Translate

30 maja 2011

Chwalę się nagrodą w konkursie "Tchibo Arabica" u Pauli w Just My Delicious.

Najpierw kilka słów o blogu Just My Delicious (link - kliknij w nazwę). Jeszcze chyba nie pokazywałam potraw zrobionych przeze mnie - a przepis, czy pomysł zaczerpnięty został z tego blogu. A dlaczego? Bo za szybko znikają... Czasem to muszę z kuchni wyganiać, bo mi z garnków wyjadają. Gdzie tkwi magia? Chyba w nazwach i niebanalnych połączeniach, smaków i aromatów, a ja to lubię tam imbiru tam gałki itp. Kolejną zaletą  - zapewne także dla większości kobiet gotujących - gdy nagle okaże się że jeden z gości na obiedzie nie je mięsa :) To właśnie u Pauli znajdziecie takie dania, że aż można śliną zalać klawiaturę. Czasem zdarza mi się kupić coś czego jeszcze nigdy nie jadłam i czasem szukam zastosowania na ten produkt - u Pauli można znaleźć takie dziwactwa jak humus,toffu, smażone lody, lody rabarbarowe, czy sernik ze stokrotkami... Kolejną zaletą i chyba najważniejszą dla wszystkich Mam jest pomysłowość podawania potraw - oczko, uszko i już jest zajączek z jajek, albo baranki, łódeczki itp. Dla dzieci nie ważne wtedy będzie że tam jest warzywo - dobrze przemycone nawet nie wzruszy pałaszującego dziecka. Bardo polecam ten blog wszystkim kochającym kucharzenie ale także tym, co nie bardzo garnkami się dogadują - zawsze można zacząć od kanapek :) Skarbnica pomysłów i ciekawych smaków - polecam.
A teraz o konkursie: kilka godzin przed końcem konkursu wysłałam dwa przepisy: jeden na ciasto bezowe - kawowe, czyli bezowe blaty i krem kawowy na bitej śmietanie. Drugi przepis - ten który najbardziej spodobał się Pauli - był to już bardzo autorski - wymyślony  racji zalegającej w szafce wódki... Aromat kawowy. Przepisu dziś nie podam, zrobię to przy najbliższej okazji wraz z jakimś dobrym ciachem :) Ponieważ jedna z osób które wygrały konkurs przez tydzień nie podawała swojego adresu, nagroda powędrowała do mnie. Bardzo się cieszę, a zwłaszcza dlatego, że naprawdę lubię tą kawę - odkryłam ją jakoś w zeszłym roku i jest tak dobra, że schowałam ją tylko dla siebie, a idealnie nadaje się do wszelkiego rodzaju deserów i napojów z kawą - kawa mrożona czy Iris Caffe - bo ma taki posmak jakby prawdziwego kakao. Nie jest kwaśna - co zawsze mi przeszkadza w innych kawach. Lubię też zwykłą Tchibo Familii zwaną przeze mnie "Żółtą" :)
A teraz prezentacja:



Bardzo się cieszę z wygranej i polecam blog kreatywnej Pauli i kawę Tchibo.
Pozdrawiam i uciekam do pielenia - już 4 h pielę skalniak a jestem może w połowie...

24 maja 2011

Ciasto czekoladowe z galaretką domowej roboty i czerwonymi owocami

Kochacie smak zwykłego murzynka? A każde inne czekoladowe ciasto wydaje się za suche, za mało czekoladowe lub zbyt zbite? Bo ja wypóbowałam już sporo przepisów i zawsze to nie było to co bym chciała. Nie lubię ciast typu brownies, reszta była nie taka, za mało czekoladowa, za sucha... Aż znalazłam przepis na ciasto czekoladowe. Oryginalny przepis znajdziecie tutaj: Ciasto czekoladowe z owocami i galaretką (kliknij na link). Ciasto jest czekoladowe, mokre, ale nie takie zbite jak brownies, pyszne i idealne z galaretką :) Ponieważ w Danii nie ma galaretek w proszku gotowych, a mi to nie przeszkadza, bo wole sama zrobić galaretkę, tak też się stało i zrobiłam galaretkę z sosu wiśniowego z wiśniami i dorzuciłam dwie garście czerwonych porzeczek - dlatego wyszła dość nierówna i mało klarowna. Ale ciasto wyszło PYCHA!
Smacznego!

