe Włochy...
A farsz powstał tak: 
Na oliwie podsmażyłam czerwoną cebulkę (ok 4 szt), wrzuciłam pieczarki (ponad 0,5 kg) drobno poszatkowane, poddusiłam, dodałam "zmiażdżony" pomidor i puszkę pomidorów pokrojonych z przyprawami - bazylią i oregano. Na koniec wrzuciłam pokrojoną w kostkę paprykę. Przyprawiłam bazylią, oregano, solą, papryką i pieprzem. Gotowe calzone posmarowałam jajkiem i posypałam przyprawami: część ziołami prowansalskim, a resztę tymiankiem.
A co o tym myślę - bardzo fajny pomysł na "resztki lodówkowe". Brakowało mi jedynie świeżych ziół, ale to następnym razem. Dla dzieci robiłam takie malutkie pierożki, jeden z nich możecie zobaczyć na zdjęciu.


Idąc włoskim tropem, szukałam zastosowania dla jednej malutkiej cebulki czerwonej, co mi została, przypomniałam sobie takie chlebko-pizze z oliwkami i cebulą. Jest to focaccia. Przepis znajdziecie tutaj: focaccia. Na moich focacciach znalazła się czerwona cebulka lub ser mozzarella (myślę, że następnym razem użyję bardziej aromatycznego i twardego sera). A smak: ciepłe są pycha,  zaspokajają głód, ale nie zapychają, po podgrzaniu w mikrofali też dobre, choć jeszcze lepsze włożone na chwilę do ciepłego piekarnika. A zimne - też zjadłam, ale jak ktoś zasmakował ciepłych nie będzie chciał jeść zimnych.





Robótkowo - się dłubie i jeszcze podłubie, bo będzie to komplecik do płaszcza, 2 z 3 części już są, ale brak pomysłu na wykończenie. A chwilowo chłopcy mają zapalenie ucha więc zamiast szydełka w dłoni mam dzieci na rękach...
                                                         
Anioły Anielki i Lacrima: u mnie też śnieg leży, a dziś od rana prószy cały czas...
Eve-jank: A ja taki właśnie mam zamiar, żeby kusić czymś dobrym :)

18 lutego 2011

Wyróżnienie z dyplomem.

Miło jest być wyróżnianym. Oj bardzo miło... Już jestem na granicy samozachwytu...
Dziękuję Maknecie za wyróżnienia jakie otrzymałam. Dwa z nich już wcześniej opublikowałam, więc dziś prezentuję wyróżnienie z dyplomem:





Zasady:
1. Podziękuj za wyróżnienie.
2. Umieść u siebie link do bloga osoby, która Cię wyróżniła.
3. Umieść u siebie logo wyróżnienia.
4. Przekaż nagrodę kolejnym10 blogom. 
5. Umieść linki do tych blogów. 
6. Powiadom o tym nominowane osoby.

Jeszcze mnie wyrzucą z "blogowego środowiska", ale nie przekażę dalej - dość trudne to do wykonania - bo wielu z Was ma już to wyróżnienie - a nie chcę powielać, bo w końcu stanie się to utrapieniem, a nie przyjemnością. Raz już dałam wyróżnienie - do "częstowania się" i tym razem tak niech będzie: proszę bardzo - częstujcie się!
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim udanego weekendu!
                                                 
Anioły Anielki: Dziękuję baaardzo!

17 lutego 2011

Mus czekoladowy w tarcie.

Tarta - mniej ważna, ale ten mus... Pyszny to nie to słowo. Bajeczny - tak!, bo niewiarygodne jak pyszny. Ale do rzeczy. Tartę przygotowywałam na niedzielę, ale jednak dłużej musi postać w lodówce niż 4 godz. -minimum całą noc. Więc tartę miałam na poniedziałek - na Walentynki, generalnie nie jadamy późnym wieczorem, więc tylko po kawałeczku skosztowaliśmy. Uważam ten przepis za bardzo udany i myślę, że równie fajnie sprawdzi się ten mus w filiżankach, jako deser, jako małe tarty, czy jako część deseru z bitą śmietaną i lodami.
Przepis na tartę z musem czekoladowym znajdziecie tutaj: Moje Wypieki (kliknij).