23 maja 2011

Tak szybciutko co w trawie piszczy...

... a no chwasty piszczą... Już wypieliłam ogródek warzywny i trochę w kwiatach... Ale zostało mi najgorsze... Mój skalniak... A co tam porosło... masakra... Więc szybko pokazuję co już do ładu doprowadziłam.
A to mój zakup przed wyjazdem, bo w promocji były... dwie w cenie jednej :)
A rzodkiewki tak przy smakowały chłopcom, że gdy dałam im po kilka rzodkiewek, żeby zanieśli do domu na kolację... to Franek doniósł tylko liście, a Jędruś aż jedną :)
I gwóźdź programu, czyli rododendron :) I tu mam pytanie: czy rododendrony kwitną co roku tak samo? Zeszłego lata ten rododendron którego pokażę pierwszego nie kwitł w ogóle, miał jedynie małe pączki, natomiast ten który kwitł w zeszłym roku, teraz ma tylko kilka kwiatów, ale bardzo dużo małych pączków. Nawożę je specjalnym nawozem do rododendronów, ułamuję to co pozostaje po kwitnieniu, ale myślę, że przy tych największych rododendronach to musiałabym zwiększyć obszar nawożenia, bo korzenie ma zapewne pokaźne :)

Po prawej widać przekwitający biały krzak, po środku mało kwitnący krzak, a po lewej bordowe kwiatki się wykluwają :)
Pozdrawiam!

21 maja 2011

Kolczyki, naszyjnik i spinka.

Na pierwszy ogień pokażę komplecik, który miał być czerwono - czarny, a skończyło się na tym, że nie wiem dlaczego nie wrzuciłam do koszyka czerwonego drucika... A jak pojechałam tam drugi ra to czerwonych nie było. Więc kupiłam różowy. Porobiłam różyczek (ostatecznie aż 3 mi zostały), koraliki drewniane odwinęłam, potem oplotłam drucikiem i powstał naszyjnik :). Kolczyki miały być z drucikiem, ale nie wyszło mi to co zamierzałam, więc skończyło się na tym, że strasznie mi przypominają kolczyki jakie kiedyś widziałam u Bajkopisarki - tylko, że tamte były różowe i były to kwiatki, nie różyczki, więc mam nadzieję, że to nie plagiat.
Spinka miała być większa, wyszła mała ale to nawet lepiej, bo powstała taka przysłowiowa "kropka nad i".

Na koniec będą kolczyki wg mojego pomysłu. Powstały na potrzebę "sabatu czarownic", żeby wszystkie trzy miały takie same, bo choć od czasu gdy byłyśmy wielkości "do kolan" mieszkałyśmy w "trójkącie bermudzkim" - rzut kamieniem od siebie, a teraz nasze domy można objąć jedynie ramą Europy - to jest między nami takie coś, ponad wszystko i żeby to tak uczcić jakoś, wymyśliłam kolczyki. Dla dziewczyn zrobiłam z różowymi koralikami, jeszcze muszę sobie zrobić z różem, a na razie pokażę moją próbę z fioletem (i moje ulubione koraliki).
I ponieważ mam doby humor - z racji powrotu do domu - a że u mnie żadnych candy nie ma... brak pomysłu i czasu... to dam Wam wzór na nie. Mam nadzieję, że się przyda i że jest czytelny. Jeśli macie większe koraliki/lub mniejsze, wystarczy manewrować ilością oczek łańcuszka. Proszę tylko, byście nie udostępniały tego opisu na stronach internetowych bez podania skąd wzór pochodzi.


Życzę udanej i pogodnej niedzieli :)

20 maja 2011

Anioł w ramach "Dziękuję za to, że byłeś i jesteś nadal".