Ale się świeci :) - aksamitny mus...

pychota...
Co tu dużo gadać: polecam.
                                                                               
Guga, Bean, Eve-Jank: liczę na to, że narobiłam Wam smaczku - bo mus jest... wart grzechu...
Piuma (Asia): Kobiety to już w chwili swoich narodzin powinny stawać się święte - za te nasze wyrzeczenia... i poświęcenie. Ale jeszcze trochę i mam nadzieję, że się skusisz na odrobinkę :) W przepisie jest alkohol, ale ja nie raz nie dodawałam alkoholu do różnych wypieków czy deserów - z racji że dzieci też jadły i wszystko wychodziło, a nawet czasem się okazywało, że bez alkoholu jest dużo lepsze. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Małgosię :)
Makneta: Jeszcze raz: Bardzo dziękuje!
Koralinaart: Witam u mnie i dziękuję za komentarz.

16 lutego 2011

Sałatka Cesara po mojemu - czyli sałatka cesarowej :)

Lubię obiady które są lekkie, zdrowe, ale też sycące. Wszelkiego rodzaju sałatki - mile widziane. Zakupiłam dressing Cesar Salat z parmezanem, bo czasem do warzyw brakowało mi "czegoś", a najczęściej podaję sałatki i każdy w swojej miseczce doprawia - moje dzieci np wolą bez dressingu. I przez ten dressing zrodził się pomysł na Sałatkę Cesara.
A robienie jej wyglądało tak: otworzyłam lodówkę, wyciągnęłam szufladę z warzywami i kroiłam wszystko co tam znalazłam.
Składniki "mojej sałatki cesarowej":
  • sałata lodowa
  • rukola
  • sałata rzymska mini
  • rzodkiewka
  • mała puszka kukurydzy
  • papryka
  • ogórek
  • kurczak opiekany w słupkach
  • dressing z parmezanem
  • grzanki z czosnekiem
  • chlebki pita z ziołami i czosnkiem
* ilość składników - 1/4 ogórka, pół papryki, 2 rzodkiewki, 1 sałata rzymska mała, sałata lodowa ok. 1/4 główki, rukola - garść.

Wykonanie:
Warzywa pokroić jak kto lubi - sałaty dość artystycznie kroję, ogórek, rzodkiewki - na plasterki, paprykę w półsłupki. na warzywa polać dressing, na to wyłożyć kilka ciepłych słupków kurczaka - ja miałam kupnego kurczaka opiekanego w słupkach a podgrzałam go w piekarniku, posypać grzankami i podawać z ciepłymi chlebkami pita.




I jeszcze mam nadzieję dla poprawy humoru dla narzekający na zimę - u mnie pada śnieg - niewiele jest go na drogach, a to dlatego, że strasznie wieje i jak jechaliśmy rano samochodem pomiędzy polami to wjeżdżało się w ścianę śniegu - lepsze to niż wczoraj w ścianę piachu...



W końcu u mnie środek ferii zimowych! Oj biedni Duńczycy już w trampkach chodzili...

14 lutego 2011

Serduszkowe robótki ukończone na ostatnią chwilę.

Dosłownie wczoraj o godzinie 23.55. Dobry kryminał był - to się dobrze robiło. Czy miałam je skończyć wczoraj? Zależało mi na podkładkach. A na serduszku już nie tak bardzo. Do tej pory na "Te" kolacje jako podkładki używałam prostokątnych czerwonych lnów. Ale zakupiłam ostatnio czarne podkładki i tak brakowało mi czegoś na nie - więc powstały podkładki serduszka.



Opis:
  • włóczka: bawełna 100%
  • szydełko 2,5
  • wzór z galerii Elsa accessori