Jest taki Ktoś kto bardzo wiele znaczy dla mnie i dla mojej rodziny. Bez Niego być może nie byłoby mnie tutaj, nie było by mojej rodziny, dzięki niemu drogi moje i mojego męża się zeszły - choć byliśmy sąsiadami. Gdyby nie On, nie była bym tym kim jestem. Właściwie to On mnie wychował. Kiedy w moim życiu zaczął się najtrudniejszy okres, trafiłam pod Jego skrzydła i już tam zostałam. Jak podziękować za to wszystko co dla mnie zrobił? Dla niego nie jest ważne słowo "dziękuję", ale to, że nadal żyję według tego czego mnie nauczył. Ale ja chciałam dać Mu coś, co będzie bardzo moje, coś co zrobiłam sama i by to wyrażało Naszą wdzięczność i miłość - taką przyjacielską jak do rodzica. Wiele lat mieszkał On w moim rodzinnym mieście, później trafił na 6 lat do Gdańska, a teraz jest w Szczecinie. A że jadąc do Polski przejeżdżaliśmy przez Szczecin - nie można było inaczej, jak umówić się na małe spotkanie. Miałam tylko 2 dni na wymyślenie czegoś i przygotowanie prezentu. Siedząć przed komputerem otworzyłam pasek przeglądarki i ... JEST!... zobaczyłąm blog "Anioły Anielki" - to jest to! Anioł!
Niewiele myśląc zaczęłam robić i jeszcze tego samego wieczora ukrochmaliłam go. Tak porządnie w kiślu. Gdy wysechł pomalowałam wikolem, jeszcze przed całkowitym wyschnięciem pozszywałam, a potem uformowałam żeby skrzydła nie odstawały i żeby głowa nie opadła - sznureczkami i patyczkami do szaszłyków :)
Zdjęcie robiłam późnym wieczorem - więc nie jest najlepszej jakości (u mnie nawet teraz o 21.20 jest jasno jak w dzień) i przed ostatecznym uformowaniem.
Prezent bardzo się podobał, a dla mnie to spotkanie było jak ładowanie akumulatorów, choć krótkie, wystarczy na bardo długo, choć chciałam tak wiele powiedzieć, a powiedziałam tak niewiele - wystarczyło, znalazłam odpowiedzi i siły - do kolejnego spotkania.
Pozdrawiam i do kolejnego postu już wkrótce.

06 maja 2011

Kwitnące rododendrony i kilka ogrodowych historii.

Pierwsze dwa rododendrony zakwitły! Pokazywałam już pączka, teraz czas na całość. Jeden krzak jest niski, drugi jest wysoki.


niski krzak
wysoki krzak

A to już całość, dla porównania ogromu rododendronów - obok stoi trampolina. Jest to kilka osobnych krzaków, dwa białe, jeden amarantowy i jeden fioletowy, ale każdy jest na "kilku nóżkach", a pod nimi dzieci zrobiły sobie swoją "bazę" i siadają na nisko położonych gałęziach :)
A teraz moja "folia" - w końcu doczekała się wykończenia.
 Zakupiłam też dwa krzaczki rabarbaru. Będzie na ciasta i kompoty :) Dla mnie i dla męża - bo wprost przepadamy za rabarbarem. A zakup ich okupiłam popluciem się i połamaniem języka, bo nawet nie macie pojęcia jak trudno jest wymówić po duńsku "rabaraber" - "rababa'" - tylko tak miękko "r", że prawie bez "r"...

I moje ostatnie odkrycie. Podpatrzyłam w ogrodzie u sąsiada, że ma przycięty bukszpan, tak na styl drzewek bonsai. Oczywiście mój bukszpan wymaga jeszcze dużo pielęgnacji i przycinania odpowiedniego, ale z wielkiego krzaka zrobiłam takie coś:
Tam gdzie zostawiłam listki będą kulki, placki bądź inne formy geometryczne - powycinane z liści. Pierwotnie krzak był taki wielki, że za nim był schowany rower - mąż go schował, bo chłopcy chcieli na nim jeździć :) - a mąż robił akurat wieszaki na rowery. A jak już skończyłam, to się chłopak ucieszył, że już nie musi się męczyć z wyciąganiem roweru zza krzaka :) Wokół jeszcze pobojowisko, ale to z czasem, wszystko się zrobi :)  Pod krzakiem znalazłam kilka odnóg rosnących na korzeniach. Kilka takich już wykopałam wcześniej i wsadziłam do ziemi - póki co nie widać by padły. Te natomiast wsadziłam do doniczki, żeby trochę oddechu złapały, bo były przyciśnięte wręcz krzakiem "matką".

A teraz trochę ponarzekam. Ostrzegam - będę narzekać! Otóż podejrzewam, że to ostatni post przed moim "przymusowym urlopem i wyjazdem do Polski" - mam fobię społeczną, nie lubię się tachać z dziećmi i w ogóle jestem socjopatką - nie umiem żyć w społeczeństwie.... Więc kolejny post pojawi się dopiero po 20 maja. Komentarze nadal będę moderować, może nie tak często jak do tej pory, ale nie zrezygnuję z tego, ponieważ sprawdzając spam odkryłam jak wiele niepożądanych treści (również pornograficznych) komentujący przemycają w treści komentarzy. Nie zrezygnuję z moderacji, więc jeśli Wasze komentarze nie będą się ukazywać w przeciągu dnia, proszę poczekać :)
Liczę na to, że w weekend znajdę chwile na posta i że uda mi się ukończyć projekt który na szybko przygotowuję, a jeśli nie to do zobaczenia  za dwa tygodnie!
P.S. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym psychicznie to przetrwała...

04 maja 2011

Czapeczka wiosenna.

Pomimo kilku strupków na twarzy, córka zdecydowała się pokazać w czapeczce, która ukończona jest już od prawie miesiąca... Zaczęłam ją robić w marcu zdaje się, ale potem zrobiło się cieplutko... Czapeczka jest wiosenno - jesienna. Czapeczka powstała z włóczki bawełniano-akrylowej. Wzór do niej zamieszczam poniżej, a zaczerpnęłam go z galerii Małej Gosi - akcesoria (link na bocznym pasku). Daszek i kwiatek - to już moja wariacja - bez wzoru :)



Wreszcie pokazałam coś wyszydełkowanego :) A w przygotowaniu post ogrodowy - o kwitnących rododendronach.
Trzymam kciuki za wszystkie roślinki w Waszych ogródkach - ja się talk przestraszyłam, że zakrywam folią na noc ogródek (cały!), a agawa i doniczkowe kwiatki i zioła chowam do piwnicy na noc! Niby u nas jest ładnie, popada przez 5 min, potem wyjdzie słońce i tak już od dwóch dni, niby temperatura ma nie przekraczać zera, ale... Śnieg w maju... a przecież mieszkam w kraju skandynawskim!
Pozdrawiam!

03 maja 2011

Tarta porzeczkowa i troszkę lokalnych widoczków.

Najpierw będzie o słodkościach. Tarta powstała na spodzie biszkoptowym. Miałam jeszcze trochę czerwonych porzeczek mrożonych, wymieszałam je z lekko stężoną galaretką, wylałam na spód i ciasto jest. 


W drugi dzień Świąt Wielkanocnych wybraliśmy się nad morze do Udbyhøj na lody :) Mamy blisko do morza, w linii prostej, jakby się dało dojechać to by było jeszcze bliżej... Jest to ujście fiordu do morza. Plaża jest po stronie fiordu.



Było pięknie i cieplutko, choć jak to nad morzem bywa - trochę wiało.
Natomiast w ten weekend było ciepło, ale wiał wiatr. Wymarzona pogoda na puszczanie latawca. Więc na tyłki naciągnęliśmy długie spodnie, kurtki pod pachę i nad morze! 

Wiało strasznie! Ale w końcu o to chodziło!
W drodze powrotnej zrobiłam kilka zdjęć okolicy. Jest tak jedna górka gdzie widać pięknie wiatraki, które są blisko mojej wioski, tylko, że od mojej strony widać je rzędami i choć są blisko to nie udało mi się robić zadowalającego zdjęcia. A z górki w Dalbyneder widać pięknie. Wszystkie wiatraki nie zmieściły mi się w kadrze, ale prawie wszystkie.




Trochę mi głupio, że pokazuję takie piękne widoczki jak u Was taka wstrętna pogoda. U nas też dziś mało słońca, padało trochę... Czasem się zastanawiam czy to na pewno ja mieszkam na Skandynawii?! Miały być jeszcze zdjęcia kwitnącego rododendronu, ale daruję Wam to dzisiaj. Życzę pogody.