 Drugie serce męczyłam już od dawna. Najpierw musiałam zmienić wzór bo nie chciałam takiego dużego i nie pasowała mi ilość oczek łańcuszka do wysokości słupków, więc sobie trochę zmodyfikowałam wzór. Wykończyłam, pomalowałam wikolem z odrobiną wody i zrobiłam kwiatki - wzoru brak, bo robiłam takie, żeby mi pasowały, jeśli ktoś bardzo chce to w przyszły weekend mogę wzór narysować  i podobnie listki, które sobie wymyśliłam. Złączyłam pierwsze trzy kwiatki z łodyżką i jak zobaczyłam ile tych nitek i jak ciężko przyszyć lub przywiązać jest te kwiatki do serduszka i te nitki gdzieś tam ciągle przeszkadzały - kwiatki jednym słowem żyły swoim życiem - nie można ich było ustawić bo wiecznie się przekrzywiały. To schowałam to serduszko i kwiatki, i zajęłam się sukienką. Wczoraj miałam "wizję" - połączyłam kwiatki z łodyżkami i je poprzyklejałam do serduszka wikolem. Wszystkie nitki bez obcinania pomazałam klejem, żeby się pochowały i serduszko z kwiatkami jest.
Efekt?
Jestem bardo zadowolona. Tego oczekiwałam i nawet złą jestem na siebie, że wcześniej nie wpadłam na to rozwiązanie z wikolem - bo już od dawna mogłabym się nim cieszyć.

a za oknem - krajobraz powojenny - czyli wichura trwa już tydzień...




Opis:
  • włóczka: bawełna 100%
  • szydełko nr 1,75
  • wzór z galerii Tatiany Aleexewa, zmodyfikowany przeze mnie (zielone kropki to oczka łańcuszka dodane przeze mnie, oraz legenda zmiany ilości nawinięć słupków - czyli słupek podwójny to u mnie słupek pojedyńczy):



Dziś wszyscy mówią o Walentynkach i miłości - to i ja coś dodam. Dodałam teledysk z You Tube z najbardziej romantyczną piosenką jaką znam. A dlaczego? Bo jest krótka, bez zbędnych słów, delikatna - ale nie mdła. Dla tych którzy jej jeszcze nie znają: Hey "Chyba".


I to tyle co na ten temat mam do powiedzenia.
                                                          
Florentyna, Antonina, Elżbieta: dziękuję za docenienie mojego gustu design'erskiego :) Specjalnie wybrałam bardzo mocny odcień czerwieni. A zawieszka na oknie dostała bezterminowo przydzielona do okna w kuchni :)
Kasianat: Człowiek uczy się  przez całe życie, więc będę musiała się zaopatrzyć w ten klej i go wypróbować. Ten wikol którego używam to Limlak - jest bardziej dostosowany do prac plastycznych. A jego zaletą jest to, że jest zmywalny, można robótkę wyprać i po kleju nie ma śladu ":)
Bean, Guga:  Dziękuję Wam bardzo!
Eve-Jank: Potrzeba matką wynalazku - jakbyś zobaczyła tą przerażającą ilość nitek z kwiatków i świadomość, że po drugiej stronie serduszka nic nie może być widać... też byś w stresie wpadła na wikol :) Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny i komentarze.

12 lutego 2011

Sukieneczka dla córki.


Zima jeszcze trwa, wiosna kołuje gdzieś nad nami, a ja już myślę o maju :) Wtedy właśnie będzie potrzebna sukienka, którą dziś zaprezentuję. Jeszcze cieplutka, zakończona dziś rano. Nie miałam wizji co do drugiego koloru, wybrałam biały i w takim kolorze zrobię haleczkę i tak sobie myślę, jakby to wyglądało, jakbym doszyła do halki na dole falbankę, żeby trochę usztywniła dół i go podniosła. Czy możecie mi coś doradzić?
A teraz prezentacja - będzie dużo zdjęć, bo Julia zaczęła hasać w sukience na boso i pozować, a ja musiałam obiecać, że wszystkie zdjęcia opublikuje.



z tyłu jest małe rozcięcie w które wszyłam haftki


Opis:
  • włóczka maceryzowana bawełna "Diamond cotton" 
  • szydełko nr 2
  • wzór:

 
P.S. Zaczęłam umieszczać zdjęcia wzorów, ponieważ zbyt często są one usuwane z galerii lub przenoszone - dlatego zaczęłam publikować również zdjęcia wzorów.
                                                                  
Florentyna, Edi, Janeczkowo: dziękuję za rady dotyczącą haleczki, wykorzystam je na pewno :) i dziękuję za wszystkie miłe słowa.
Guga, Millu, Lamika88, Lacrima, Reni, Terra, Mata: Modelka dziękuje bardzo za docenienie jej już w pierwszym występie :) Ja dziękuję, że poświęciłyście chwilę na napisanie kilku bardzo budujących słów - dziękuję.
Kasianat: Właśnie taki był mój zamiar - delikatnie, dziewczęco, ale... stwierdziłam, że skoro muszę zrobić haleczkę, to może dołożę coś "balowego" - bo takie miała życzenie posiadaczka sukienki. Muszę więc znaleźć złoty środek. P.S. Julia dziękuje i również pozdrawia: "śle buziaczki" :)
Bean: Dziękuję. A co do komentarzy - zobaczymy na jak długo skasowałam kody. Już tłumaczę dlaczego: moderuję dlatego, żebym miała możliwość czytania komentarzy, jest to dużo prostsze, gdy wchodzę na pulpit nawigacyjny i tam sobie wchodzę na komentarze do publikacji, bo mam wszystkie  komentarze w całości, nie muszę ich otwierać pokolei jak w gmailu. Oszczędza mi to czas :) Natomiast obrazki są po to bym nie musiała sprawdzać obcojęzycznych komentarzy, które się potem okazują bootami - to takie automatyczne reklamy. Mi nie przeszkadza wpisywanie kodów, nie myślałam o tym w ten sposób, że to może być męczące. Ale ponieważ staram się dbać o moich czytelników - uwolniłam komentarze.
Anioły Anielki: Cieszę się że publikacja schematów Cię ucieszyła. Dziękuję za miły komentarz.

11 lutego 2011

Jak karnawał to tylko faworki - znane też jako chrust.

Chruściki, faworki, chrust... Dla mnie to wszystko jedno: jak zwał, tak zwał, ważne żeby były kruche :) 
Zrobiłam je w zeszłą sobotę, ale jakoś mi umknęło opublikowanie zdjęcia :) Byłam w ciężkim szoku, kiedy pokazałam córce jak je "przewijać", a ona już drugiego faworka przewinęła sama i właściwie to wszystkie były jej autorstwa. Nie sądziłam, że jej się to uda, bo były dość cienkie. Ale zrobiła wszystkie i to bardo ładnie.
Muszę sobie jakoś radzić z brakiem kwaśnych śmietan w DK - dlatego jeśli potrzebuję smaku kwaśnej śmietany pomagam sobie kwaskiem cytrynowym lub sokiem  cytryny ( ale to bardzo rzadko), a dość dobrym rozwiązaniem jest "zasilenie" śmietany jogurtem z biokulturami - dzięki temu nie zepsuje się, a zakwasi - nie wiem ile czasu to trwa, bo nawet nie sprawdzam tylko od razu dodaję - tą śmietanę do chruścików miałam z  jogurtem ok 3 dni.  To taka mała "porada" jakby ktoś nie miał śmietany kwaśnej pod ręką :). 
A teraz przepis. Właściwie, to każdy ma swój wypróbowany przepis, taki od Mamy czy Babci. Właściwie to każdy jest taki sam, różni się jedynie ilością powstałych faworków... ale... Z powodu dużego ułatwienia jakim jest internet, wyszukałam faworki u Doroty. Ale nie taki on jest - brakowało mi cytrynki. 
To w takim razie przedstawiam przepis od Mojego Taty (a skąd On go ma?...):
  • 6 żółtek (białka mrożę - zbieram do bezy)
  • 2 szkl mąki
  • 1 szkl kaśnej śmietany
  • 1 łyżka masła
  • czubata łyżeczka cukru
  • kieliszek spirytusu (ewent. - czego ja nie robię - 2 łyżki octu)
  • trochę startej skórki cytryny
  • tłuszcz do smażenia - olej/smalec
  • do posypania cukier puder może być zmieszany z cukrem waniliowym
Wykonanie:
Wyrobić gładkie ciasto z podanych składników, rozwałkować bardzo cienko, pokroić najlepiej radełkiem, na pasy, następnie poprzecinać pasy na mniejsze kawałki, na każdym kawałku zrobić nacięcie i przez nie przewinąć koniec faworka. Usmażyć w głębokim tłuszczu - wystarczy chwilka - żeby się nie spaliły. 


W końcu mamy karnawał!
Szydełkowo - cierpliwie się dłubie.
                                                                      
Bean: dzięki spirytusowi nie wsiąkają tłuszczu :) Fajnie, że nie jestem sama w delektowaniu się tymi pysznymi faworkami.
Kasianat, Reni: Polecam te faworki - są warte zrobienia.
Eve-jank: Z wielką przyjemnością.
Edi: Córka dziękuje, a ja zachęcam do wypróbowania przepisu!

09 lutego 2011

Małe kobiece podręczne akcesoria i wyróżnienie.

Ten mały zestawik przygotowałam dla Millu, z okazji wygrania u niej pierwszego, w mojej blogowej karierze, Candy. Już dawno to zrobiłam - gdzieś na początku szydełkowej serwety :) Teraz tylko musiałam wykończyć. 
A prezentuje się to tak:



 "Kosmetyczkę" wyposażyłam nawet w podszycie :) A czym jest reszta? Etui na telefon? Może na coś innego? Na co potrzeba :) A może nawet na podpaski. Interpretacja dowolna. Jakby się nie spodobało, to na wszelki wypadek dorzuciłam zestawik muliny :)

I jeszcze o wyróżnieniu jakie dostałam od Ani. Już moje drugie wyróżnienie i choć "aż" drugie - to nadal się bardzo cieszę - bo pierwsze to tak sobie pomyślałam, a akurat trafiło się, ale tu zaraz drugie - o kurde chyba Ktoś tu jednak zagląda... Cieszę się bardzo. Jest to bardzo miłe i bardzo motywujące.


A teraz o zasadach:

1. Podziękuj za wyróżnienie.
2. Umieśc u siebie link do osoby , która Cię wyróżniła.
3 .Umieśc u siebie logo wyróżnień.
4 .Przekaż nagrodę do 10 blogów.
5. Umieśc linki do tych blogów.
6.Powiadom o tym nominowane osoby.
Życze udanej zabawy :)))

Punkty od 1 do  3 wykonałam, a co do reszty... hmmm. Ostatnim razem wypisywałam blogi które obserwuję, w kolejności jaką miałam wyświetloną na pasku bocznym - stwierdziłam, że skoro obserwuję i zaglądam, to nie będę wyróżniać w tej grupie lepszych i gorszych - przyznawałam pokolei. Ale teraz zaczął się problem: chciałam przyznać wyróżnienie reszcie, i tu obs! Zaczęłam zaglądać na blogi, a tam już jest to wyróżnienie. A nie mam zamiaru szukać jakiś blogów i na siłę wysyłać wyróżnień, czy też je dublować...
Dlatego też wymyśliłam, że jeśli Ktoś z Was (w osobach obserwujących mam również jednego Rodzynka Męskiego Rodzaju :) - a'propos z bardzo ciekawie zapowiadającym się blogiem) - nie ma takiego wyróżnienia - proszę bardzo - można się częstować. Tylko mam jedną prośbę: zostawcie komentarz pod postem, że się "częstujecie" wyróżnieniem i napiszcie dlaczego :) a taka mała nie zobowiązująca zabawa.

Pozdrawiam serdecznie i wracam do meczu Polska-Norwegia :) Bo ja dość dziwna jestem... ostatnio w domu była kłótnia, bo ja chciałam mecz, a Mąż film o Ufo...
                                                             
Iza, Guga, Anioły Anielki - dziękuje Wam z komentarze, za wszystkie miłe słowa i za to, że to nie są suche i puste słowa - to już rozmowa!
Millu: Pięknie sobie poradziłaś! A wiesz, że miałam ci wysłać porpuri, ale stwierdziłam, że dotrze do Ciebie jako proszek... więc wysłałam mulinkę :) Pozdrawiam i miłego używania :)
 

07 lutego 2011

Kilka słów o moim domu - czyli krajobraz po bitwie.

Minął weekend więc czas pokazać co robiłam przez ten cały czas.
Owszem dłubałam szydełkiem, ale jeszcze nie czas by to pokazać.
Najpierw pokażę moje żonkile (żonkile pochodzą  rodziny narcyzów i mam nadzieję że moje to żonkile i nie pomyliłam ich z narcyzem trąbkowym :)). Otóż kupiłam sobie dwie doniczki, jeszcze w zeszłym tygodni, po przywiezieniu ich do domu - o dziwo chłopcy mi ich nie "zjedli" - jak to miało miejsce z prymulkami...
Już wieczorem pojawił się pierwszy kwiat. Rosły jak opętane, a pewnego dnia pojawiły się trojaczki.




Ja nie wiem czy to normalne - ale pierwszy raz takie widzę.
A tak wyglądają w szklanej misie:


A tak po wymianie za prymulkę, którą reperuję w kuchni, ale widzę, ze ta druga prymulka też wymaga reperacji, choć nie wiem czy coś jeszcze z nich będzie... Dosypałam na tackę złotych kamyczków, bo jakoś brakowało mi inspiracji na wypełnienie podłoża, a tylko to miałam pod ręką.


A co robiłam w weekend... W sobotę przez cztery godziny sprzątałam u dzieciaków w pokoju. Sprzątnęłam, poszłam zrobić pranie, zdjęłam suche, powiesiłam mokre i załadowałam pralkę i suszarkę - czas ok. pół godziny. Co zastałam jak wróciłam?


Obrazek mniej więcej taki sam: to akurat zdjęcie zrobiłam już jakiś czas temu, tutaj zrobienie bałaganu zajęło im 15 min, natomiast w sobotę nawet stoliczek był do góry nogami... Pomiędzy tym całym rozgardiaszem znalazłam mojego męża, który biegał raz a jednym, raz za drugim chłopcem po salonie próbując zabrać im kubek lub wytrzeć buzię, ściągając ich z parapetów i reperując powyrywane nóżki od lalek. Miarka się przebrała, gdy zauważyłam mój nowo zrobiony obrus pod stosem zabawek z wielką plamą po soku...
O nie! Miarka się przerwała. Upchnęłam zabawki, zamknęłam pokój i resztę dnia chłopcy oglądali Nat Geo Wild lub tańczyli, a Julia robiła faworki. W niedzielę z samego rana pojechaliśmy do miasta (na całe szczęście była to pierwsza niedziela miesiąca i sklepy były otwarte). Kupiliśmy półki takie, żeby można było wkładać w nie kosze z zabawkami - niestety koszy czarnych nie było - białych nie kupię...i dopiero w przyszłym tygodniu będą, kilka skrzynek plastikowych i dywaniki (Jysk mnie nie zawiódł i na przecenie kupiłam dwa dywaniki w cenie bardzo atrakcyjnej - na polskie złotówki tylko 50 zł za dwa!). Zrobiłam wielkie sprzątanie, nawet wyjątkowo obiad niedzielny składał się z "hamburgerów", czyli bułki, kotlety - które miały być na obiad, surówka, ogórki, ser. Dzieci nie protestowały. Ale co za sprzątania było - dwa worki czarne śmieci - co nie było kompletne szło do worka, ile ja tam skarbów znalazłam... Aż nie mogłam uwierzyć... Teraz każda grupa zabawek ma swoją skrzynkę. Czyli np. chłopców "narzędzia", "klocki" itp. Jeszcze jest tam trochę do zrobienia, np Julii lalki, akcesoria kuchenne, czy ciuszki na razie są w trzech skrzynkach wymieszane razem, a plan jest taki żeby je porozdzielać. Rozdzieliłam też pokój na pół: część dla chłopców i część dla Julii. Zlikwidowałam też puzzle piankowe z podłogi - niestety ale już na nie nadszedł czas - było to kapitalne rozwiązanie, bo miękkie, ciepłe, ale... zaczęli się chłopcy nimi interesować i dzień w dzień musiałam układać je na nowo...
Zostało jeszcze tam trochę do zrobienia - pomyć szybki w drzwiach, poukładać na parapetach i jeszcze "tatusiowe biurko" - niestety ale kable to on musi popodwieszać - bo moje kreatywne dzieci nawet kable przytwierdzone do sufitu poodrywali... I Tatuś musi wyczyścić biurko - bo to on nie zauważył, że się dorwali do farbek akrylowych... I okna umyć z zewnątrz, ale taka pogoda, że póki co trzeba na to poczekać.
A teraz jak wygląda "efekt tego naszego sprzątania" - sprzątali wszyscy nawet chłopcy - Jędrek się zmęczył i zasnął ale Franek sprzątał twardo do końca i tylko sprawdzał, czy brat jeszcze śpi - próbując go budzić: "Andy stań! Choć psiątaj!".
Część chłopców:



I część Julii + biurko - czekam cierpliwie na sprzątnięcie...



Oj ciężki weekend. Dziś mam wolne, więc sobie odpoczywam :)

                                                                       
Anka, Reni, Anioły Anielki: Dziękuję :)
Katarzyna/Kathryn: Ja na meble też nie patrzę... Wszystkie właściwie są "robocze" - krzesła np mam bardzo drogie, ale obicie wygląda jak po oblaniu żelkami... jak przestaną smarować paluszkami wszystkiego to sobie zamówię tapicera :), a ława już dwa razy się rozkraczyła, śruby od fotela "zaginęły"... Ale co tam! Kiedyś z domu pójdą :) A wtedy... Zatęsknimy :)
Lamika 88: Oj czeka, nie czeka, moja córka póki była sama to był Anioł! Tylko teraz tak z chłopcami się rozbrykała.
Edi, Beso_78, By_giraffe: Ja to nawet się pocieszam, że moje dzieci to nawet grzeczne są :) Dzieci potrafią być "kreatywne" - wiem bo też w pracy mam z tym do czynienie... Małą historyjka a'propos:  Chłopiec wraca z dworzu umorusany w błocie na twarzy, że tylko oczy widać, a cała twarz to skorupa zaschniętego błota, zdejmuje kombinezon, na którym pół podwórka jest, w kieszeniach ze trzy cegłówki, podwija rękawy, patrzy na równie "czorne" co twarz przedramiona i ze spokojem mówi: "Myślę, że dziś muszę się wykąpać."  :)
Ale muszę się pochwalić, że od niedzieli porządek w pokoju panuje!

02 lutego 2011

Kanapki na frokost (lunch).

Pokażę dziś coś co odkryłam w Danii. Są to kanapki które się je nożem i widelcem. 
Historia frokostu - czyli lunchu lub po prostu drugiego śniadania wywodzi się z tego, iż rolnicy wychodząc do pracy na pole dostawali od żon kanapki, które składały się z chleba ciemnego i tego co pozostało po obiedzie z dnia poprzedniego :) Ja sobie szczególnie upodobałam te z krewetkami i łososiem. Robiłam też wersję w rogalu francuskim. Co powinno się mieścić w takiej kanapce? Hmm... Co ja wypróbowałam: kurczak z obiadu, kawałek pieczeni, mus z pstrąga, twarożek z rzodkiewką, pasty kanapkowe, sosy, sałatki - z tunczyka, karry, makrelowa...
Pokażę dwa zdjęcia. Niestety miałam gdzieś więcej, ale dopiero teraz zauważyłam, że skasowałam je zanim zrzuciłam na dysk... 

Składniki: 
  • łosoś wędzony
  • sałata , ogórek
  • sos tatarski
  • chleb ciemny
  • można dorzucić koperek, mi akurat brakło :)


Składniki:
  • krewetki,
  • sałata
  • jajko na twardo
  • łosoś
  • remulade - jest to sos majonezowy (jak znajdę dobry przepis to go zamieszczę)
Takie kanapki to właściwie wariacja na temat tego co mamy w lodówce :) 
Smacznego :) 
                                                                        
Lacrimo: Ja mieszkam w DK od 2 lat i dopiero pierwszy raz w grudniu odważyłam się kupić "taką kanapkę" - zjadłam... przemyślałam, a potem na imprezach przedświątecznych podpatrywałam co sobie Duńczycy kładą na takie kanapki :). Człowiek się uczy przez całe życie :)
Terra: Witam Cię serdecznie u mnie :) 
Iza: Cieszę się że nie jestem w sama w "lubieniu Danii" :) - mam nadzieję, że uda mi się pokazać ten w kraj w taki sposób, by wielbicieli było więcej :)
Eve-jank i Agnieszka M.: nic tylko do kuchni ruszajcie :)
Anioły Anielki: Cała przyjemność po mojej stronie.
Guga: w takim razie postaram się sfotografować coś nie rybnego :) Często robię takie kanapki - otwieram lodówkę i zużywam wszystkie resztki :) Tylko nie zawsze myślę o tym by zrobić zdjęcie - ale postaram się pamiętać o Tobie.
Ania75: dziękuję Ci bardzo! 
Wanda art: ja miąsko jadam, ale żebym musiała, raczej nie, dla mnie to jest uzupełnienie posiłków, a często nawet się bez niego obchodzę i za nim nie płaczę :) Cieszę się że coś ci się u mnie spodobało.